Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech wyrwał punkt w 90. minucie [RELACJA, ZDJĘCIA]

Maciej Lehmann
Lech po raz pierwszy w tym sezonie potrafił podnieść się z kolan. Choć przegrywał do przerwy 0:2, "rzutem na taśmę" wywalczył remis 2:2. Pozostał jednak po tym meczu niedosyt, bo w Kielcach można było pokusić się o coś więcej niż tylko punkt. Niestety, pierwsza połowa została wyraźnie przespana przez nasz zespół.

Kolejorz już od dawna, na wyjazdach, nie potrafił sobie poradzić z agresywnie grającymi rywalami. W meczu, który miał być dla poznaniaków przepustką do podium, nasi piłkarze znowu dali się w łatwy sposób zaskoczyć. Gapiostwo, brak zdecydowania, ale także chaos i niedokładność na połowie rywali w pierwszej połowie zadecydowały o tym, że Lech w Kielcach musiał odrabiać dwubramkową stratę.

PRZECZYTAJ TAKŻE:
Oceniamy lechitów po zremisowanym 2:2 meczu z Koroną
Lech Poznań zremisował z Koroną Kielce

Za drugą połowę naszym piłkarzom należą się brawa. Niestety, ten remis może poznania-kom poważnie skomplikować plany włączenia się do walki o miejsca premiowane startem w europejskich pucharach.

- Ten mecz jeszcze o niczym nie przesądzi - mówił przed wyjazdem do Kielc trener Lecha Mariusz Rumak, ale, niestety, po tej kolejce strata do czołówki jest cały czas spora. Całe szczęście, że druga połowa pokazała, że Poznańska Lokomotywa nie straciła impetu z poprzedniego tygodnia, kiedy po wygraniu trzech spotkań znowu włączyła się do walki o podium. - Zamierzamy grać z Koroną swoją piłkę. Nie chcemy wdawać się w niepotrzebną wymianę ciosów, tylko szybko przejąć inicjatywę na boisku - zapowiadał szkoleniowiec Kolejorza, ale z tych planów nic nie wyszło. Wyraźnie brakowało Artjoma Rudniewa, a więc tego, który mógłby dodać jakości, w grze ofensywnej naszej drużyny. Trener Rumak zagrał va banque, posadził na ławce rezerwowych Łotysza, ale tym razem to ryzyko się nie opłaciło.

Gospodarze, którzy nie kryli, że najbardziej obawiają się najlepszego strzelca ekstraklasy, mogli od początku śmielej zaatakować. Lech praktycznie sam postawił się pod ścianą. Dobrze, że naszym piłkarzom nie zabrakło determinacji i olbrzymiej woli walki w końcówce meczu, bo wyjeżdżaliby do domu z pustymi rękami.

Początek był fatalny. Już w 2. minucie Jasmin Burić uratował Lecha od straty bramki. Z rzutu wolnego dośrodkował Sobole-wski. Piłka trafiła do Stano, którego nie potrafił upilnować Kamiński, ale na szczęście strzał głową z pięciu metrów obrońcy gospodarzy znakomicie obronił bramkarz poznańskiej drużyny.

To powinien być sygnał ostrzegawczy dla naszych obrońców, ale niestety, został on zupełnie zlekceważony i skutki tego były wręcz opłakane. Po kolejnym rzucie rożnym gospodarzy, lechici źle wybili piłkę. Ta szybko wróciła w pole karne Kolejorza. Kamiński się zagapił, źle obliczył lot piłki i na dodatek dał się przepchnąć Stano. Futbolówka odbiła się od pleców lechity i spadła wprost pod nogi Daniela Gołębiewskiego, za którym z kolei nie nadążył Bartosz Ślusarski. Napastnik Korony nie zmarnował takiej okazji i uderzeniem z woleja pokonał bezradnego Jasmina Buricia.

Ten zimny prysznic nie podziałał orzeźwiająco na naszą drużynę. Lechici grali nerwowo, nie potrafili zbudować żadnej składnej akcji. Bramkarz Korony długo był bezrobotny. Jedyne zagrożenie Lech stwarzał po stałych fragmentach gry, ale tych też nie było zbyt wiele.

O pierwszej połowie właściwie należałoby zapomnieć, gdyby nie kolejny prosty błąd, który doprowadził do utraty drugiej bramki. Gospodarze krótko rozegrali rzut rożny. Lisowski dośrodkował z lewej strony do Kuzery, który strzałem głową pod poprzeczkę pokonał Burica.

Na szczęście po zmianie stron oglądaliśmy już zupełnie innego Kolejorza. Poznaniacy zaczęli grać składniej, zepchnęli gospodarzy do momentami rozpaczliwej obrony i strzelili dwie przepiękne bramki.

W 54. minucie wspaniałym uderzeniem z ponad 30 metrów popisał się Aleksandar Tonew. Bułgar trafił w samo okienko bramki Korony. Od tego momentu rozpoczął się wyścig z czasem. Kolejorz napierał, ale długo nie mógł postawić kropki nad i. Dopiero w 90. minucie Luisowi Henriquezowi udało się dośrodkowanie, które zamieniło się w gola. Panamczyk uciekł rywalom lewą stroną boiska, próbował dograć do Rudniewa, ale piłka zamiast na głowie Łotysza wylądowała pod poprzeczką bramki Małkowskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski