Często spotykam się z zarzutem, że muszę wykonywać jakieś szczególne wolty, aby mieć ciekawe życie. A to nieprawda. Nie miałem pracy. Chciałem zatrudnić się w szkole, w muzeum... Pomimo że jestem laureatem jakiegoś konkursu muzealników, żadne muzeum nie chciało mnie przyjąć. W szkole podobnie..., chociaż długo byłem nauczycielem. Doszedłem do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie stragan: nie wymaga inwestycji, wymaga jedynie charakteru, bo na rynku jest zimno i pada. I trzeba wstawić towar. Okazało się że tomik poezji, który zacząłem kilka miesięcy temu składać „Stare Miasto pali czym może” mogłem zweryfikować na rynku Bernardyńskim.
Stare Miasto idzie do Przemienienia
Pańskiego na mszę świętą. To kościółek
Dla tych co przychodzą z domowych
Domów
Dla chorych z domu szpitala
Kapliczka
Jednak mieszczą się wszyscy
Stęskniony szczur też.
Miałem wrażenie, że więcej ciekawych rzeczy będzie się działo na rynku niż na salonach. Nie pomyliłem się. Wydawało mi się, że ciekawiej już być nie może, ale jak znalazłem się na rynku Jeżyckim, ten przeszedł wszelkie moje oczekiwania.
Poznałem Uszola, który jest podejrzewany, że załatwia się w ulubionym zakątku między straganami. Dlaczego wybrał to miejsce, nikt nie wie. Poznałem pana Ostrzytko, który na swoim oryginalnym wehikule ostrzy noże. Kiedyś tak zajadle ostrzył emerytce nożyczki, że zostały jej tylko dwie cienkie listewki.
Otaczają mnie ludzie, z którymi rozmawiam o literaturze, poezji, sztuce... Państwo, którzy od dwudziestu lat za moimi plecami prowadzą stoisko z piżamami, mają może wyważone opinie o sztuce współczesnej, ale bardzo interesujące. Jestem przekonany, że na salonach takich sądów bym nie usłyszał.
Powiedziałem sąsiadom, że jestem poetą. Wolałem uprzedzić, że czasami moje zachowania mogą się wydawać niezrównoważone. Powiedziałem, że jeśli coś w moim zachowaniu nie będzie pasowało do pewnych standardów, których jeszcze nie znam, to proszę ich o zrozumienie. Nie chodzi mi o jakieś inne prawa, ale czasami emocjonalnie muszę się tak, a nie inaczej zachowywać. Zaakceptowali to. Traktują mnie normalnie, ale przyznają, że czasami mam „leciutkie ataki”.
Jeżyce karmią głodne szczury
Starego Miasta.
Wracają syte, mogą ogrzać
Skostniałe mury kościołów: Bożego
Ciała i Przemienienia Pańskiego.Rano. Boże Ciało ukoi pragnących
Stare Miasto jest wszędzie, jak
Łazarz, bandaże jego zaropiałych ran
Roznosi wiatr Śródki i tak mu bliskiej
Ukrainy
U mnie tak się dzieje, że literatura splata się z życiem codziennym. Stojąc na rynku Bernardyńskim dostałem zamówienie z Teatru Nowego do „Jeżyce Story”. Napisałem monolog Diany. W trakcie okazało się, że mogę odkupić na Jeżyckim kiosk. Kilka lat temu napisałem sztukę „Thermidor roku 143” o Stanisławie Przybyszewskiej, która mieszkała na Jeżycach...
Czeka mnie jeszcze w najbliższym czasie praca z Lechem Raczakiem dla Teatru Nowego, który przecież też znajduje się na Jeżycach. Po dziesięciu latach postanowiłem się powoli wycofać z teatru. Czas odpocząć od siebie. Od teatru. Wrócę do poezji.
Szczur mieszkający pod kościołem
Najświętszego Serca Jezusa i Świętego Floriana
Ma przepuklinę.
Zawsze trzyma się pośrodku.
Boki innych – na razie – niosą
Jego ułomność. Je bardzo szybko.
Krew z pyszczka zlizuje zaraz.
Nigdy nie śpi i nie tęskni.
Do żebrzących na stopniach.
Kamiennych, zimnych stopniach,
Czuje szacunek
Rynki są jakby antyunijne. Bronią się przed wygładzoną, aseptyczną kulturą. W markecie nie porozmawia się z kasjerką czy ekspedientką. Na rynku więzi międzyludzkie są bardzo bliskie. Oczywiście, kłócimy się, bo chodzi o każdy skrawek przestrzeni, na której można wystawić towar, ale też rozmawiamy ze sobą, częstujemy się domowym jedzeniem, dowiadujemy się o swoich rodzinach. Rynki to nie tylko forma sprzedaży, ale pewna archaiczna i bardzo nam potrzebna forma kontaktu z drugim człowiekiem.
Na rynku Bernardyńskim każdego dnia musiałem spakować wszystko do samochodu. Po południu jechało się do domu i następnego dnia od nowa... Tu, na Jeżyckim jest inaczej. Ba, u mnie zawsze będzie inaczej. Sprzedaję żywność, której nie ma w marketach. Mam miody z Podlasia i południa Polski, herbaty z Podlasia i sery dojrzewające z Wiżajn, wyroby z papryki prosto z Bułgarii... Wszystko jest zapakowane. Kłopotem jest ryzyko, czy towar się sprzeda. Jest tylko jedna różnica, moi rynkowi sąsiedzi stoją tu kilka, a nawet kilkadziesiąt lat. Ja na rynku Jeżyckim jestem świeżakiem.
Lubię rozmawiać z ludźmi, nawet, jak mam myśli zajęte... Uważam, że jeśli poecie przeszkadzają ludzie, to natychmiast powinien przestać pisać. Kiedyś w pubie podeszła do mnie dziewczyna i zapytała, czy jestem poetą. Odpowiedziałem – tak. No to ona pyta ponownie. Potwierdzam jeszcze raz. A ona na to: „Z taką chamską twarzą?”. Myślę, że poeci sami dla siebie wytwarzają stereotypy. Im więcej się nasycę ludźmi, tym moje wiersze są tęższe, mocniejsze. To nie jest tak, że poeta musi się zamyślić, zadumać. On ma zasrany obowiązek zapamiętać, co chce napisać i rozmawiać dalej. Nie siedzimy na szezlągu i nie wydumujemy wierszy. A jeśli ktoś to robi, to taka poezja nie szeleści nawet tak jak liście.
Rynek ma swój rytm i trzeba go wykorzystać. Żaden kierownik nie zapyta, dlaczego czytam. Sam jestem sobie dyrektorem. Jestem kiepski w internecie. Ale mam żonę, która mi pomaga. Podobnie jak w księgowości. Renata jest w tym bardzo pomocna. Muza poety ma pomagać w inetrnecie? Wdzięczność, że zdejmuje ze mnie ten ciężar jest tak duża, że z muzy niczego nie straciła.
WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?