Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Liczymy przede wszystkim na Polskę powiatową

Andrzej Grzyb
Andrzej Grzyb: Liczymy przede wszystkim na Polskę powiatową
Andrzej Grzyb: Liczymy przede wszystkim na Polskę powiatową Grzegorz Dembiński
Jesteśmy krytyczni wobec partii i polityków, ale nie chcemy celebrytów, bo nie mają kompetencji - mówi Andrzej Grzyb, "jedynka" na liście PSL w rozmowie z Agnieszką Świderską.

Na pierwszego rolnika RP wyrósł w tej kampanii Jarosław Kaczyński. Oddaliście mu pola?
Andrzej Grzyb: Wiemy, jaki był wynik w ostatnich wyborach do parlamentu polskiego. Najwięcej głosów zdobył PiS i Platforma, my byliśmy trzecią partią. Jesteśmy realistami. Zresztą, obszary wiejskie to 36 procent polskiej ludności, której rolnicy stanowią zaledwie odsetek. Nas interesuje tak naprawdę Polska powiatowa. Tam też nasza oferta i to, co mówimy, cieszy się największym zainteresowaniem. Nie lekceważymy jednak dużych miast. Na przykład w Poznaniu 2 procent poparcia, bo tyle dają nam sondaże, to kilka tysięcy głosów.

Te same sondaże dają średnio tyle samo głosów PSL i Kongresowi Nowej Prawicy. Z pewnością wśród elektoratu KNP nie brakuje mieszkańców małych miast.
Andrzej Grzyb: Kongres Nowej Prawicy to substytut słabnącego Ruchu Palikota. To ta sama przestrzeń osób szukających wyrazistych i alternatywnych rozwiązań; nowych twarzy, nowych pomysłów. Dużo młodych ludzi identyfikuje się z tym, co mówi Korwin-Mikke.

Nie jest to powód do niepokoju? Młodzi pokazują "starym" partiom czerwoną kartkę: Wy już byliście, jesteśmy wami zmęczeni, nie chcemy was.
Andrzej Grzyb: 20 lat temu też tak było. Na kogo głosujesz? Słyszałem od młodych ludzi: Na Piwo (Polska Partia Przyjaciół Piwa), czyli na Rewińskiego. Dlaczego? Bo lubię piwo, albo będzie śmieszniej. W całej Europie panuje teraz trend wspomagania partii, które są przeciw integracji albo są przeciw obcym, partii z nutką trochę nacjonalistyczną. To jest węgierski Jobbik, to jest Partia Prawdziwych Finów czy Front Narodowy we Francji. Myślę, że to pokłosie kryzysu i sytuacji ekonomicznej, zmęczenia również polityką poprawności i presją kulturową, podważaniem pewnych korzeni, wartości. Nie zdarzały się we Francji demonstracje po milion osób, jak zdarzyło się to w ubiegłym w proteście przeciwko wprowadzaniu niektórych rozwiązań prawnych dotyczących rodziny i małżeństwa.

Tymczasem to Parlament Europejski przyjmuje tzw. raport Lunacek, który postuluje opracowanie przez Komisję Europejską wytycznych, które mają skłonić państwa członkowskie do zalegalizowania związków homoseksualnych. Czy kwestie równości i walki z dyskryminacją ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową nie zdominowały w Unii innych?
Andrzej Grzyb: Unia w ogóle nie jest od tego. Wyznaczyła standardy w zakresie demokracji oraz praw człowieka. I szeroko pojęte prawa człowieka - jak najbardziej. Jesteśmy promotorem tej idei i to jest zrozumiałe, ale nie jesteśmy od tego, żeby promować określony model kulturowy. Każde państwo członkowskie ma swój własny model wyznaczony jego tradycją, historią i polityką. Tu nie powinno być żadnej presji kulturowej na inne państwa. Tym bardziej zmuszania Komisji Europejskiej do tego, by podjęła akcję, aby we wszystkich krajach były uznawane małżeństwa homoseksualne, skoro prawo rodzinne należy do kompetencji państwa członkowskiego, a nie do Unii. Króluje zasada subsydiarności. Jak się będziemy tego trzymali, to nie będzie problemu. Generalnie ta zasada jest przestrzegana, choć są próby naruszenia statusu quo.

Polacy nie sprawiają jednak wrażenia, żeby obchodził ich Parlament Europejski. W ostatnich wyborach frekwencja nie przekroczyła nawet 25 procent. Teraz według pesymistycznych prognoz może spaść do kilkunastu procent. Zmęczenie Unią czy może zmęczenie demokracją?
Andrzej Grzyb: Myślę, że to charakterystyczne dla nowych krajów członkowskich z Europy Środkowo-Wschodniej. Lubimy wybory prezydenckie, lubimy wybory samorządowe, w szczególności na wójta i burmistrza, czyli tam, gdzie wybieramy osoby. Partie polityczne z różnych przyczyn, i zawinionych, i niezawinionych, nie są lubiane. Z drugiej strony mieliśmy wybory do senatu, które też były wyborami na ludzi. Nie lubimy partii, nie chcemy ich przedstawicieli, ale wybraliśmy jeszcze więcej senatorów z PO i PiS niż ich procentowa reprezentacja w sejmie. Proszę zauważyć tę całą dyskusję na temat celebrytów. Krytycznie o partii i politykach, ale celebryci nam się nie podobają, bo nie mają kompetencji. To paradoksy, na które warto czasem zwrócić uwagę. Zapytałem kolegę, Manfreda Webera z bawarskiej CSU, jak u nich wyglądała frekwencja do Parlamentu Europejskiego. Usłyszałem, że około 60 procent. Ich mandat jest dużo silniejszy. Powinniśmy zwrócić na to uwagę, jak już wybierzemy tę reprezentację. W minionej kadencji pracowała ona dość zgodnie. Żaden polski interes, poza kwestiami kulturowo-światopoglądowymi, nie był problemem.

Nie leżało w interesie Polski i samej Unii, żeby Bruksela ubiegła Moskwę w sprawie Ukrainy?
Andrzej Grzyb: Gdyby Unia słuchała naszego doświadczonego głosu w sprawie krajów przechodzących transformację i wybijających się na niepodległość, bylibyśmy znacznie dalej. Tymczasem zwyciężył syndrom "porozszerzeniowy". Ten przysłowiowy polski hydraulik i obawa przed migrującymi pracownikami zawładnął mentalnie umysłami obywateli starej Unii. Nie byli gotowi na kolejne deklaracje. Dopiero konflikt na Ukrainie otworzył im oczy. I myślę, że gdyby Ukraina otrzymała taką deklarację pomocy wcześniej, to być może byłoby łatwiej. Dużo winy leży jednak po stronie samych elit politycznych Ukrainy, które zaprzepaściły szansę z okresu z Pomarańczowej Rewolucji.

Wracając do polskich elit, to czy pierwsza ławka PSL nie jest zbyt krótka? Nie było lepszego kandydata na ministra rolnictwa od Marka Sawickiego, który opuszczał je w atmosferze skandalu? PSL nie ma już polityków, którzy nie mają za sobą afery?
Andrzej Grzyb: Prosiłem ministra Kalembę, żeby nie rezygnował. Odradzałem, ale rozumiem jego decyzję. To człowiek honorowy. Odszedł z klasą. Na jego następcę wskazywałem posła Czesława Siekierskiego. Była jednak presja czasu, dlatego też rozumiem decyzję prezesa Piechocińskiego. Pierwsza ławka PSL z pewnością nie jest krótka. Można wskazać kilka osób, może nie o znanych nazwiskach, ale równie utytułowanych.

Rozmawiała Agnieszka Świderska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski