Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Legenda Bałtyku": Pod Pegazem jak na planie filmowym [RECENZJA]

Stefan Drajewski
„Legenda Bałtyku” Nowowiejskiego według Roberta Bondary, czyli love story i opowieść o słowiańskiej Atlantydzie w jednym
„Legenda Bałtyku” Nowowiejskiego według Roberta Bondary, czyli love story i opowieść o słowiańskiej Atlantydzie w jednym Bartek Barczyk
Dzieło Nowowiejskiego w interpretacji Tadeusza Kozłowskiego i inscenizacji Roberta Bondary okazało się dziełem ze wszech miar filmowym.

Dźwiękom uwertury towarzyszyła projekcja filmowa, która od początku sugerowała, że nie czeka nas na scenie rekonstrukcja baśniowej opowieści Walerii Szalay-Groele (libretto). Młody mężczyzna ubrany w lekko stylizowany na średniowieczny strój wędruje brzegiem morza i rozstawia sieci…

Kiedy podniesie się kurtyna, zobaczymy go jako Domana (Pavlo Tolstoy). Historia miłosna - Bogna (Wioletta Chodowicz) kocha Domana i nie chce wyjść za mąż za Lubora (Robert Gierlach) - miesza się z opowieścią o mitycznej „słowiańskiej Atlantydzie”. Ojciec Bogny widząc nieprzejednaną postawę córki, stawia Domanowi warunek. Musi zdobyć koronę Juraty.

Robert Bondara mając świadomość, że akt drugi stanowi wielką scenę baletowa, w finale I aktu dubluje postaci Bogny i Domana tancerzami (Julia Korbańska i Gal Trobentar Žagar), które tłumaczą emocje i zachowania śpiewaków. I akt rozgrywa się na plaży, w tle widać morze, bohaterowie ubrani są na szaro z wyjątkiem Lubora (w czerni). Wszystko przypomina jakby plan czarno-białego filmu...

Bondara przy współpracy Julii Skrzyneckiej (scenografia), Martyny Kander (kostiumy) i Macieja Igielskiego (światła) stworzył niezwykle ciekawą opowieść.

Monochromantyczne barwy szarości przełamane tylko czerwienią kostiumów tancerek i tancerzy w akcie II i czernią Lubmora, nadają tej historii rys uniwersalny. Muzyka Feliksa Nowowiejskiego ma charakter filmowy: portretuje charaktery postaci, tworzy klimat i tło sceniczne. Orkiestra pod kierunkiem Tadeusza Kozłowskiego wydobywa z niej różne barwy, zachowując epicki rozmach, akcentując - kiedy trzeba - liryzm lub humor. Wszyscy śpiewacy reprezentowali wyrównany poziom. Mnie urzekli Magdalena Wilczyńska-Goś (Swatawa) i Szymon Komasa (Tomir).

O scenicznej urodzie dzieła Nowowiejskiego zadecydowali jednak tancerze: alter ego głównych bohaterów, podwodne królestwo Juraty wyczarowane ruchem (akt II) czy dekonstrukcja polskich tańców ludowych w akcie III w trakcie Sobótki. Widać, że reżyser jest tancerzem i choreografem. Szkoda tylko, że nie udało mu się uaktywnić ruchowo i aktorsko wszystkich śpiewaków (zwłaszcza Roberta Gierlacha).

Kiedy kurtyna opadła, zabrakło mi tylko napisu „The End”.

Teatr Wielki w Poznaniu: „Legenda Bałtyku” Feliksa Nowowiejskiego

kierownictwo muzyczne Tadeusz Kozłowski, reżyseria i choreografia Robert Bondara, scenografia Julia Skrzynecka, kostiumy Martyny Kander, światła Maciej Igielski, wideo Karolina Fender-Noińska

premiera: 8 grudnia 2017 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski