Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Szczerbowski: Czekam na film, który zburzy formę [WYWIAD]

Jacek Sobczyński
Jacek Sobczyński
Maciej Szczerbowski, juror tegorocznego Animatora
Maciej Szczerbowski, juror tegorocznego Animatora Fot. ARCHIWUM ARTYSTY
Rozmawiamy z Maciejem Szczerbowskim, mieszkającym w Kanadzie polskim animatorem, który parę lat temu został nominowany do Oscara, a dziś zasiada w Poznaniu w jury festiwalu Animator.

Kogo szukasz jako juror na Animatorze?

Maciej Szczerbowski: - Chciałbym, żeby któryś z filmów strzelił mnie w głowę. Marzę o jakiejś niespodziance, czymś niezależnym od rzemiosła. Najbardziej czekam na nowe pomysły, które mogą stać się bodźcami dla innych twórców. W końcu to one napędzają nasz świat a rzemiosło zawsze można sobie wyrobić. Przyglądam się animacjom od lat i szkoda, że coraz mniej w nich abstrakcji. Większość twórców chce po prostu dobrze opowiedzieć jakąś historyjkę, oczywiście z zachowaniem chronologii, klasycznej struktury i tak dalej. Byłoby świetnie, gdyby nagle pojawił się film, który burzy to i proponuje nową formę.

A co Cię ostatnio zaskoczyło w kinie?

Maciej Szczerbowski: - Na pewno "Koń turyński" Beli Tarra. To była tak czysta, perfekcyjnie zrobiona wizja - i nie chodzi mi o rzemiosło! Możesz patrzeć się na konia, który idzie drogą przez piętnaście minut a i tak dramat i napięcie są tak niesamowite, że już po chwili czujesz, że właśnie oglądasz arcydzieło. Zresztą jak on to zrobił z samym koniem... wiesz, koń nie robi min, grymasów, trudno pokazać, że w danym momencie cieszy się albo jest smutny. A jemu się udało.

Udało się pokazać smutek?

Maciej Szczerbowski: - Więcej, ten jego koń był zniszczony, poddany losowi, wiedział, że już nigdy nie pociągnie za sobą wozu z ludźmi! To był najbardziej wiarygodny portret psychologiczny, jaki kiedykolwiek widziałem w kinie. Kiedy wyszedłem z kina, pomyślałem: Jezu, właśnie zrozumiałem myślenie konia. Nigdy bym się tego nie spodziewał. I właśnie takich niespodzianek szukam na Animatorze.

Jak wygląda praca współczesnego animatora? Dalej siedzi w ciemnym pomieszczeniu i latami dłubie swoje filmy?

Maciej Szczerbowski: - "Madame Tutli-Putli" zajęła nam (Szczerbowski pracuje z Chrisem Lavisem) 4 lata siedzenia w ciemności. Teraz atmosfera już jest inna - zmuszamy się, żeby kilka godzin dziennie śmiać się z czegoś, nawet z sera. Kiedy stworzysz swój film, to jedyną osobą, która nie odbierze go obiektywnie jesteś ty sam. Bo oglądając go masz przed oczyma szereg sytuacji, emocji, które towarzyszyły ci podczas tworzenia. I nawet najlepszy film możesz odebrać negatywnie, jeśli podczas robienia go byłeś smutny, zdenerwowany. I tylko to ci zostanie.

To trochę smutne.

Maciej Szczerbowski: - Słabo, nie? Więc jeśli wiesz, że nie będziesz mógł odebrać go tak, jak inni to przynajmniej postaraj się, żeby podczas pracy zachować dobry nastrój.

Pewnie nieraz miałeś ochotę rzucić wszystko w kąt.

Maciej Szczerbowski: - Przenigdy. Ja lubię stawiać przed sobą problemy a jeszcze bardziej lubię je pokonywać. Tworzenie animacji to kreatywna praca, podczas której używasz różnych obszarów mózgu. Ta praca diabelnie wzbogaca człowieka, bo to nie jest jedno rzemiosło. To malowanie, pisanie, rzeźba, fotografia, muzyka... wszystko co tylko możesz wsadzić do worka z napisem "sztuki piękne". Jakbym miał tylko rysować to chyba bym zgłupiał. A tak ciągle zmieniam punkt widzenia: raz myślę jak muzyk, raz jak aktor albo rzeźbiarz. Czy taka praca może się znudzić?

Sądzisz, że ile jeszcze potrzeba czasu, by ludzie przestali postrzegać animacje jako filmy z góry nastawione na dzieci? Bo takie myślenie wciąż pokutuje.

Maciej Szczerbowski: - Masz rację, bo większość animacji jest robiona właśnie dla najmłodszych. Ale ta forma może się przydać. Zwróć uwagę, że animacja jest przeznaczona do robienia rzeczy niemożliwych a takich "poważne" filmy też potrzebują. Potrafi pokazać rzeczywistość wielowymiarową, dzięki niej postacie mogą wchodzić w inny świat. Zresztą już na początku ubiegłego wieku Starewicz robił animowane dokumenty, które nie były przeznaczone dla dzieci. "Zemsta kinooperatora" to przecież całkiem perwersyjny film! A od niego wszystko się zaczęło.
My nigdy nie zaczynamy pracy od tego, że robimy animacje. Pomysł dyktuje wszystkim i to on nakazuje formę. Tu nie chodzi o zabawianie dzieci i dorosłych tylko rzetelne przedstawienie pomysłu.

Nie sądzisz, że ta użytkowość animacji bywa obecnie nadmiernie wykorzystywane w celach komercyjnych? Przecież więcej tego typu filmów zobaczymy w telewizyjnych blokach reklamowych niż w kinie.

Maciej Szczerbowski: - A jak myślisz, czy "Władca Pierścieni" był filmem animowanym? Bo mi wydaje się, że w 80% tak. Czym był Gollum albo wieże? Animacjami, co prawda komputerowymi, ale zawsze animacjami. I to z niej wykreowano tych żywych ludzi. Wszystkie efekty specjalne w kinie opierają się na animacji.

Ale jako twórca tęsknisz pewnie za dawną, staroświecką kreską.

Maciej Szczerbowski: - Na tym poziomie jestem trochę staroświecki, więc tak, oczywiście, że takie rzeczy mi się podobają. Ale trzeba też zastanowić się, co znaczy żyć ze sztuką - a to długi proces. To zmusza człowieka by zastanowił się nad własnymi preferencjami. Artysta musi uważać, żeby jego praca nie była tylko odzwierciedleniem tego, co ci się podoba, bo to nie jest dialog. Wiesz, sztuka musi się zmieniać. Odczuwam odpowiedzialność, żeby nie być za bardzo uzależniony od stylu wizualnego, który mi się podoba. Czasem twórca też musi zrobić sobie niespodziankę.

Ty robisz sobie niespodziankę filmem a inni Tobie wyróżnieniami. Jak czułeś się po otrzymaniu nominacji do Oscara za "Madame Tutli-Putli"?

Maciej Szczerbowski: - Dziwnie. To nie był dla mnie prawdziwy moment w życiu.

Dlaczego?

Maciej Szczerbowski: - Bo prawdziwy moment jest teraz, kiedy siedzę w otoczeniu normalnych ludzi. A to nie było normalne, tylko zwariowane. Wszyscy mi mówili, że jak już pojadę na te Oscary to żebym się chociaż dobrze bawił, bo drugi raz tam nie wrócę. W sumie tak zrobiłem (śmiech). Wierz mi lub nie, ale nie brałem tego całego zamieszania na serio. Nie interesują mnie Oscary, nawet nie wiem, kto ostatnio wygrał. To, że ktoś ocenił dany film jako "dobry" nie znaczy, że mi będzie się od razu podobał, prawda? Miło wspominam zaproszenie na ceremonię, ale nominacja niczego nie zmienia.

Nie pomogła Ci w karierze?

Maciej Szczerbowski: - Może przy spotkaniach z producentami - teraz trochę bardziej mi ufają. No i rodzina była ze mnie bardzo dumna.

I telefony od razu się rozdzwoniły.

Maciej Szczerbowski: - Nie, ja nikomu nie daję swojego numeru (śmiech)

Ale ja dobrze pamiętam tamtą ceremonię. Wtedy za najlepszy film nieanglojęzyczny nominowano polski "Katyń". I o tym mówiła cała Polska, a o nominowanym w innej kategorii Maćku Szczerbowskim już nie.

Maciej Szczerbowski: - No i OK. Ja nie jestem Wajda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski