Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Poznań wygrał z Górnikiem w Zabrzu 1:0. Wyjazdy to specjalność Kolejorza! [ZDJĘCIA]

Maciej Lehmann
Lech Poznań wygrał w niedzielę z Górnikiem w Zabrzu 1:0. Kolejorz w tym roku gra niesamowicie na wyjazdach! Po raz dziewiąty wygrał na boisku rywali. Tym razem trzy punkty zdobył na boisku Górnika, gdzie do tej pory wygrały tylko zespoły Zagłębia Lubin oraz Jagiellonii Białystok.

Zwycięstwo Kolejorza było zasłużone, ale też szczęśliwe. W ostatniej minucie gospodarze nie wykorzystali rzutu karnego. Nie popisał się Prejuce Nakoulma, który źle trafił w piłkę i nie trafił nawet w światło bramki. Zwycięskiego gola dla Lecha zdobył Hubert Wołąkiewicz. Obrońca Lecha zachował w 63 minucie zimną krew i z jedenastu metrów strzelił pod poprzeczkę. Cieszymy się z punktów i czekamy na zwycięstwo w sobotę z GKS Bełchatów!

Piotr Reiss: Chcę w sobotę odczarować stadion Lecha Poznań

To był mecz z gatunku tych "o sześć punktów". Lech po raz pierwszy bowiem grał na z bezpośrednim rywalem w walce o mistrzostwo Polski. Obie drużyny przystąpiły to tego pojedynku podwójnie zmotywowane. W poprzedniej kolejce przegrały na własnych obiektach mecze, których były faworytami. - Czeka nas bardzo trudny mecz, bo zabrzanie są bardzo dobrze przygotowani do sezonu. W analizach, które mam zabrzanie pod względem fizycznym byli najbliżej nas, a nikt nie był lepszy. Spodziewam się zaciętego spotkania - mówił trener Lecha.

I rzeczywiście od pierwszego gwiazda sędziego rozgorzała twarda walka o każdy metr boiska. Mecz przypominał trochę dawne starcia angielskich drużyn. Obie drużyny próbowały grać wysokim pressingiem. Miejsca na dokładne rozegranie akcji było niewiele, piłka szybowała spod jednego pola karnego pod drugie, rzadko dotykając murawy. A jeśli już komuś udało się podejść pod bramkę zawodziła skuteczność.

Trener Rumak nie mógł wystawić chorego Luisa Henriqueza i to się wiązało z przemeblowaniem linii obrony. Hubert Wołąkiewicz znów przeszedł na lewą stronę, a partnerem Marcina Kamińskiego na środku był Ivan Djurdjević. Widać było, że nasi obrońcy przede wszystkim nie chcą popełnić błędu. Dlatego nie próbowali finezyjnie rozegrać piłki, tylko jak najprostszymi środkami starali się zażegnać niebezpieczeństwo.

Zaskoczeniem była obecność na ławce rezerwowych Łukasza Teodorczyka. Wydawało się, że nowy napastnik Lecha od pierwszej minuty będzie absorbował uwagę obrońców gospodarzy, tym bardziej, że w ubiegłym tygodniu "Teo" oglądał występ kolegów z trybun, gdyż musiał odcierpieć karę za czerwoną kartkę.

- Łukasz ciężko z nami pracował w tym tygodniu i jest w małym dołku. Mam nadzieję, że szybko wróci do wysokiej dyspozycji - mówił przed meczem szkoleniowiec Lecha

Górnik też był osłabiony. Powracający po kontuzji Nakoulma i mający zaległości treningowe Jeleń usiedli na ławce rezerwowych. "Straszakiem" na Kolejorza miał być Zahorski, a więc napastnik, przed którym nasi obrońcy nie musieli czuć respektu.

I rzeczywiście w pierwszej połowie spięć podbramkowych było jak na lekarstwo. Trochę groźniejsze były ataki Lecha, ale akcjom naszych piłkarzom brakowało wykończenia. Swojego rytmu długo nie mógł złapać Hamalainen, szarpali Ślusarski i Tonew, ale stuprocentowych sytuacji nie potrafili sobie stworzyć. Piłka jak na flipperze odbijała się od nóg, to jednych to drugich. Dominowało hasło - podejść wysoko i nie dać rozegrać piłki. Poziom meczu na pewno nie mógł rozgrzać zmarzniętych kibiców.

CZYTAJ TAKŻE:
Górnik - Lech: Szczęście sprzyjało lepszym [KOMENTARZ]
Rumak po wygranej: Remis byłby sprawiedliwy

Znacznie ciekawej było po przerwie, kiedy to obie drużyny trochę z sił i zrobiło się więcej miejsca na rozegranie piłki. Na początku drugiej połowy nasi obrońcy popełnili błąd, którego na szczęście nie wykorzystał Danch, ale potem kilka świetnych okazji mieli lechici. Między 52 a 62 minutą Kolejorz mógł nawet zdobyć trzy gole. Dwukrotnie Hamalainen i raz Teodorczyk nie wykorzystali sytuacji sam na sam ze Skorupskim, który wyrastał na bohatera meczu. To był najlepszy fragment Kolejorza w tym meczu.

Lech na szczęście potrafił zmusić do kapitulacji bramkarza Górnika. Udało się to Hubertowi Wołąkiewiczowi, który wykorzystał rzut karny, podyktowany za rękę Seweryna Gancarczyka po strzale Karola Linettego. Były piłkarz poznańskiego zespołu odbił piłkę łokciem.

- To był prezent od arbitra. Czułem, że piłka uderzyła mnie w żebro. My mieliśmy też karnego, ale go nie potrafiliśmy wykorzystać - mówił po meczu podłamany "Garnek".

Górnik mógł wyrównać w ostatniej minucie, po faulu Kamińskiego na Iwanie. Pomocnik Górnika wykorzystał trochę swój aktorski talent, ale sędzia nie miał wątpliwości i po raz drugi tego wieczoru wskazał na "wapno".

- Dostałem piłkę od Prejuce'a, poszedłem na fantazji, szukając strzału - opowiadał Iwan - Piłkarz Lecha wyprowadził mnie jednak z równowagi, takżę karny był jak najbardziej słuszny - dodał.
To mógł być wielki powrót "Prezesa". Nakoulma jednak fatalnie przestrzelił i Kolejorz mógł cieszyć się z dziewiątego zwycięstwa na wyjeździe.

- Wygraliśmy z drużyną bardzo dobrze ustawioną taktycznie. Ciężko zapracowaliśmy na ten sukces, dlatego radość jest ogromna. W drugiej połowie mieliśmy bardziej klarowne sytuacje niż Górnik i dlatego uważam, że to zwycięstwo było zasłużone - powiedział Linetty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski