W każdej z tych poznańskich drużyn przez jakiś czas występował Andrzej Perz, który był znanym wówczas napastnikiem, a o jego klasie najlepiej świadczy fakt, że w jednym z sezonów dla „Eki” z Głównej, czyli Polonii zdobył 27 bramek w 30 meczach. Był on też uczestnikiem wielu derbowych spotkań.
– Najbardziej chyba zapamiętałem derbowe starcia w barwach Warty przeciwko nielubianej w naszym mieście Olimpii na poziomie II ligi, czyli odpowiedniku dzisiejszej I ligi. Do Zielonych dołączyłem w sezonie 1977/78. W czterech kolejnych spotkaniach z Olimpią zaliczyliśmy cztery remisy, choć przecież to rywale zawsze byli faworytem. Najbardziej utkwił mi pamięci jeden z meczów na Golęcinie, kiedy Józef Pomoryn, mieszkający obecnie za oceanem strzelił karnego po faulu na mnie – wspominał 68-letni Perz, który przez pół roku reprezentował też barwy milicyjnego klubu z Golęcina, ale jak sam mówi, głównie spędzał wtedy czas na ławce rezerwowych i w oczekiwaniu na spełnienie wspaniałych obietnic działaczy.
Sprawdź też:
Trenowali przy lampach, żeby oswoić się z jupiterami
– Obiecywali mi złote góry, po czym nie dotrzymali słowa. Wiadomo, jak człowiek ma 23 lata i rodzinę na utrzymaniu, to ma też gorącą głowę. Łatwo się domyślić, że ta nieudana przygoda z Olimpią miała potem wpływ na moje nastawienie do meczów z byłym klubem – dodał Perz.
Opowiedział on nam również, że w tamtych czasach derby z Olimpią bardzo poważnie traktowali działacze Warty.
– Trenowaliśmy przez cały tydzień na żwirowym boisku przy Drodze Dębińskiej, tam gdzie obecnie znajduje się giełda kwiatowa, bo to był jedyny plac treningowy z lampami. Chodziło o to, że lokalny rywal miał jako jedyny jupitery i trzeba było się do nich jakoś przyzwyczaić. Tak samo jak do tego, że czasami padały propozycje dodatkowego motywowania piłkarzy. Przed jednym ze spotkań prezes Warty obiecał nam po 1000 starych złotych na głowę, czyli dwie średnie ówczesne pensje – wspominał były snajper Zielonych.
Fikcyjne etaty nie tylko w Polonii
Jeszcze w barwach Polonii był on też uczestnikiem słynnych derbów z Wartą wiosną 1977 r., kiedy klub z Wildy toczył w lidze międzywojewódzkiej zacięty bój o awans do II ligi ze Stalą Stocznia Szczecin.
– Wcześniej do nas przyjechali szczecinianie i niespodziewanie urwaliśmy im punkt. Warta też nie miała łatwej przeprawy, bo do przerwy przegrywała z nami 0:1. Ostatecznie zwyciężyła 2:1, ale musiała się wznieść na wyżyny swoich umiejętności. Polonia zresztą w tamtych czasach była chyba najbardziej takim poznańskim klubem – przyznał Perz, który tak jak cała drużyna w tym czasie był zatrudniony na fikcyjnym etacie w zakładzie „Pomet”. Może kibicom i pracownikom nie podobały się wówczas specjalne przywileje dla piłkarzy, ale też pewnie nie przypuszczali, że za 30 lat zawodnicy w ekstraklasie będą zarabiać 10-20 razy więcej od nich.
Sprawdź też:
Ewolucja w kibicowaniu
Do dziś Perz utrzymuje bliskie kontakty z innym uczestnikiem derbowych spotkań, byłym bramkarzem Warty i Polonii, Ryszardem Bobkowskim, który z kolei bardzo ciekawie przedstawił swoją ewolucję w kibicowaniu poznańskim zespołom.
– Moje serce zawsze biło na zielono, ale z czasem zacząłem bardziej kibicować Lechowi, który miał po prostu większe sukcesy i lepszych piłkarzy. Pozycja Kolejorza w Poznaniu jest niepodważalna, ale przecież mieszkamy w dużym mieście, skoro kiedyś było miejsce do rozwoju 5-6 klubów, to chyba teraz tym bardziej są ku temu warunki – słusznie zauważył Bobkowski.
Zobacz zdjęcia:
Zobacz też:
Sprawdź też:
Wokół Bułgarskiej - zobacz najnowszy odcinek magazynu o Lechu Poznań
Chcesz wiedzieć więcej?
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?