Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie bezdomni z dworca kolejowego - Dziadek, Młody i inni. Reportaż Roberta Domżała

Robert Domżał
Całe życie spakowane w kilka worków
Całe życie spakowane w kilka worków Robert Domżał
Ludzie bezdomni. Na poznańskim dworcu kolejowym jest ich kilkunastu. Według Włodzimierza Selerskiego ze Straży Ochrony Kolei siedemnastu. W całym Poznaniu według Lidii Leońskiej z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej bezdomnych jest od tysiąca do 1200. Rozrzuceni są w 108 miejscach. Teraz na początku grudnia, gdy meteorolodzy zapowiadają spadek temperatur poniżej zera, można spodziewać się ich najazdu na poznański dworzec kolejowy.

W piątkowy wieczór w holu Dworca Głównego PKP nie rzucają się w oczy tak, jak było to lat temu kilkanaście. Wtedy mówiło się: "odrażający, brudni, źli". Być może spłoszyły ich patrole Straży Ochrony Kolei oraz Policji, które z powodu meczu Lecha ze Śląskiem w większej liczbie niż zwykle pojawiły się przy dworcu. Ale nie widać ich też w nielicznych wagonach, jakie stoją w zupełnych ciemnościach, na bocznicach. Z wolna patrol chce już wracać. Jeszcze tylko jeden wagon. I nagle słyszę, jak strażnik otwiera przedział i pyta:"Dobry wieczór, co panowie tu robią."

Jest ich czterech.
- Objechałem cały kraj, autobusami, ciężarówkami. Któregoś razu wróciłem z trasy, a ona, żona była z gachem. Jej nie tknąłem. Jemu policzyłem kości. Poszedłem za to siedzieć - opowiada Dziadek. Po wyjściu z więzienia pracy już nie znalazł. Została ulica.
Dzisiaj nie ma jednego płuca. Ma za to ponad sześćdziesiąt lat.

Czytaj także:
Poznań: Policja pomaga bezdomnym. Zobacz jak mieszkają zimą

Młody
Ma dopiero 28 lat, wydawałoby się, że przed nim całe życie. Ale na ulicy, a raczej na dworcach jest od lat dziesięciu.
- Dlaczego nie mieszkasz w domu - pyta jeden z funkcjonariuszy Straży Ochrony Kolei? - Ojca niech pan zapyta, a właściwie ojczyma. Wymeldował mnie - opowiada Młody. Później jakiś czas mieszkał u ciotki. Aniołem nie był. Wiadomo młodość musi się wyszumieć. Imprezy, alkohol , czasem coś mocniejszego.

- Teraz po narkotyki już nie sięgam. To w jakimś stopniu jego sukces. Po trochu zaś efekt pobytu w Ośrodku "Monaru" w Rożnowicach koło Obornik. Ale ani Młody, ani Dziadek, ani żaden z pozostałych dwóch kompanów nie chcą nawet słyszeć o noclegowni, czy jakimkolwiek ośrodku. Chcą być wolni, samodzielni.

ZOBACZ JAK MIESZKAJĄ BEZDOMNI:
ZDJĘCIA KOCZOWISK

- Jeśli jesteś z Poznania to opiekę masz .Jeśli nie, możesz liczyć na krzesło i koc. A czy ja wiem, kto się tym kocem wcześniej okrywał? Złapię jakieś paskudztwo i na co mi to. Tutaj w wagonie nie śmiecimy. A że sobie wypijemy, to tylko na rozgrzewkę. Awantur nie wszczynamy - mówi Dziadek. W torbach i reklamówkach mają cały dobytek: koce, ale też kilka butelek nalewki.

- Gdybyśmy mieli chociaż po małym pokoiku, dalibyśmy sobie radę. Ludzie strasznie dużo rzeczy marnują, żywności, złomu, puszek po piwie. A my to zbieramy - opowiada dziadek. Jak na bezdomnych są czyści. Kąpią się dwa razy w tygodniu. To dzięki zakonnicom. One też piorą ich odzież, która oni zmieniają dwa razy w tygodniu.

W czasie, kiedy opowiadają o sobie, funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei wypisują im mandaty. Każdy po 50 zł. W trakcie wypisywania kolejnego mandatu pojawiają się kolejni amatorzy noclegu w wagonie. Widok żółtych, odblaskowych kamizelek płoszy ich.
Dziadek Młody i ich dwaj kompani ubożsi o kilkadziesiąt złotych opuszczają wagon.

- Zostawiamy porządek - przekonują bezdomni, opuszczając wagon.

- Jeszcze dobrze nie zaczęli, a już poplamili nalewką siedzenia - mówi jeden z SOK-istów.

Patrol wraca na dworzec. Bezdomni kierują się w stronę ulicy Kolejowej.

REPORTAŻ AGNIESZKI SMOGULECKIEJ:
ZIMA U BEZDOMNYCH

On i ona
Parapet kasy biletowej służy im za stół. Ona wyciąga pokrojony już pszenny chleb i opakowanie mixu masła i margaryny. Smaruje kromki, układa je na folii. Następnie z torby wyciąga białą kiełbasę. Kroi ją w plasterki i obkłada chleb. Nocy na dworcu nie spędzą, bo hol poznańskiego Dworca Głównego zamykany jest o północy.

- Jeździmy autobusami, tramwajami. Tam i z powrotem i co najmniej godzina zejdzie. A rano znów do pracy. Nie żebrzemy. To by nas upodliło. A tak za puszki, makulaturę, złom wyciągamy od 20 do 40 złotych dziennie. Na papierosy, na jedzenie jest - opowiada Kazimierz. Przed laty był malarzem. Dzisiaj ma kłopoty z kręgosłupem. Dlatego chodzi przygarbiony, jakby na wpół złamany. Niejeden z jego znajomych, bezdomnych, przeszedł jak mówi na drugą stronę światła, ale mimo to o pobycie w żadnym ośrodku nawet nie chce słyszeć.

Przed laty miał, jak twierdzi, dom. Wyjechał do pracy do Niemiec. I wtedy to się stało. To, czyli początek nieszczęścia. Żona wzięła pożyczkę. Nie powiedziała mu i po niedługim czasie stracili dom. Ona poszła w jedną stronę, on został z synem. Jakiś czas sobie radził. Syn skończył technikum. Gdy się wyuczył, ich drogi się rozeszły. Czy tak było? Na zdjęcie się nie zgadza. Ma rodzinę w okolicach Szamotuł. Mówi że nie chce, by dowiedzieli się gdzie przebywa.

Czy bezdomnym można pomóc?
- Jak ja sobie sam nie pomogę, to nikt nie jest w stanie mi pomóc - mówi. Nikomu już nie ufam. Nikomu - dodaje.
Pakują kanapki i chociaż do północy jest jeszcze sporo czasu opuszczają dworzec.

Na pół godziny przed północą po holu przechadza się bodaj sześciu funkcjonariuszy SOK. Jeden nawet z psem. Ten patrol przyjechał specjalnie ze Zbąszynka.
Niema
Na pierwszy rzut oka ma z 77 lat. Siwiuteńka. Twarz inna niż u większości bezdomnych. Nie jest tak "zniszczona życiem". Na nogach trampki. Dżinsowe spodnie, spódnica. na głowie chusta niczym z "cepelii". Siedzi na workach i reklamówkach z Biedronki. Ma ich tyle, że nie zawsze jest wstanie wszystkie pozbierać. Próbuję ją zagadnąć, ale daje znak rękoma, że nie słyszy.

- Jest na dworcu od dawna. Latem śpi na ławkach na peronie, a niekiedy znika na długie tygodnie. Mówi, ale nie chce z nikim rozmawiać - twierdzą strażnicy. Na krótko przed północą podnosi się z dworcowej posadzki i zdecydowanym krokiem idzie w kierunku budynku Dworca Zachodniego. Przed schodami na peron szósty robi przerwę. Pomagam jej wnieść kilka worków. Na peronie mówi cicho: "Tam dalej". A na Zachodnim słyszę: "Dziękuję". I znów oddala się w swój niemy świat.

Ta noc nie jest jeszcze taka chłodna. Ale meteorolodzy nie pozostawiają złudzeń. Mamy już przecież grudzień. Ilu przetrwa zbliżającą się zimę?

- Jeśli sami nie będą chcieli wykorzystać wsparcia innych ludzi, to ich życie jest na włosku. Podczas cięższych zim, apelujemy do mieszkańców Poznania:dajcie im przeżyć. Niestety część bezdomnych, nawet jeśli znajdą się w bloku, na klatce schodowej zanieczyszcza je, załatwiają potrzeby fizjologiczne, zostawiają butelki po alkoholu i smród. A to już jest zakłócaniem miru domowego. Same służby bez współpracy mieszkańców i bezdomnych niewiele zdziałają. Ale u bezdomnych jest tak duże poczucie wolności - mówi Lidia Leońska.

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski