Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lecz ludzi dobrej woli jest więcej...

Marek Zaradniak
Wciąż roi się od „niemenologów”, którzy opowiadają kłamstwa na temat mojego ojca – mówi Natalia Niemen
Wciąż roi się od „niemenologów”, którzy opowiadają kłamstwa na temat mojego ojca – mówi Natalia Niemen fot. Rafał Wieczorek
Z Natalią Niemen, córką zmarłego dokładnie siedem lat temu Czesława Niemena, rozmawia Marek Zaradniak

Ostatnio wokół zmarłego Czesława Niemena rozpętała się burza. Chodzi o wydaną w listopadzie przez poznańską firmę "Oskar" płytę "Terra deflorata - koncert", zawierającą nagrania koncertowe Czesława Niemena ze Szczecina i Berlina. Album został wydany bez zgody Waszej rodziny. Czy ta sprawa ma ciąg dalszy?

Przez siedem lat od śmierci taty tylko nasza mama wypowiadała się publicznie. Ja postanowiłam do tych wypowiedzi dołączyć, teraz ponieważ przelała się czara goryczy. Istnieje grupa złych osób, uważają się za ludzi dobrej woli. Tymczasem krzywdzą wdowę, brukają pamięć jej zmarłego męża. Małżeństwo dwojga ludzi stanowi jedność, więc nawet jeśli jedna osoba umiera ta, która pozostała, jest częścią tego jestestwa, które odeszło. Uważam, że w naszym kraju małżeństwo nie cieszy się szacunkiem i dlatego ci ludzie zapominają, że chcąc przyczynić się do utrwalenia pamięci o zmarłym Czesławie Niemenie, zniesławiają jego ukochaną żonę. Ludzie, którzy uzurpują sobie prawo do pielęgnowania pamięci o ojcu, publicznie opowiadają przeróżne kłamstwa. Osoby nieznające naszej rodziny, niebędące nigdy świadkami naszego życia rodzinnego opowiadają historie wyssane z palca i tak naprawdę tworzą nową historię życia Niemena na bazie oszczerstw. Na szczęście tych ludzi złej woli jest mniej. Ale zwykle ludzi dobrej woli nie słychać tak głośno jak złych. Wierzę, że pomimo szumu towarzyszącego destrukcyjnym działaniom tak zwanych niemenologów, z czasem wszystko ucichnie i prawda wypłynie na wierzch.

Ilu jest spadkobierców praw po Czesławie Niemenie?

Zgodnie z prawem są nimi żona i dzieci, czyli mama i moje dwie siostry. Gdyby powstał testament i gdyby w testamencie ojciec zapisał jeszcze cokolwiek innym członkom rodziny, wówczas oni też do pewnej rzeczy mieliby prawa. Ale takowy nie powstał, więc obowiązuje nas regulacja prawna.

Pani mama mówiła, że większość osób pyta o zgodę na możliwość wydania czy wykorzystania utworów Niemena. Wydawcy tej płyty jednak o to nie zapytali...

Właśnie, a przecież mają oni telefony do mamy, znają adresy. Ale nigdy nie padło z ich ust pytanie - pani Małgosiu, mamy taki pomysł, chcemy wydać płytę z nagraniami na żywo, bo twórczość pani męża to perła. Co by pani powiedziała? Mało tego, ci ludzie właśnie dlatego, że moja mama okazała się odważną i bezkompromisową  w walce o pamięć wielkiego artysty, rozsiewają zwykłe plotki, że pani Małgorzata Niemen na nic się nie zgadza i blokuje wydawanie czegokolwiek, co pochodzi ze spuścizny jej męża. Do tego pozwalają sobie na opowiadanie żenujących, nieprawdziwych historii. Słyszałam, że Krzysztof Wodniczak po śmierci Taty zaczął rozgłaszać, że był jego ostatnim menedżerem, przyjacielem domu i niemalże zna wszystkie nasze rodzinne tajemnice. Na swojej stronie internetowej umieścił nieporadny fotomontaż swojej osoby i Czesława Niemena. Byłam zbulwersowana i dotknięta rozmową, jaką pan Krzysztof Wodniczak i Witold Andree odbyli na antenie Radia Merkury. Mianowicie pan Wodniczak orzekł, że mój ojciec w połowie lat 90. przestał kochać Małgorzatę Niemen i chciał wrócić do swej dawnej dziewczyny Faridy sprzed 40 lat. Jest to ohydne kłamstwo podane w stylu co najmniej "pomponikowym". Jako córka, nie mogę pozostać bezczynna wobec publicznego zniesławiania moich rodziców. Szczególnie jest to żenujące, gdy robią to osoby mieniące się mecenasami kultury.

A co na to Pani mama?

Moja mama chętnie przyjmuje wszystkich ludzi, którzy mają pomysły na przedłużenie pamięci o ojcu. Powstało wiele szkół imienia Niemena, festiwali, konkursów, w których biorą udział setki młodych ludzi z całego kraju. Ostatnio mama otrzymała telefon od pewnej pani z Australii z prośbą o zgodę na wykorzystanie kilkuminutowego fragmentu jednego z utworów Czesława. Oczywiście zgodziła się. Takie proste zasady nie są znane tzw. niemenologom. Intryguje mnie pytanie, dlaczego nikt będący posiadaczem dokumentacji koncertowych wykonań muzycznych Czesława Niemena nie wpadł na pomysł, aby wydać je za Jego życia. Odpowiedź jest prosta - Niemen by się na to nigdy nie zgodził. A dziś, gdy sam nie może się bronić, atakuje się jego żonę. Dodam jeszcze, że postawa pana Wodniczaka kłóci mi się z wyznawanymi przez niego wartościami. Z tego, co wiem, jest on organizatorem imprez religijnych. Już w Biblii możemy przeczytać, że najwyższa pobożność objawia się w szacunku i pomocy wdowom. Małgorzata była ukochaną żoną, opiekunką ogniska domowego i muzą - inspiracją. Pisał dla niej piosenki i wiersze. Na płycie "Katharsis" jest piosenka "Z listu do M". Na płycie "Post Scriptum" są "Serdeczna muzo", i "Moje zapatrzenie". Na płycie "Mourner’s Rhapsody" jest "Baby M". A wiersz "Dobroci moja" zamieszczony w magazynie "Tylko rock", gdzie ojciec pisał felietony? To wszystko było dedykowane swojej żonie. Zachęcam do lektury.

Jak wyglądało życie w waszej artystycznej rodzinie?

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nasza rodzina była rodziną nieco ekscentryczną, ale z drugiej strony cechowała nas duża normalność. Moja mama była mamą domową, tata też był obecny, choć nie do końca, bo większość czasu spędzał w swojej pracowni muzycznej. Mieliśmy zwyczajne, codzienne kłopoty. Mieszkaliśmy w niedokończonym domu. Tata jako typowa Zosia samosia uważał, że wszystko zrobi najlepiej, więc odkładał na przykład na później zbudowanie balustrady przy schodach. To moim zdaniem jeden z dowodów na naszą inność. Koleżanki i koledzy, u których bywałam, mieli takie zwyczajne domy. Tam wszystko było na swoim miejscu. Nie zbierała się też u nas tzw. artystyczna śmietanka. Moi rodzice najlepiej czuli się we własnym towarzystwie. Po dziś dzień istnieje wąskie grono wiernych, dobrych przyjaciół, z którymi rodzice, od kiedy pamiętam, utrzymywali bliskie kontakty. Odkąd mama jest wdową, często dzwonią z pytaniami: Małgosiu jak się czujesz? Czy ci w czymś pomóc? Jak się trzymasz?

A jakim Czesław Niemen był ojcem?

Dość specyficznym. Jak już wspomniałam, w zasadzie zawsze był w domu, ale dużo czasu poświęcał pracy. I tak naprawdę cały dom podlegał systemowi i rytmowi jego pracy.

Jaki był ten rytm?

Z siostrą chodziłyśmy do szkoły muzycznej i musiałyśmy dużo ćwiczyć na instrumentach. Jednak gdy tata nagrywał, było to niemożliwe. Trzeba było tak zorganizować czas, aby ćwiczyć następnego dnia lub przynajmniej o innej godzinie. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż byliśmy świadkami całego procesu twórczego, to rzec by można, że cały dom był jednym wielkim studiem. Pomimo dość dużych utrudnień w codziennym życiu, jakich doświadczaliśmy w tytułu właśnie tej wszędobylskiej "niemenowości", dziś poczytuje to sobie za wielki przywilej. Mało który muzyk miał możliwość obserwacji procesu twórczego Czesława Niemena od początku do końca.

Jaki wpływ miał tato na Panią jako muzyka?

Decydujący. Przede wszystkim zaszczepił we mnie dobre gusty muzyczne. "Kazał" słuchać krzykaczy z lat 60. Otisa Redinga, Wilsona Picketta, Sama Cooke’a. Te nazwiska może nie wszystkim wiele mówią, ale znawcom tematu, którzy lubią stare, korzenne dobre granie mówią bardzo wiele. To zawdzięczam tacie. Z siostrą od najmłodszych lat słuchałyśmy właśnie takiej muzyki. To wpłynęło na nasze gusty muzyczne i na nasze podejście do komponowania i wykonywania. Ojciec widział mnie jako altowiolistkę w orkiestrze symfonicznej. Marzyłam jednak o scenie i o śpiewaniu, co w końcu zaakceptował i wspierał. Ojciec był z natury człowiekiem zamkniętym w sobie i nie dowiedziałam się o nim wielu rzeczy, o których chciałabym wiedzieć. Zawsze natomiast rozmawialiśmy o muzyce. W ostatnich latach jego życia choroba bardzo go zmieniła. Zaobserwowałam w nim nieco więcej ciepła i cierpliwości. Był chętny do wysłuchiwania i rozmowy. I właśnie wtedy odbyliśmy kilka niezwykle drogocennych dla mnie rozmów o muzyce i sztuce w ogóle. Pamiętam, że odkryłam nagrania rewelacyjnego chóru gospel. Siedzieliśmy i zasłuchani, chłonęliśmy z zachwytem każdą frazę, zgodnie podrygując i komentując co bardziej emocjonalne wspaniałe wokalizy. Wiem, jakiemu sposobowi frazowania i ekspresji wokalnej hołdował. Wiem, jakich kompozytorów cenił. Ojciec zawsze zachęcał mnie do komponowania. Toteż od czasów szkoły podstawowej siadałam do pianina i próbowałam układać piosenki. Gdy już wiedział, że chcę śpiewać, wbijał mi do głowy niczym mantrę - "zawsze śpiewaj tylko swoje kompozycje". Gdy zauważył, że są one mroczne, powiedział krótko - " rób piosenki dla ludzi". Wprawdzie ojciec pod koniec życia nie pisał już piosenek, lecz bardziej wyrafinowane formy muzyczne, miał jednak do tego święte prawo, gdyż po prostu taką wszechstronność w sobie nosił. Mogę powiedzieć, że w naszej rodzinie panował swoisty kult twórczości, a odtwórczość była krytykowana.

Czy jako ojciec Czesław Niemen był wymagający?

Tak. To był człowiek, który wywodził się ze szkoły zimnego chowu. Bardzo nas kochał, pod koniec życia nasze relacje zyskały na bliskości.

Czy są nagrania Czesława Niemena, o których nie wiemy?

Oczywiście. I my, jako rodzina, spadkobiercy, a w szczególności Małgorzata Niemen, jako osoba Czesławowi Niemenowi najbliższa, a wiec najlepiej wiedząca, czego by sobie życzył, mamy w planach przeróżne wydawnictwa nie tylko muzyczne. Jeśli chodzi o najbliższą przyszłość, moja mama we współpracy z gronem fachowców przygotowuje prawdziwą gratkę, czyli zbiór felietonów Czesława Niemena pisanych przez kilkanaście lat do pism "Tylko Rock" oraz "Teraz Rock". Myślę, że po lekturze felietonów, ludzie będą mieli okazję dowiedzieć się daleko więcej na temat chociażby priorytetów życiowych swojego idola, a także zyskać świadomość, jakie było jego podejście np. do wydawania płyt typu "na żywo". W naszej rodzinie nigdy nie było tajemnicą, że Czesław Niemen miał niechętny stosunek do pokazywania szerokiej publiczności dokumentacji koncertowych. Ludzie z branży, którzy znali tatę i rozumieli go, mogli by potwierdzić, że był totalnym, skończonym perfekcjonistą. Potrafił ślęczeć nad jednym króciutkim fragmentem przysłowiowe milion razy, by ten osiągnął doskonałą formę. Raz nawet wycofał płytę z tłoczni, bo chciał jeszcze coś poprawić. Było dla niego niezwykle ważne, aby dzieło, które pokazuje publiczności było dokładnie takie, jak on sobie wymyślił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski