Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łejery: Co by się nie działo, teatr musi grać!

Anna Jarmuż, Katarzyna Sklepik
Uczniowie z Łejerów podczas spektaklu, który przedstawiali na inauguracji teatru „Scena Wspólna”
Uczniowie z Łejerów podczas spektaklu, który przedstawiali na inauguracji teatru „Scena Wspólna” Waldemar Wylegalski
Całkowita równość, demokracja i umiejętność mówienia „nie” - to posag kolejnych pokoleń. Czy Łejery mogą to stracić?

Urodził się w czepku i jak przyznaje, był to jego pierwszy kostium teatralny. Artystyczne i organizatorskie zdolności rozwijał już jako dziecko. Na podwórku. Zabawy i przebieranki, które proponował kolegom, zawsze zyskiwały ich akceptację. I wtedy zaczęły powstawać jego pierwsze przedstawienia.

Na szarych powojennych ulicach rodził się teatr. Dziecięcy, gdzie dziecko gra główną rolę. Jest ważne, a jego potrzeby nie są marginalizowane. Gdzie dziecko ma swoje prawa i obowiązki. Dorosły już Jerzy Hamerski, druh Jurek, założyciel harcerskiej drużyny artystycznej, a potem teatru „Łejery” postanowił uczyć i wychowywać przez sztukę. Został pedagogiem, ale nietypowym.

- Miałem jedenaście lat, gdy poznałem Jurka Hamerskiego. Ta przyjaźń ma już prawie 40 lat. To kawał mojego życia - wspominał w jednej z naszych rozmów aktor Piotr Gąsowski. - Dzisiaj to szkoła z własnym teatrem, a wtedy to była drużyna harcerska z artystycznym zacięciem. Taka alternatywa dla szarówki, jaka nas wtedy otaczała. Jak sobie teraz o tym myślę, to Hamerski był niekonwencjonalny w swoich pomysłach.

Teraz to nic takiego, ale wtedy postawić na dachu szkoły podstawowej rozświetloną choinkę nad gabinetem najgroźniejszego nauczyciela fizyki, to było coś. Pamiętam to nasze zakradanie się, żeby ją tam postawić. To było takie fajne, tajemnicze. Potem wszystko poszło w stronę teatru młodzieżowego, nie rezygnując z takiej obrzędowości, którą Jurek nadal kultywuje. To między innymi dzięki jego determinacji i wielkiej osobowości powstał ten teatr na Winogradach, ta szkoła bez dzwonków. Jego szkoła marzeń. Cześć mu za to - mówi aktor, którego znamy m.in. z serialu „Daleko od noszy” i z prowadzenia programu „Twoja twarz brzmi znajomo”.

Był rok 1990, gdy Jerzy Hamerski i Elżbieta Drygas postawili wszystko na jedną kartę. W kilku salach Młodzieżowego Domu Kultury nr 2 założyli szkołę, a właściwie „teatralną zerówkę”.

- Byłam pierwszym rocznikiem, który zaczął uczyć się w „Łejerach” - wspomina Marta Keck. - Nie było wtedy egzaminów. Szkoła była jednym wielkim eksperymentem. Moja klasa była grupą przypadkowych dzieciaków i szalonych rodziców. Wszyscy pracowaliśmy na to, by szkoła mogła trwać.

Szkołę na tirach przywieźli i sami postawili
Gdy w 1994 roku nad „Łejerami” zawisło widmo likwidacji, spowodowane m.in. brakiem miejsca na ich działalność, zaczęto szukać budynku na szkołę.

- Pamiętam jedną z mam - Marysię, która pracowała w kuchni i robiła dzieciom śniadanka. Któregoś dnia powiedziała: a wiecie, w Lesznie to jest taka szkoła, którą przywieźli z Holandii. Myśmy na nią trochę spojrzeli jak na tego świstaka, co zawija w sreberka, ale Jurek Hamerski wsiadł w samochód i pojechał do Leszna to sprawdzić - opowiada Grażyna Daniel, dyrektorka szkoły.
Po wielu zawirowaniach, piętrzących się kłopotach formalno-prawnych i finansowych, pod koniec lutego 1995 roku, kilkunastoosobowa grupa rodziców, nauczycieli i robotników wyruszyła do holenderskiego miasteczka Mierlo, aby rozebrać podarowaną szkołę. Przywiezioną w osiemnastu tirach postawiono na - podarowanym przez miasto - terenie tuż obok parku na Cytadeli.

- Sam budynek z architektonicznego punktu widzenia też jest bardzo ciekawy. Nie przypomina tak zwanych tysiąclatek, powstających na osiedlach z wielkiej płyty - mówi Franciszek Sterczewski, absolwent Łejerów. - Szkoła jest parterowa. Nie ma tam wąskich korytarzy. Jest za to przestrzeń, wielkie okna i świetliki w dachach. Gdy chodziłem do szkoły, szyby w oknach były przesuwane - można było więc wyskoczyć na przerwę przez okno na boisko. Ta szkoła była dla nas miejscem zabaw, labiryntem. Lubiliśmy tam biegać i bawić się w chowanego.

W lutym 1996 roku odbyła się uroczysta inauguracja „Szkoły pod wiatrakiem”, bo tak ją w swojej piosence nazwała Wanda Cho-tomska. Tę popularną dziecięcą autorkę i „Łejery” połączyła wieloletnia przyjaźń. W 2007 roku podczas „Wandali” czyli 30. rocznicy współpracy artystycznej szkoły i pisarki, Wanda Chotomska dostała od Poznania Wielką Pieczęć Miasta.

- Łejery są moje, a ja jestem ich - wspomina Wanda Chotomska. - Nie znam drugiej takiej szkoły, która by tak mądrze współpracowała z rodzicami uczniów. I takich rodziców jak łejerscy. Oni nawet księżyc potrafili wyczarować. Naprawdę tak było - kiedyś na wieczornym przedstawieniu prezentowanym w szkolnym ogrodzie zabrakło do inscenizacji księżyca. Prawdziwy zastrajkował, więc pomysłowi tatusiowie natychmiast skonstruowali na dachu szkoły atrapę - księżyc elektryczny.

- Jestem związany ze szkołą Łejery od#1998 roku do dziś, czyli już jakąś chwilę - mówi Wojciech Kubiak, jeden z łejerskich rodziców. - Moje pierwsze dziecko, syn, poszedł na przesłuchanie za namową naszej ówczesnej sąsiadki... i się dostał. Do szkoły dojeżdżaliśmy i dojeżdżamy do dziś, 25 kilometrów w jedną stronę, każdego dnia! Ale było warto! Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, żeby posłać do Łejerów nasze kolejne dziecko, córkę, a to z jednego, prostego powodu. Chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, a lepszej szkoły w Poznaniu niż Łejery... nie ma! - twierdzi Wojciech Kubiak i argumentuje:

- Szkoła ta przede wszystkim uczy dzieci samodzielnego myślenia i jak trzeba, mówienia nie. Uczy jeszcze innych ważnych rzeczy, tego, że nie zawsze większość ma rację oraz tego, że zawsze trzeba i warto mieć własne zdanie. Siłą tej szkoły jest program wychowania dzieci poprzez teatr oraz przede wszystkim grono pedagogiczne, poświęcone swojej pracy w stu procentach i wspierane przez rodziców. Życzę wszystkim rodzicom, aby mieli możliwość posłania swoich dzieci do takiej szkoły - podsumowuje.

Życie to jest teatr
Łejery według Jerzego Hamerskiego i Elżbiety Drygas to teatr, który będąc syntezą wielu sztuk dostarcza form i metod do pracy wychowawczej i dydaktycznej. - To łamanie stereotypów, wnoszenie do szkoły polotu, fantazji, nowych pomysłów - mówi o autorskim programie Jerzy Hamerski. To także optymistyczny styl życia w gromadzie i rodzinność. To bliskie kontakty z ludźmi sztuki, z rodzicami.

- Nie tylko jako absolwentka pierwszego rocznika, ale też jako pedagog uważam, że każda szkoła powinna od Łejerów „papugować”. Nie tylko rytuały, ale przede wszystkim podejście do ucznia, jedność. Łejery dają przebojowość, rozwijają inteligencję emocjonalną, pomagają przekroczyć barierę wstydu. To bardzo pomaga - także w dorosłym życiu - gdy trzeba wystąpić publicznie - dodaje Marta Keck. I wspomina lekcje inne niż w normalnej szkole. - Atmosfera i relacje z nauczycielami tworzyły niepowtarzalny klimat, szczególnie zajęć humanistycznych. Na matematyce było konkretnie. I tak powinno być - śmieje się.
Profesor Zbigniew Pilarczyk, prorektor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, też jest łejerski. I to jak. Mało kto wie, że to właśnie on jest ich „nadwornym plastykiem”. To dla nich stworzył zielonego pegaza, który jest teraz oficjalnym znakiem szkoły. To dla Łejerów narysował setki rysunków. To tu uczył przez kilka lat historii i... zajęć praktyczno-technicznych.

- Z całą pewnością połączenie działalności artystycznej z koniecznością poznawania tajemnic ortografii i gramatyki języka polskiego, matematyki, biologii czy geografii dawało i daje znakomite efekty - uważa prof. Zbigniew Pilarczyk. - Absolwenci szkoły podstawowej, a potem gimnazjum dawali sobie znakomicie radę w renomowanych liceach Poznania, a z dużą grupą spotykałem się też na uniwersytecie. Mogłem „od kuchni” sprawdzić, czy koncepcja Eli i Jurka była słuszna.

I tu profesor przytacza anegdotę o tym, jak kilka lat temu, rozpatrując odwołania od maturzystów nieprzyjętych na pierwszy rok studiów, w jednym z nich, przeczytał:... „a historii w Łejerach uczył mnie Zbigniew Pilarczyk”. - I jak tu takiego uzasadnienia nie potraktować poważnie - uśmiecha się prorektor, który oczywiście odwołanie rozpatrzył pozytywnie. - To była słuszna decyzja, student ten świetnie radził sobie na dziennikarstwie.

Obywatele Republiki Łejerskiej
- Łejery uczyły wyobraźni, indywidualnego myślenia. Czuliśmy, że mamy tam do czynienia z nieskrępowaną atmosferą wolności - mówi Franciszek Sterczewski, aktywista ruchów miejskich, architekt, urbanista, który skończył szkołę w 2004 roku.
Według Jerzego Hamerskiego kształtowanie postaw demokratycznych obejmujących samorządność, odpowiedzialność, umiejętność otwartego wyrażania swoich poglądów i krytyki to ważny element współczesnej edukacji. W tym celu - uczniowie, nauczyciele i rodzice powołali do życia Republikę Łejerską z własną konstytucją.

Dzisiejsi absolwenci przyznają, że w szkole na Winogradach czuli się dobrze od samego początku. Tam wszyscy byli równi. Nie było lepszych i gorszych.

- Trafiłam do Łejerów w momencie, gdy szkoła została przywieziona z Holandii - wspomina Anna Siedlewska, była menager Maryli Rodowicz, obecnie zatrudniona w Sony Music Poland. - Miałam porównanie, bo początkowo chodziłam do zwykłej osiedlowej podstawówki na Dębcu. Potem trafiłam do szkoły artystycznej, gdzie był śpiew, tańce i występy teatralne. Mimo to nikt nie dał mi odczuć, że jestem obca. Zostałam bardzo ciepło przyjęta.
Konrad Zaradny, szef Młodych Demokratów - młodzieżówki PO z Poznania - do#łejerskiej społeczności dołączył trochę później, bo w trzeciej klasie podstawówki. - Od#razu zostałem zaangażowany do przygotowywanego właśnie przedstawienia. Potem wyjechaliśmy z nim na pokaz do Niemiec - wspomina młody polityk. Był to spektakl o Kolumbie, który pamięta do dziś. Jak mówi, występy artystyczne wiele mu dały. Pozwoliły zwalczyć tremę przed wystąpieniami publicznymi i rozmowami z ludźmi. Pomogły też ćwiczenia z dykcji.

- Druh Hamerski zawsze mówił, że dykcja jest najważniejsza. Kazał nam, na przykład, powtarzać zwroty w stylu „wyindy- widualizowałem się z rozentuzjazmowanego tłumu”. Łamaliśmy sobie języki - żartuje Konrad Zaradny. - Do dziś wykonuje te ćwiczenia w ramach rozgrzewki przed ważną publiczną rozmową.

Na lata zostają w głowach także słowa piosenek.- Do dziś jestem w stanie zaśpiewać tę ze spektaklu „Pali się”- przyznaje Anna Siedlewska. - Wiele umiejętności nabytych w#szkole przydało się w moim przyszłym życiu. Kilkakrotnie zmieniałam pracę, ale nigdy nie miałam problemu w nawiązywaniu kontaktu z innymi ludźmi.

Sprzyjały też temu wymiany z zaprzyjaźnionymi szkołami w Holandii. - Do tej pory mam wielu znajomych w tym kraju. Cały czas utrzymuje z nimi kontakt - mówi Franciszek Sterczewski.

Przyjaźnie nawiązane w Łejerach pozostają na długie lata. Dawnym uczniom trudno rozstać się ze szkołą. Jak mówią, Łejerem jest się przez całe życie. - Pamiętam taki rocznik absolwentów gimnazjum. Dostali świadectwa, poszli w świat, aż tu nagle 1 września na rozpoczęciu roku, patrzę - przyszła cała klasa absolwentów. Pytam, co wy tutaj robicie? A oni odpowiadają: Jak to, 1 września mielibyśmy tutaj nie przyjść? To było jedno z przyjemniejszych przeżyć - wspomina Grażyna Daniel.

Absolwenci mile wspominają wspólne śniadania. Przyniesienie z kuchni kanapek należało do obowiązku dyżurnego. Pamiętają też, jak na lekcjach wychowania fizycznego biegali wokół rosarium na Cytadeli.

- Czasem zostawaliśmy też w szkole na noc. Spaliśmy na materacach, na których później w sali gimnastycznej robiło się fikołki - mówi Franciszek Sterczewski.
W Łejerach był czas na zabawę, ale uczniowie mieli też obowiązki. - Mimo że była to szkoła artystyczna, dużą wagę przykładano tam do nauki. Do dziś pamiętam naszą bardzo wymagającą nauczycielkę chemii, przed którą zawsze stawaliśmy w rzędzie - żartuje Anna Siedlewska.

Nawet ci wymagający byli przez uczniów lubiani. Do dziś cenią to, że poświęcali im się całkowicie. - Idąc na lekcje, nie czuliśmy się, jakbyśmy szli do szkoły, ale w odwiedziny do trochę dalszej rodziny - mówi Konrad Zaradny. - W każdym roczniku była tylko jedna klasa. Dzięki temu nauczyciele mogli podchodzić do każdego bardzo indywidualnie.

- Na pierwszy rzut oka, jak ktoś do nas wchodzi, mówi: tutaj nie wygląda jak w szkole - potwierdza Grażyna Daniel. - Staramy się, aby dzieciom towarzyszył domowy, przyjazny klimat. W szkole są kanapy. Nie wieszamy dekoracji dla dekoracji. Są to albo prace dzieci, albo pamiątki. Każdy element coś znaczy. Uczniowie nie są anonimowi. Znamy wszystkich. Podczas spotkania dla przyszłych rodziców ktoś spytał mnie, czy mamy monitoring. Jeden z rodziców odparł, po co nam to, my mamy druhnę Danusię. Ona zna wszystkich po imieniu - i dzieci, i ich rodziców. Gdy coś się zdarzy, druhna Danusia zawsze w szkole jest. To jest osoba, która przytuli, przyklei plasterek - mówi Grażyna Daniel. I jak przyznaje, są to już wspomnienia. Z dawnej atmosfery niewiele pozostało.

Ustawodawca zapomniał, że może istnieć taka szkoła jak Łejery. Jedyne uzdolnienia, na podstawie których - według nowych przepisów - można wyłaniać uczniów, to sportowe i językowe, tak jakby nie mogły mieć innych. Artystycznych.

- To wszystko, o czym opowiadam, to opowieści z przeszłości. Teraz jesteśmy w głębokim kryzysie. Uruchomiła go obecna sytuacja. Wzbudzała ona wiele złych emocji, popsuła relacje w szkole. Ta współpraca pomiędzy nauczycielami, dziećmi, rodzicami zawsze była siłą tej szkoły - mówi Grażyna Daniel, która dyrektorką pozostanie do końca miesiąca. Złożyła rezygnację. Dlaczego?

- W tej chwili my, nauczyciele, mamy wrażenie, że rodzice próbują przejąć władzę w szkole. To są rzeczy bardzo dalekie od łejerskiej tradycji demokracji, dialogu - dodaje.

- W szkole czuliśmy się, jak w domu. Atmosferę przyjaźni i porozumienia wyczuwało się w powietrzu. Ta szkoła uczyła współpracy. Jeśli któryś z uczniów miał problem - okłamał kogoś lub uderzył, zapisywał to w dzienniku spraw - mówi Franciszek Sterczewski. - Później wspólnie ten dziennik czytaliśmy i wszystko wyjaśnialiśmy. Rozmawialiśmy, wymienialiśmy argumenty. Wszelkie konflikty były łagodzone. Wielka szkoda, że ludzie, którzy uczyli nas wzajemnej współpracy, teraz nie potrafią się porozumieć - zawiesza głos.
Walka o przyszłość Łejerów
Walka o Zespół Szkół nr 4 „Łejery” trwa od kilku miesięcy. We wtorek decyzję w sprawie jego przyszłości podejmie Rada Miasta Poznania.

O problemach szkoły głośno zrobiło się we wrześniu. Wtedy okazało się, że w działaniu szkoły muszą nastąpić zmiany. Wymusiła je nowelizacja ustawy o systemie oświaty. Teraz kryteria naboru będzie ustalać Rada Miasta. Mają być one takie same dla wszystkich szkół. Wyjątkiem są placówki eksperymentalne, dwujęzyczne i sportowe. Problem polega na tym, że Łejery działają poza systemem. Nie mają obwodu. Szkoła ma też własny, autorski program nauczania. Przyjmowane są tam dzieci o uzdolnieniach artystycznych z całego Poznania. Podczas 90-minutowego spotkania rekrutacyjnego, w formie zabawy odkrywane są ich talenty.

Jeśli zasady zostaną ujednolicone, o takiej formie naboru nie będzie już mowy. Wśród rodziców wybuchła panika. Pojawiła się obawa, że przez wprowadzenie rejonu, do szkoły dostaną się dzieci, które nie będą zainteresowane teatrem, a ich rodzice nie będą chętni do współpracy. Problemem, zdaniem założycieli szkoły, jest też to, że dzieci, które są dziś w szkole podstawowej, po jej ukończeniu nie będą mogły kontynuować nauki w gimnazjum - zabraknie im punktów.

Obecnie brane są pod uwagę dwa warianty rozwiązania problemu. Pierwszy zakłada utworzenie dla Łejerów mikroobwodu. Rekrutacja do szkoły odbywa się według ogólnie przyjętych kryteriów, a placówka stara się o status szkoły eksperymentalnej. Drugi wariant przewiduje likwidację ZS nr 4 i przekazanie jej pod opiekę Fundacji „U Łejerów”. Nadal będzie to szkoła publiczna. Zespół zostanie wygaszony. Przez kilka lat w budynku będą funkcjonować dwie szkoły - miejska i fundacyjna.

Zdania na temat tego, która z opcji jest dla szkoły najlepsza, są podzielone. Założyciele szkoły i spora grupa rodziców opowiada się na fundacją. Pozostali i większość nauczycieli chce, by szkoła pozostała pod opieką miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski