Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze musieli zaryzykować. Każdy oddech Antosia mógł być ostatnim

Danuta Pawlicka
Narodziny Antosia w rodzinie Magdy i Łukasza Sroczyńskich były wielkim świętem. Po wielomiesięcznej walce z rakiem 1 marca cała rodzina  będzie świętować roczek Antka
Narodziny Antosia w rodzinie Magdy i Łukasza Sroczyńskich były wielkim świętem. Po wielomiesięcznej walce z rakiem 1 marca cała rodzina będzie świętować roczek Antka Paweł F. Matysiak
W tak ciężkim stanie, w jakim znalazł się niespełna roczny Antoś Sroczyński, operacja była aktem odwagi i desperacji chirurgów z Poznania. Wiedzieli, że jej wynik obarczony jest ogromnym ryzykiem, ale nie mogli czekać. Ogromny nowotwór niszczył niemowlęciu krtań i blokował dopływ tlenu do płuc.

Dla operacji nie było alternatywy. Nikt z operujących nie był pewien sukcesu, ale każdy wiedział, że tylko w ten sposób można uratować życie dziecka. I udało się! To sukces, że Antoś żyje, rozwija się prawidłowo i przybiera na wadze. Dzisiaj rodzice chłopca mówią, iż przeżywali piekło i niebo; na przemian dopadał ich strach o synka i nadzieja na ocalenie.

Złośliwe kłębowisko naczyń
Narodziny Antosia w rodzinie Magdy i Łukasza Sroczyńskich były wielkim świętem. Bardzo długo na niego czekali, ale ten wymarzony i wyśniony bobas już po miesiącu trafił do poznańskiego Szpitala Dziecięcego przy ul. Szpitalnej.

- Przywiezione do nas dziecko miało problemy z oddychaniem, a ich przyczyną był rozległy naczyniak, który usadowił się w całej szyi i lewej części twarzy. Ten nowotwór naczyń krwionośnych nie daje przerzutów, ale bywa złośliwy miejscowo. Z początku był tylko niedużą zmianą i nagle zaczął gwałtownie rosnąć, zagrażając życiu dziecka - wyjaśnia dr hab. Przemysław Mańkowski, chirurg, który podjął się ryzyka operacji Antosia, kierownik Kliniki Chirurgii, Traumatologii i Urologii Dziecięcej UM w Poznaniu.

Niegroźne po urodzeniu oseska kłębowisko naczyń, jak tłumaczy lekarz, z czasem swoimi mackami niebezpiecznie oplątało tchawicę i krtań. A na dodatek „pożerało” płytki krwi, które są odpowiedzialne za jej krzepnięcie. Ich znaczny ubytek wywołuje krwotoki do organów, także do ośrodkowego układu nerwowego.

- Przed radykalną operacją próbowaliśmy leczenia lekami i wielokrotnie przetaczaliśmy płytki krwi, które natychmiast niszczył naczyniak. Sytuacja z dnia na dzień stawała się coraz bardziej dramatyczna, ponieważ nie pomógł nawet zabieg, który przeprowadził prof. Robert Juszkat ze Szpitala Klinicznego przy ul. Przybyszewskiego - opowiada poznański chirurg.
Przyszedł taki dzień, że lekarze nie mogli już się wahać. Nie nadążali przetaczać płytek krwi, które znikały w zastraszającym tempie. Antoś coraz częściej tracił oddech, a medycy uświadomili sobie, że powoli przegrywają z naczyniakiem, gdy krew pojawiła się nawet w ślinie dziecka. Ich reakcja była natychmiastowa. Zapaliło się czerwone światełko na bloku operacyjnym.

- Operacja trwała 10 godzin, a ja i mąż, nieprzytomni z rozpaczy, cały czas tam byliśmy. Czekaliśmy, nie wiedząc, czy weźmiemy jeszcze w ramiona naszego synka - wspomina mama, nie kryjąc łez.

- Tak, to była trudna operacja - przyznaje dr Mańkowski. - Usunęliśmy większość żuchwy, a podczas wycinania guza nie można było zapobiec uszkodzeniu niektórych nerwów twarzy i zniszczeniu części krtani. Ale obyło się bez większych powikłań i dziecko żyje. Tak potrzebny optymizm budujemy na fakcie, że jest to małe dziecko, więc tym większe ma możliwości naprawcze.

Podczas operacji chirurgom dziecięcym pomagał zespół laryngologów kierowany przez dr. hab. Jarosława Szydłowskiego. Poznański chirurg pytany o rokowania, jest dobrej myśli. Na tym etapie, po kilku miesiącach od ostatniego zabiegu, wydaje się, że chłopiec rozwija się prawidłowo. Na razie naczyniak nie wykazuje cech progresywnych.

Wiersz dziadka
Magda Sroczyńska, mama Antosia, jeszcze nie odreagowała kilku miesięcy nieustannego czuwania w szpitalu, niedospanych nocy, płaczu.

- Nie czułam zmęczenia ani głodu. Byłam w takim stanie odrętwienia i tak skupiona na dziecku, że nie zdawałam sobie sprawy, że obok mnie istnieje inny świat. Dla mnie liczyło się tylko dziecko, które miało krótki oddech i zaczęło tracić przytomność, gdy tylko zasypiało. I trzeba je było potrząsać, aby mu przywrócić oddychanie - opowiada dzisiaj.
Stres uodpornił ją na ból fizyczny i dał siły, o jakich nie miała pojęcia. Ona, taka poukładana, tak przywiązana do tradycji, nie chciała wiedzieć, że za oknami szpitala jest Wielkanoc.

Wtedy, w Wielki Piątek, przywieźli Antosia do szpitala i pierwsze święta spędzili przed OIOM-em. Synek miał krótki oddech, był niespokojny. Dziwnie chrapał. Kiedy badał go laryngolog, drżała na myśl, że zaraz usłyszy słowo, którego tak się bała: nowotwór.

- Nie wiedziałam, że najgorsze jeszcze przede mną. To stało się wtedy, gdy docent (Przemysław Mańkowski - przyp. red.) powiedział nam, że Antoś może nie przeżyć i dopiero w tamtej chwili dotarło do nas, jak jest źle. Poczułam obezwładniający strach - wyznaje.

Każdego lekarza wychodzącego z bloku operacyjnego pytała tylko o jedno: czy żyje? Kiwali głowami, że tak, a ona i Łukasz, tata, jak zahipnotyzowani wpatrywali się w drzwi, za którymi trwała operacja. Ich rozpacz poruszyła nawet medyków i pielęgniarki, którzy próbowali ich podnieść na duchu, donosili wodę, proponowali kanapki.

- Choroba dziecka przywróciła nam wiarę w ludzi. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z tak bezinteresowną pomocą obcych osób. W szpitalu wszyscy żyli chorobą Antosia. Lekarze - docent Mańkowski, który nam uratował synka, doc. Szydłowski, laryngolog, dr Sosnowska poświęcająca swój prywatny czas na wizyty u Antosia, prof. Juszkat, który przed odlotem za granicę przyjechał specjalnie dla Antosia. Nie jesteśmy w stanie każdemu podziękować za to, co zrobili - mówi Magda Sroczyńska.
Dziadek Antosia, Ryszard Szala z Napa-chania, tak bardzo przeżywał perturbacje ze zdrowiem wnuka, a potem radość, gdy dziecko opuściło szpital, że chwycił za pióro i napisał piękny wiersz. Kończy się tak:

Opatrzność Boża nad nim czuwała./ Wspaniałych lekarzy jemu zesłała.

To nic, że jedno z rodziców zawsze musi być przy Antosiu. Nauczyli się odsysać rurkę tracheotomijną i karmić dziecko gotowymi odżywkami prosto do jelita. Ciągle nie mogą się nacieszyć, że przybrał na wadze, próbuje stawać na nóżkach. I że tak łatwo wywołać uśmiech na jego buzi.

Już niedługo, 1 marca, cała rodzina będzie świętować roczek Antka. Są pewni, że tej radości nic im nie zakłóci.

Dr hab. med. Przemysław Mańkowski - walczący o nowoczesność
Mniej znaną stroną chirurga jest upór i konsekwencja w dążeniu do celu. Dowodem na to jest jedna z pierwszych w kraju Pracownia Wideochirurgii Dziecięcej, którą kieruje od jej utworzenia w 2010 r. Dzięki niej bezpiecznie wykonuje operacje laparoskopowe nawet te u najmniejszych wcześniaków z wadami rozwojowymi.

Było wiele operacji , które przejdą do historii
Kliniki kierowanej przez dr. hab. med. Przemysława Mańkowskiego. Wszystkie łączy jedno: były złe rokowania i niewielkie szanse na sukces. Ale o jednej trzeba wspomnieć. Pacjentem był pięcioletni Aleks spod Trzcianki. U dziecka rozpoznano guz wątroby i wnęki wątrobowej. Był ogromny . Konsylium specjalistów uznało, że należy odstąpić od zabiegu. Był jeden głos przeciwny, a jego autor - doc. Mańkowski podjął się operacji. Udanej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski