Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lokomotywa jedzie na stację Bułgarska. O graczu Kolejorza, który był maszynistą

Karol Maćkowiak
O dacie odsłonięcia lokomotywy będziemy na bieżąco informować
O dacie odsłonięcia lokomotywy będziemy na bieżąco informować Lukasz Gdak
Przed stadionem przy Bułgarskiej klub stawia legendarną lokomotywę TY51-183, symbol Lecha. To wzruszający moment dla rodziny Władysława Sobkowiaka, bo ten były piłkarz Lecha był maszynistą

Projekt „Stawiamy Legendę na stacji Bułgarska” wszedł w finalną fazę, co oznacza, że już niedługo przy stadionie zobaczymy efektowną lokomotywę Ty51-183. Odrestaurowanie i sprowadzenie lokomotywy pod stadion to wspólny pomysł klubu, kibiców i jednego ze sponsorów, Lecha Pilsa. Będzie to kolejny kolejowy akcent po charakterystycznym świście i odgłosie ruszania lokomotywy puszczanym z głośników przy okazji każdego domowego meczu Lecha.

Na specjalnej platformie
Lokomotywa ma stanąć na efektownej konstrukcji, która od kilkunastu dni powstaje od strony ulicy Bułgarskiej. Konstrukcja będzie mieć kształt łuku opartego o znane wszystkim kibicom paraboliczne kształty legendarnych jupiterów stadionu, którego wygląd zaczął zmieniać się dopiero w pierwszej dekadzie XXI wieku, gdy miastu przypadła rola miasta gospodarza Euro 2012.

Parowóz i tender zostały pomalowane czarną farbą gruntową, a następnie czarną emalią. Obręcze kół, zgarniacze i poręcze są natomiast pomalowane na czerwono. Remont zabytkowego, bo skonstruowanego w 1956 roku pojazdu, zakończył się w połowie lipca.

O dokładnej dacie przewiezienia i odsłonięcia efektownej lokomotywy z HCP przed stadion będziemy na bieżąco informować.

Spotkanie po latachPomysł postawienia lokomotywy przy stadionie narodził się jeszcze w 2014 roku, ale 180-tonowy kolos dopiero w sierpniu 2015 roku został sprowadzony do Poznania z Wolsztyna i umiejscowiony w hali dawnego HCP, gdzie przechodził renowację. Co ciekawe, nieco przypadkowo znalazł się maszynista Ty51-183, który w czasach świetności maszyny ją prowadził. Za sterami parowozu przez trzy lata siedział Zbigniew Dzielędziak, który o tym, że „jego” cacko ma stanąć przy stadionie dowiedział się… z telewizji. Kiedy je zobaczył, nie krył wzruszenia. Rozstanie trwało aż 30 lat. Dzielędziak na kolei przepracował całe życie, a przez 18 lat jeździł parowozami. Zaraz po tym, jak zobaczył pojazd wysoki na 4,5 metra i około 27 metrów długi obiecał, że będzie się nim zajmował do końca swoich dni.

- To takie moje marzenie, bo człowiek dbał o ten parowóz jak o swój dom. To spotkanie po 30 latach, to tak jakbym znów zobaczył brata albo siostrę. Ta lokomotywa po prostu musi pamiętać jak razem jeździliśmy - mówił pełen emocji. Ale nowa lokalizacja lokomotywy sprawi wiele radości także innym kibicom Lecha, w tym rodzinie Sobkowiaków. Dlaczego?

Od Sobkowiaka się zaczęłoNa boisku poznał swoją żonę, Alinę.

- Chłopcy chodzili grać, a dziewczyny im kibicować - mówi Mariola Bereżecka, córka Władysława Sobkowiaka, która dziś jest na emeryturze doskonale pamięta opowieści ojca. Ponoć bardziej odważna w spotkaniach z chłopcami była kuzynka Aliny, Wandzia. Władysław wybrał tę pierwszą. Nic dziwnego, bo Alina również pochodziła z rodziny kolejowej.

Wkrótce młode małżeństwo (pobrali się, gdy Władysław miał 25, a Alina 21 lat) przeniosło się na ulicę Sosnową, skąd nadal blisko było na stadion na Dębcu. Sobkowiak pozostawał w dę-bieckim fyrtlu.

Sobkowiak niemal zawsze grał jako prawy obrońca. W sumie zaliczył w niebiesko-białych barwach 257 spotkań (157 w ekstraklasie, 62 w drugiej lidze i 8 w Pucharze Polski). Z Lechem zdobył brązowy medal mistrzostw Polski. W reprezentacji B zagrał 11 razy.

„Nigdy jednak nie spełniły się jego marzenia o grze w pierwszej reprezentacji Polski, gdzie posiadał „monopol” nierozłączny duet krakowski: Gędłek - Barwiński.” - napisał po latach Henryk Czapczyk, inny wybitny piłkarz Lecha.

Są tacy, którzy uważają, że gdyby Sobkowiak nie wrócił do Lecha po służbie wojskowej w Legii Warszawa w latach 1951-52, miałby szanse spełnić swoje marzenia o grze w pierwszej reprezentacji. Tyle, że on czuł się Lechitą i Kolejorzem z krwi i kości. Inna sprawa, że to od przejścia Sobkowiaka rozpętała się wojna na linii Poznań-Warszawa, która trwa do dziś. Z kolei Jacek Hałasik z Radia Merkury tak wspominał Władysława Sobko-wiaka: „Gdy w połowie lat pięć-dziesiątych z Rynku Łazarskiego chodziłem przez Gowitra na mecze Lecha, na widowni słyszałem takie słowa: Tyn lewoskrzydłowy sobie nie pogra, albo gdzie ta parzynga się pcho Sobka chce przejść…”

Ludzi tłum…Ówczesne mecze Lecha na dębieckim stadionie oglądały całe tłumy. Pozwalały na to m. in. ławki i przymykanie oka na przeludniony stadion. - Kiedy pociąg przejeżdżał obok stadionu, zazwyczaj nieco zwalniał, bo jeśli maszynista zrobił to w odpowiednim momencie, mógł dojrzeć na tablicy wyników, kto wygrywa - dodaje Bereżecka, która jako dziecko często bywała na meczach taty. Oprócz zwalniających i gwiżdżących pociągów pamięta też zwijane gazety podpalane przez kibiców po golach. Gdy Władysław Sobkowiak kończył karierę sportową w 1962 roku, jego córka miała osiem lat.

Świątek, piątek…Sobkowiak całe życie spędził w pracy dla kolei. Najpierw był tokarzem w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego i w czasie kariery sportowej od poniedziałku do piątku pracował po osiem godzin, a w sobotę - sześć, zaś po tym, jak zawiesił buty na kołku, wsiadł na lokomotywę. W latach 1961-68 był pomocnikiem maszynisty, po czym przez sześć lat, siedział za sterami parowozu, a w latach 1974-89 kierował lokomotywą spalinową. Jeździł tylko pociągami pasażerskimi.

- Tata skończył grać w piłkę i to wcale nie spowodowało, że w weekendy był w domu, wręcz przeciwnie - nadal nie można było go zastać. Jeździł głównie do Berlina, Frankfurtu, a nieraz zdarzało się, że tata się budził po powrocie z nocnej podróży, a już czekał kurier z pytaniem, czy o godz. 18 mógłby zacząć kolejną zmianę. Nieraz z tego powodu rodzice nie szli na zabawę, czy nie mogli spędzić wspólnie sylwestra. Mama była wściekła, ale rozumiała, że ta praca to pasja taty - tłumaczy Mariola Bereżecka, w której domu przy ul. Sosnowej na Dębcu nie brakuje pamiątek, pucharów, fotografii sprzed kilkudziesięciu lat.

Władysław Sobkowiak do końca swoich dni żył sportem. Do córki, Marioli przychodził oglądać mecze Lecha. Zmarł w 2005 roku. Wieczorem jeszcze oglądał mecz, odszedł rano następnego dnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski