Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŁKS Łódź - Lech Poznań 0:1 po dogrywce. Kompromitacja była blisko, ale Kolejorza uratowali Klupś i Amaral [ZDJĘCIA]

Maciej Lehmann
Maciej Lehmann
ŁKS Łódź - Lech Poznań 0:1
ŁKS Łódź - Lech Poznań 0:1 Krzysztof Szymczak
Lech Poznań w tym pucharowym pojedynku (1/32 finału) miał się odblokować, przepędzić stare duchy z przeszłości, ale niewiele brakowało, by potknął się na rezerwowym składzie beniaminka I ligi. Posadę Ivana Djurdjevicia, którego fotel jest nadal bardzo gorący, uratował w ostatniej minucie dogrywki (!) młody skrzydłowu Tymoteusz Klupś. Jego odważny, dynamiczny rajd na gola zamienił Joao Amaral. Kolejorz przez 120 minut znów nie pokazał nic ciekawego. Grał siermiężną piłkę i gdyby trafił na lepszego rywala, doszłoby do kolejnej kompromitacji. Lech jest w bardzo słabej formie, a to nie wróży niczego dobrego w lidze.

- To dla nas bardzo ważny mecz. Stoimy pod ścianą, mamy nóż na gardle. Trzeba wyjść na boisko w Łodzi i naprawić wszystko co jest złe. Awans jest obowiązkiem, dlatego wystawię najmocniejszy skład - mówił przed meczem trener Lecha Poznań Ivan Djurdjević. Serb rzeczywiście wystawił najmocniejszą aktualnie jedenastkę. W porównaniu do meczu z Arką nastąpiła tylko jedna zmiana. Pawła Tomczyka na środku ataku zmienił Christian Gytkjaer.

Choć ŁKS dobrze wiedział o kryzysie Kolejorza, trener Kazimierz Moskal nie zdecydował się zaryzykować i wystawił rezerwowy skład. Z drużyny, która w I lidze w 11 kolejkach zdobyła 17 punktów i zajmuje 5 miejsce, na murawie pojawiło się tylko dwóch zawodników. Tymczasem bardzo długo nie widać było, że oba zespoły dzieli różnica jednej klasy rozgrywkowej. Już w 5 min. gospodarze powinni objąć prowadzenie. Łatwo odebrali lechitom piłkę na ich połowie, zagrali prostopadłą piłkę do Kujawy, lecz napastnik ŁKS-u trochę za daleko ją sobie wypuścił i strzelił wprost w Putnocky'ego. Łodzianie mieli jeszcze szansę na dobitkę, lecz Kostyrka uderzył nad poprzeczką. Obrońcy Lecha znów dali się zaskoczyć jak w ligowych meczach z Zagłębiem i Legią. Dobrze, że tym razem rywalom zabrakło umiejętności.

Niestety, Lech także nie błyszczał. Poznaniacy znów wolno rozgrywali rozgrywali piłkę, nie potrafili niczym zaskoczyć bardzo ambitnie walczących łodzian.

Brakowało akcji oskrzydlających, gry na jeden czy dwa kontakty, a wygrane dryblingi można było policzyć na palcach jednej ręki. Dopiero w 22 minucie odważnie przedarł się w pole karne Tomasz Cywka, ale nie potrafił dokładnym podaniem obsłużyć partnerów.

Pierwszą dobra akcję Lecha odnotowaliśmy dopiero w 27 minucie. Jóźwiak wreszcie pokazał, że umie kiwnąć i dobrze dośrodkować, lecz bardzo dobrą sytuację zmarnował Gytkjaer. Duńczyk strzelił w sam środek bramki, a Budzyński obronił nogą. Chwilę później bramkarz ŁKS dobrze zachował się też po uderzeniu Tiby.

Kolejorz był trochę lepszy, gdy Jóźwiak z Amaralem zamienili się stronami. Wtedy to kilka razy zakotłowało się pod bramką gospodarzy. Tuż przed przerwą Budzyński popisał się kolejną efektowną interwencją, gdy wyciągnął czubkami palców zmierzającą do siatki piłkę po strzale Jóźwiaka. W sumie jednak Kolejorz w pierwszej połowie zaprezentował się słabiutko.

SPRAWDŹ: ŁKS - Lech: Oceny piłkarzy Kolejorza

Nie lepiej było po przerwie. Lechici zupełnie nie mogli poradzić sobie z rezerwami pierwszoligowca. Grali w jednostajnym tempie, apatycznie, bez pomysłu. W 55 minucie podopiecznym Ivana Djurdjevicia udało się wreszcie wykreować kolejną szansę. Jóźwiak ograł obrońców, ale zabrakło mu zimnej krwi i nie trafił w światło bramki.

W miarę upływu czasu uaktywnił się także ŁKS. Widząc, że Kolejorz ma nogi jak z ołowiu, szukał okazji na wyprowadzenie szybkiej kontry i w 61 minucie niewiele brakowało, by dopiął swego. 100-procentową okazję zmarnował Widejko, który minął wychodzącego z bramki Putnocky'ego, ale nie popisał się, strzelając na pustą bramkę.

Zdegustowani poziomem lechitów kibice, musieli sobie w tym momencie przypomnieć największe pucharowe wpadki w ostatnich latach. Tak samo beznadziejnie prezentował się Kolejorz za kadencji Jacka Zielińskiego w Stalowej Woli, czy Mariusza Rumaka w Grudziądzu i Legnicy. Kiedy w ostatniej minucie regulaminowego czasu, Budzyński wygrał pojedynek sam na sam z Amaralem, wiadomo było, że dojdzie do dogrywki.

W doliczonym czasie gry Kolejorz miał zdecydowaną przewagę, ale nic z niej nie wynikało. Typowe walenie głową w mur, którą urozmaiciły tylko mocny strzał Amarala i główka Gytkjaera po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Minuty mijały, a ŁKS nie pękał. I kiedy szykowaliśmy się już na rzuty karne, dynamicznym rajdem popisał się Klupś. Młody skrzydłowy zagrał do Gytkjaera, strzał Duńczyka znów kapitalnie obronił Budzyński, ale wobec dobitki Amarala, który z 6 metrów uderzył pod poprzeczkę był już bezradny.

Kibice Lecha zwinęli w milczeniu flagi i szybko opuścili stadion. Ivan Djurdjević skakał z radości, tak jakby Lech awansował do finału, a przecież Kolejorz przeszedł pierwszą rundę krajowego pucharu.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski