Ale zapewne jeszcze o nim usłyszymy. I to szybciej, niż później. Bo jak sam o sobie mówił, jest politykiem "z ambicjami". Z dnia na dzień ich nie stracił.
Czytaj także:
Politycy ostro krytykują Wojtasiaka
Wicemarszałek Wojtasiak z PO: Nie mam matury, ale stoją za mną dowody dokonań
CBA chce odwołania wicemarszałka Leszka Wojtasiaka. "Nie mam sobie nic do zarzucenia"
Koniec Wojtasiaka? Chciał na prezydenta, teraz jego kariera polityczna wisi na włosku
Leszek Wojtasiak zrezygnował ze stanowiska!
Leszek W., były wicemarszałek z PO, usłyszał zarzuty
Lewa noga Wojtasiaka, czyli od piłki do polityki
Poznań, początek 2011 roku. Stoimy z Leszkiem Wojtasiakiem na tarasie jego gabinetu w nowoczesnym biurowcu nad Wartą. Urząd marszałkowski wynajął budynek od firmy dewelopera Dariusza Wechty. "Na mieście" plotkowano, że firma miała kłopot ze znalezieniem najemców na drogie biura, dlatego z pomocą miał przyjść Wojtasiak. Wicemarszałek zaprzecza tym pogłoskom. A pytany przez nas o brak matury, kluczy, lawiruje, twierdzi nawet, że robi zaoczne studia. Po kilku minutach z rozbrajającą szczerością przyznaje, że jednak matury nie ma.
Wojtasiak wspomina też młodość i grę w piłkarskiej drużyny Lechii Kostrzyn, w swoim rodzinnym mieście.
- Wszyscy w drużynie kopali tylko prawą nogą. Więc ja zacząłem uczyć się używać lewej - opowiada.
Dzięki nowej umiejętności, jak mówi, miał pewne miejsce w pierwszym składzie drużyny. Tłumaczy, że potrafił się dostosowywać i znajdować nisze. Ta umiejętność pomoże w polityce.
"Małszałek" Dyzma i brak autoironii
Wojtasiak, wchodząc do polityki, szybko stał się barwną postacią. Sam także dostarczał tematów do anegdot na swój temat. Przeciwnicy wyśmiewali go za brak matury, nazywali "małszałkiem" z powodu charakterystycznego sposobu mówienia, określali jako nowego Dyzmę.
- Widziałem ten film i bardziej śmiałem się z tego całego otoczenia wokół Dyzmy, które bałwochwalczo było w niego zapatrzone, niż z niego same-go - stwierdza Leszek Wojtasiak.
Początkowo alergicznie reagował na krytykę opozycji czy mediów, co doprowadzało dokomicznych sytuacji. Potem spuścił z tonu, nabrał do siebie dystansu. Z "elektrycznego" Lecha starał się być bardziej sympatycznym Leszkiem. Jednak od czasu do czasu jego natura dawała o sobie znać. Potrafił coś "chlapnąć", z czego później trudno się było wycofać. Dziennikarze skrzętnie odnotowywali jego potknięcia.
- Kiedyś nie miałem dystansu do samego siebie. Z czasem to się zmieniło. Człowiek cały czas dojrzewa - przyznaje były już wicemarszałek.
2009 rok - Wojtasiak oburza się na satyryczną zapowiedź audycji w "Radiu Merkury". Ma dotyczyć funduszy unijnych, których rozdział nadzoruje. W zapowiedzi słychać sepleniącego polityka. Po interwencji Wojtasiaka, który słowa satyryka wziął do siebie, audycja spada z anteny. O sprawie pisze "Gazeta Wyborcza", polityk się wścieka, by ostatecznie przyznać się do braku autoironii.
2010 rok - piszemy w "Głosie Wielkopolskim", że jeśli szefem wielkopolskiej PO pozostanie Waldy Dzikowski, Wojtasiak, który ma z nim napięte relacje, może stracić stanowisko. W redakcyjnym komentarzu podsumowujemy, że w PO o przyznaniu stanowisk nie decydują kompetencje, lecz poparcie konkretnej osoby w wewnętrznych wyborach. Reakcja Wojtasiaka znowu jest przesadzona. Wysyła do partyjnych kolegów list z załącznikami, będący niemalże laudacją na swoją cześć. Chwali się licznymi dowodami uznania. - Tak zabawnego listu dawno nie widziałem - mówi jeden z jego adresatów z Platformy .
2011 rok - IPN informuje, że Wojtasiak w okresie PRL został zarejestrowany jako TW "Rubin". Miałby zataić ten faktw swoim oświadczeniu lustracyjnym. Ostatecznie Wojtasiak w sądzie oczyszcza się z zarzutów o kłamstwo lustracyjne.
Kwiaty od współpracowników i pożegnalne piwo
Wojtasiak karierę zawodową rozpoczynał w stadninie koni w Iwnie. Według Wikipedii zajmował tam kierownicze stanowisko. Potem zajmował się własnymi biznesami, działał w Unii Pracy.
Z Platformą związał się, gdy ta zaczęła raczkować. Kiedy jej czołowi politycy zaczęli przyjeżdżać do Wielkopolski, woził ich swoim beżowym mercedesem. Poznawał liderów. Pierwszym szefem wielkopolskiej PO został Waldy Dzikowski, Wojtasiak z nim współpracował. Ale zaczęło między nimi zgrzytać.
Gdy w 2006 roku pilski poseł Adam Szejnfeld walczył z Dzikowskim o przywództwo w wielkopolskiej PO, o głosy dla niego zabiegał Wojtasiak. Choć Szejnfeld nieznacznie przegrał, Wojtasiak miał z czego się cieszyć. Podczas podziału stanowisk między dwiema frakcjami w PO, jako człowiek Szejnfelda, został wicemarszałkiem. Powierzono mu nadzór nad funduszami unijnymi. Choć Wojtasiak wielokrotnie potem zaprzeczał, by o ich przyznaniu decydowały polityczne względy, wielu jego partyjnych kolegów mówiło, że z Leszkiem warto dobrze żyć. Do jego gabinetu przychodzą samorządowcy, by porozmawiać o dotacjach.
Leszek Wojtasiak pożegnał się już ze swoimi podwładnymi. Dostał od nich bukiet kwiatów i zaprosił swoich współpracowników napożegnalne piwo w przyszłym tygodniu. Z polityki nie odchodzi, ale jak podkreśla, swoje już osiągnął. Zapewnia, że nie będzie ubiegał się o posadę w spółkach publicznych. Chce doradzać swoim dzieciom w prowadzeniu rodzinnych firm.
Czy tak się rzeczywiście stanie? Znając ambicje byłego już wicemarszałka Wojtasiaka, aż trudno uwierzyć, że nie wróci on na polityczną pierwszą linię.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?