Zapaliłeś już światełko? Polubiłeś, udostępniłeś, wyraziłeś ból, żałość i głęboki wstrząs? Uff, można odetchnąć. Zadanie wykonane. Pomoc wyrażona. Znajomi widzieli. Pomogło jak umarłemu kadzidło, ale przecież każdy wie, że i na pogrzebach garnitury i wieńce nie dla umarłego, tylko żeby żywi widzieli.
Pierwszy raz przekonałem się o tym, gdy raczkowały jeszcze internetowe społeczności. Trwał wyścig: kto ma więcej znajomych, kto ma więcej polubień, udostępnień. Słowem: wielka impreza, na której mało kto zna gospodarza, ale i tak każdy pije jego zdrowie. Choćby to była stypa...
Wkleiłem wtedy do internetu apel o pomoc dla kogoś. Lajków (dla laików: lajki to wyraz sympatii, wyrażony jednym kliknięciem) było od lewa do prawa, wzdłuż, wszerz i w poprzek. Jakby działały w wyborach powszechnych, zostałbym prezydentem przez aklamację. Słowem: sukces. Na konto potrzebujących wpłynęły przelewy. Liczne, bo aż dwa. W tym jeden ode mnie. Długo zachodziłem w głowę: gdzie popełniłem błąd? Myślałem: ej, może ludzie myślą, że jeden lajk to 5 złotych? Tak, to by dużo wyjaśniało. Źli ludzie. No jak mogli – myślałem, dopóki w jedno popołudnie nie zaklikałem polubień dla połowy informacji przekazywanych przez znajomych. W tym takiej o kradzieży samochodu. Samochód się od tego nie znalazł, a i znajomy chyba się zbytnio nie ucieszył, że tak lubię jak mu złodzieje kuku robią.
Od poniedziałku śledzę, co się dzieje z Ukrainą w polskim internecie. Dostałem zaproszenia do internetowego i realnego zapalenia świeczek w oknach. Do założenia szalika w ukraińskich barwach. Do spalenia portretu Janukowycza. Do polubienia jakiegoś obrazka. Udostępnienia jakiegoś filmu. Do posłuchania utworu. Utwór akurat odsłuchałem. I nawet jako osobnik, który myślał, że słuch stracił już dawno, uważam się teraz za osobę poszkodowaną. Dalszą utratą słuchu.
I teraz czuję się jak hipokryta, którym jestem oczywiście, ale tak się do tego publicznie przyznawać? Połowa ludzi, których lubię i cenię, udostępniła, pokazała, zalajkowała. Że Ukraińcom to pomogło jak umarłemu kadzidło? A co mieli ci ludzie zrobić? Spakować kanapki, bandaże i karabiny, i gnać z pomocą? A może jednak pomogli? Skoro podstawową metodą zrozumiałej komunikacji polityków są internetowe twitty, to może jak jeden z drugim zobaczył te liczne lajki, też pomyślał, że się na wybory przełożą?
Z drugiej strony... Znajomy dentysta właśnie obwieścił światu, że wynosi się z internetowej społeczności. Wirtualnie zębów rwać się nie da.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?