Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Wąsik: Łukaszence zależy na tym, żeby z polskiej strony padły strzały. Wówczas będzie mógł dalej eskalować konflikt

Lidia Lemaniak
Lidia Lemaniak
Maciej Wąsik: Łukaszence zależ na tym, żeby z polskiej strony padły strzały
Maciej Wąsik: Łukaszence zależ na tym, żeby z polskiej strony padły strzały fot. Sylwia Dąbrowa
– Zdajemy sobie sprawę, że Łukaszenka i jego służby obserwują polskie życie publiczne. Mają je przecież podane na tacy poprzez media tradycyjne i media społecznościowe. Osobiście uważam, że reżim szykuje coś na 11 listopada i musimy być do tego przygotowani – mówi Maciej Wąsik, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, sekretarz Kolegium do Spraw Służb Specjalnych.

Kiedy rozpocznie się budowa zapory na granicy z Białorusią?
Ustawa o zabezpieczeniu granicy państwowej weszła w życie, pełnomocnik ds. budowy zapory został powołany. Obecnie trwają pierwsze prace z firmami, które mogą składać oferty na budowę zabezpieczenia. Ruszymy najszybciej, jak to możliwe. W tej chwili nie jestem w stanie podać konkretnej daty, natomiast widzimy, co się dzieje na granicy. Zdajemy sobie sprawę, że zapory, które wykonało Wojsko Polskie, były i są dużym wsparciem dla funkcjonariuszy Straży Granicznej, Policji oraz żołnierzy. Z pewnością pomogły w poniedziałek w uniemożliwieniu nielegalnego wejścia na teren Polski 2 tys. ludzi. Jednak potrzebna jest duża i solidna zapora, która w ogóle zniechęci imigrantów z Bliskiego Wschodu. Naszym celem jest zlikwidowanie tego szlaku białoruskiego, który od tygodni próbuje otworzyć reżim Łukaszenki. Zdecydowanie budowę zapory chcemy rozpocząć w tym roku. Mogę powiedzieć, że prace podzielimy na odcinki, a budowę zapory na granicy będzie realizowało kilka firm równocześnie. Takie rozwiązania sprawdzają się przy dużych inwestycjach, przykładem może być budowa autostrad.

Czy zapora w stu procentach ochroni Polskę przed nielegalną migracją?
Nie ma instrumentu, który w stu procentach przed nią ochroni, ale na pewno sprawi, że masowa nielegalna migracja, rozumiana jako nowy szlak migracyjny, nie będzie miała racji bytu. I wówczas te próby przerzucania przez Polskę nielegalnych migrantów się zakończą.

Jakie zabezpieczenia znajdą się w zaporze?
To nie będzie tylko zapora fizyczna. Znajdą się w niej elektronika, kamery, termowizja, systemy powiadamiania, czujniki ruchu, wszelkiego typu detekcja. W związku z tym jestem przekonany, że będą to niezwykle sprawne narzędzia w rękach polskiej Straży Granicznej.

Zapora będzie bronić nie tylko Polski, ale i całej UE. Przewodnicząca KE, Ursula von der Leyen stwierdziła, że UE nie da pieniędzy na mur i drut kolczasty, za co krytykują ją nawet niemieckie media. Jak odniesie się Pan do tych słów szefowej KE?
Unia Europejska ani razu nie dała pieniędzy na tego typu inwestycje. Polska sama zapewniła sobie finansowanie budowy zapory. Oczywiście dobrze by było, żeby część tych kosztów poniosła UE, bo przecież bronimy zewnętrznej granicy Wspólnoty. Jednak wydaje się, że bardziej istotne jest to, żeby UE pamiętała o innych krajach. Mam tu na myśli np. Litwę, bo jest to mały kraj, który ma dość długą granicę, a ich zdolności finansowe, są dużo mniejsze niż Polski. My swoją zaporę zbudujemy, najwyżej bez dofinansowania z Komisji Europejskiej.

Dopiero w poniedziałek wieczorem, pojawiła się reakcja von der Leyen, która wezwała państwa członkowskie do ostatecznego zatwierdzenia rozszerzonego systemu sankcji wobec władz białoruskich, odpowiedzialnych za ten hybrydowy atak. Czy to nie jest spóźniona reakcja? O kolejnych sankcjach mówiło się już od jakiegoś czasu.
Zobaczymy, ale na pewno potrzebne są sankcje, które dotkliwie uderzą przede wszystkim w dyktatora i jego najbliższą świtę. Być może potrzebne są sankcje na całe państwo białoruskie. Jednak należy tu pamiętać o zwykłych Białorusinach, którzy przecież chcą obalenia Łukaszenki i demokracji w swoim kraju. Wydaje się także, że sankcje powinny objąć linie lotnicze, które pomagają Łukaszence realizować proceder przerzutu migrantów na Białoruś. Uważam, że Unia ma stosowne instrumenty wobec tych, którzy zarabiają na nielegalnej migracji. Jeżeli te same firmy, ci sami ludzie, chcą zarabiać na obywatelach UE, na lotach do Wspólnoty, muszą przestać zarabiać na nielegalnej migracji. W tej kwestii bardzo liczymy na wspólny głos wszystkich państw członkowskich. To jest najistotniejsze. Mam nadzieję, że sankcje już nie będą takie, jak ich poprzednia tura. Wtedy ceny wiz wzrosły z 35 do 70 euro. Z takich sankcji to Łukaszenka się chyba tylko śmiał. Kolejne działania muszą być dotkliwe, bo jeżeli będą słabe, to pokażą słabość Unii Europejskiej wobec reżimu.

Przejdźmy na polski grunt. Myśli Pan, że gdyby nie zachowanie części opozycji, części mediów działających w Polsce oraz części celebrytów, Łukaszenka zmniejszyłby presję migracyjną na granicy z Polską?
Myślę, że tak. Zarabianie na migrantach, budowa szlaku migracyjnego i czerpanie z tego dochodów to tylko jedna strona tej sytuacji. Natomiast nie ulega wątpliwości, że najważniejszą intencją Łukaszenki jest destabilizacja państw sąsiadujących z Białorusią. Presja migracyjna miała sprawić, że pojawiają się kłopoty wewnętrzne. W przypadku Łotwy i Litwy takie problemy się nie pojawiły, bo opozycja stanęła murem za rządzącymi. W Polsce stało się zupełnie coś innego. Pojawiły się osoby, które najłagodniej można nazwać pożytecznymi idiotami. Robiły one show wokół koczowiska migrantów. Wszystko po to, aby lansować siebie oraz żeby wszelkimi dostępnymi metodami uderzyć w Prawo i Sprawiedliwość. Tak naprawdę uderzyli w Polskę, a nie w PiS. Pokazali Łukaszence, jakie działania przynoszą korzyść propagandową dla reżimu. Przemytnicy, którzy zarabiają na naiwności migrantów ekonomicznych, także dostali jasny sygnał. Okazało się, że pokazanie rodziny z dziećmi, otwiera szlak dla tysięcy młodych mężczyzn. Nagle z tyłu - za strażnikami granicznymi, policjantami i żołnierzami - stają pożyteczni idioci, którzy będą rozdzierać szaty, dając się nabierać na litość. W wielu sytuacjach jest to czysta manipulacja służb białoruskich. Oczywiście, chciałbym zapewnić wszystkich, że Straż Graniczna, Wojsko Polskie i Policja są tam, gdzie rzeczywiście potrzebna jest pomoc i ta pomoc jest zawsze udzielana. Nieważne, czy dana osoba legalnie czy nielegalnie przebywa na terenie Rzeczypospolitej. Nie pozwolimy, żeby budować taką niesprawiedliwą narrację, że dzieje się tu coś niehumanitarnego ze strony naszych służb. Te wstrętne insynuacje to po prostu nieprawda. Wymyślają je albo pożyteczni idioci, albo ludzie opłacani przez środowiska, którym zależy na tym, żeby na naszym kontynencie cywilizacja europejska, oparta na korzeniach chrześcijańskich, była – de facto – w mniejszości.

Powiedział Pan, że celem Łukaszenki jest m.in. destabilizacja państw sąsiadujących z Białorusią. Jaki jest zatem prawdziwy cel presji migracyjnej, którą wywiera, zapewne przy współpracy z Putinem?
Pierwszym głównym celem jest zniesienie sankcji, które Unia Europejska nałożyła na Białoruś. Drugim – jak już powiedziałem – destabilizacja krajów sąsiednich. A jakie są następne cele? Za jakiś czas się o tym przekonamy.

Zadam Panu pytanie, które zadaje sobie wielu ludzi, z którymi rozmawiam. Dlaczego migranci nie udają się na przejścia graniczne?
Ponieważ nie mają wizy do Polski. Pochodzą oni spoza Europy - z krajów, w których jest obowiązek wizowy. Ci ludzie mają wyłącznie wizę białoruską. Na Białorusi przebywają legalnie, mają prawo pobytu. Państwo białoruskie, dając im wizę lub znosząc obowiązek wizowy, pozwala im u siebie przebywać i bierze za nich pełną odpowiedzialność. My jesteśmy w strefie Schengen, mamy wizy nie tylko polskie, ale i europejskie. Mamy określone przepisy, które stosujemy.

Kim są właściwie ludzie, którzy przebywają po białoruskiej stronie granicy? Niektóre osoby publicznie uparcie w ich kontekście używają słowa „uchodźcy”.
To oczywiście błąd. Ci ludzie to imigranci ekonomiczni. Uchodźcy to osoby, które uciekają przed wojną, torturami i prześladowaniami. Oczywiście, mamy w dzisiejszym świecie często do czynienia z uchodźcami. Są nimi np. Afgańczycy, którzy współpracowali z wojskami koalicji i byli zmuszeni uciekać ze swojego kraju w obawie przed zemstą Talibów. Ci, którzy przyjeżdżają na Białoruś, nie uciekają przed żadną wojną. Nic mi nie wiadomo, żeby w tej chwili trwały konflikty zbrojne w Egipcie, czy w Iraku. Ci ludzie po prostu uznali, że zasiłki socjalne w Niemczech są dla nich bardziej korzystne niż praca, którą wykonują w swoich krajach. To ciąg do lepszego życia, do którego każdy ma prawo, ale musi to osiągnąć w sposób legalny. Mamy przecież w Polsce ludzi z Ukrainy, czy z Białorusi, którzy tu przyjeżdżają, ale na naszych zasadach. Jestem jednak przekonany, że te osoby, które znajdują się obecnie w Kuźnicy, po drugiej stronie granicy, nie zamierzają przestrzegać naszych praw i zwyczajów.

Zdaniem tych samych osób najpoważniejszym problemem jest to, że na granicy nie ma Fronteksu.
Wokół Fronteksu powstał jakiś mit. Oczywiście, być może za kilka lat, będzie on silną europejską agencją graniczną, ale w tej chwili to jest 1,3 tys. osób, z których większość to urzędnicy. Przypomnę tylko – dla porównania – że polska Straż Graniczna liczy 16 tys. funkcjonariuszy i pracowników. Pomoc, której Frontex udzielił Litwie, to 60 funkcjonariuszy, z czego kilkunastu to polscy strażnicy graniczni. Frontex jest też obecny, jako obserwatorzy, przy naszych przejściach granicznych, przy różnego innego typu sprawach granicznych. Liczymy na współpracę z Fronteksem przy readmisji. Jednak nie jest to jeszcze siła, która jest w stanie stanąć w Kuźnicy i własną piersią bronić polskiej granicy. Musimy obronić się dzięki własnym służbom. Jak najbardziej, powinniśmy umiędzynarodowić ten spór, dalej szukać wsparcia dyplomatycznego w innych krajach, nie tylko w ramach Unii Europejskiej, ale i NATO. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że inne państwa pomogą silnym, a nie słabym. Jeżeli my nie zrobimy najważniejszego kroku w obronie własnej granicy, nikt inny za nas tego nie zrobi.

Mamy obecnie najtrudniejszą sytuację na granicy z Białorusią. Spodziewaliście się, że taka sytuacja, jak w Kuźnicy, nastąpi, w tym konkretnym miejscu?
Tak. Od kilku dni obserwowaliśmy to, co działo się po stronie białoruskiej i zdawaliśmy sobie sprawę, że nastąpi albo szturm na przejście, albo w okolicach przejścia. Jeden z tych scenariuszy się spełnił. Dzięki temu, że mamy profesjonalne służby, które zbierają w sposób umiejętny informacje, mogliśmy się stosownie przygotować do tej sytuacji.

Ilu migrantów znajduje się aktualnie w grupie, która koczuje w Kuźnicy?
Są różne szacunki. Wydaje się, że nie wszystkich widzimy, bo są także ukryci w lesie, ale jest to nawet kilka tysięcy.

Czy takich sytuacji, z jaką aktualnie mamy do czynienia w Kuźnicy, czyli tak wielkich grup migrantów i siłowych prób sforsowania granicy, będzie więcej?
Niestety tak, może być ich więcej. Zapewniam jednak, że do każdej tego typu sytuacji – także w innych punktach na granicy – jesteśmy przygotowani. W żadnym innym miejscu przy granicy Łukaszence nie uda się zgromadzić żadnej dużej grupy migrantów, na którą nie zdążylibyśmy się przygotować, aby ją zatrzymać.

W poniedziałek napisał Pan na Twitterze: „Nie przejdą”. Podtrzymuje Pan swoje słowa?
Nie przejdą.

Wicemarszałek Sejmu, Ryszard Terlecki, o sytuacji na granicy powiedział: „To jest przedsmak kryzysu, jaki nas czeka”. Zgadza się Pan z takim stwierdzeniem?
Musimy przygotowywać się na nawet najgorsze scenariusze, taki jest nasz obowiązek.

Kiedy może dojść do ponownej próby sforsowania granicy przez migrantów?
W każdej chwili. Zdajemy sobie sprawę, że Łukaszenka i jego służby obserwują polskie życie publiczne. Mają je przecież podane na tacy poprzez media tradycyjne i media społecznościowe. Osobiście uważam, że reżim szykuje coś na 11 listopada i musimy być do tego przygotowani. Czy będzie to szturm, czy coś innego – zobaczymy. Chciałbym też zaapelować do wszystkich osób, które wykorzystywały święto 11 listopada do siania zamętu, żeby się powstrzymały i zmieniły swoje plany, żeby wzięły udział w pokojowych zgromadzeniach, bez agresji. Każdy, kto podniesie kamień 11 listopada, musi sobie zdawać sprawę, że będzie to kamień podniesiony ręką Łukaszenki. Trzeba to jasno powiedzieć. W momencie, kiedy wróg znajduje się przy naszej granicy, nikt, kto dobrze życzy ojczyźnie, nie będzie siał zamętu w Warszawie.

Na filmach udostępnianych chociażby przez MSWiA i MON w mediach społecznościowych widać, że w stronę imigrantów, którzy próbują zniszczyć zasieki, wojsko używa gazu. Zapytam Pana wprost – czy reakcje Wojska Polskiego i polskich służb, które pilnują naszej granicy – mogą być w przyszłości ostrzejsze?
Polskie służby mają do dyspozycji środki przymusu bezpośredniego, które powinny stosować adekwatnie do sytuacji. Jeśli sytuacja będzie tego wymagać – środki te będą stosowane, zgodnie z przepisami polskiego prawa.

Na Twitterze zobaczyłam uwagę: „dlaczego polskie służby nie polewają tych ludzi wodą”?
Ponieważ sytuacja tego nie wymagała. Jeżeli będzie taka potrzeba, to nie wykluczam, że armatki wodne mogą zostać użyte.

Czy Łukaszence chodzi o to, żeby na granicy doszło do rozlewu krwi?
Do jego narracji pasuje taka sytuacja, że „brutalne polskie służby doprowadzają do rozlewu krwi i biją albo ranią bezbronnych ludzi”. Na pewno zależy mu na tym, żeby z polskiej strony padły strzały. Wówczas będzie mógł dalej eskalować konflikt. Oczywiście w ten sposób Łukaszenka próbuje załatwić problemy wewnętrzne – znajdując wroga zewnętrznego.

Niemcy chcą nam pomóc. Czy Polska skorzysta z tej oferty?
Silna wschodnia granica Polski i UE jest w interesie Niemiec. Oczywiście, chcemy ich pomocy na arenie międzynarodowej. Nie może być tak, że Polska będzie przedmurzem. Ci nielegalni migranci – w zdecydowanej większości – chcą pojechać do Niemiec, bo pomoc socjalna tego kraju jest dla nich atrakcyjna. Stojąc pod Kuźnicą, polska Policja, Wojsko i Straż Graniczna, broni także Niemiec, ich cywilizacji i społeczeństwa przed nielegalną migracją. Dlatego liczymy na współpracę ze stroną niemiecką. Niemcy mają bardzo silną dyplomację i tu mamy nadzieję na wsparcie, chociażby naszych zabiegów o sankcje dla linii lotniczych, które wożą migrantów do Mińska.

Ile jeszcze może potrwać kryzys migracyjny na wschodniej granicy?
Liczymy się z tym, że to może być długi marsz. Myślę, że przełomem będzie zbudowanie zapory i wtedy mogą się zmienić okoliczności. Być może wówczas Litwa może stać się agresywnym celem Łukaszenki. Zobaczymy, czy nie będzie to granica białorusko-ukraińska. Jesteśmy przygotowani do tego, żeby takie zapory budować szerzej na granicy i jeżeli sytuacja będzie tego wymagała, to podejmiemy taką decyzję. Oczywiście na razie nie ma takiej potrzeby, ale jesteśmy przygotowani na różne scenariusze.

Stan wyjątkowy – zgodnie z Konstytucją – może trwać 90 dni. Stan wyjątkowy się kończy, presja migracyjna nie ustaje. Co w takiej sytuacji?
Budowa zapory na granicy daje nam możliwość ograniczenia dostępu do inwestycji na 200 metrów. To mogą być sytuacje niebezpieczne i zwyczajnie musimy ochronić osoby, które będą budowały zabezpieczenie, musimy chronić sprzęt, który będzie używany. Pamiętajmy, że realizując tę inwestycję bronimy życia ludzkiego, bronimy suwerenności państwa polskiego, nienaruszalności granic, także UE. Wszyscy muszą zrozumieć, że to jest najważniejsze.

Na wschodniej granicy obecnie jest ok. 12 tys. żołnierzy. Ilu funkcjonariuszy Policji i Straży Granicznej broni obecnie granicy z Polską?
W tej chwili tego odcinka granicy strzeże około 4 tys. strażników granicznych i około 1,5 tys. policjantów.

Mamy jeszcze zapasy, żeby tę liczbę ewentualnie zwiększyć, jeśli sytuacja będzie tego wymagać?
Oczywiście, że tak. Jesteśmy w stanie w każdej chwili zwiększyć siły zaangażowane na wschodniej granicy.

Były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski stwierdził, że „MSZ powinien zażądać obecnie konsultacji z NATO na podstawie art. 4 Traktatu Waszyngtońskiego”. Jaka jest Pana opinia na ten temat?
To kwestia konsultacji, które mogą się odbyć chociażby pomiędzy ambasadorami. Te decyzje będą zapadały na poziomie premiera i prezydenta. Jestem przekonany, że w odpowiednim momencie ten instrument zostanie użyty.

Na koniec rozmowy zapytam Pana o zupełnie inną sprawę. Dlaczego podjęta została decyzja o tym, żeby Marszowi Niepodległości, który 11 listopada przejdzie ulicami Warszawy, nadać statut formalny?
Państwo polskie nie mogło spokojnie patrzeć na decyzję Rafała Trzaskowskiego, odmawiającego legalności tradycyjnego Marszu Niepodległości. Jesteśmy zobowiązani, jako państwo, aby 11 listopada zapewnić polskim patriotom możliwość demonstrowania swojego przywiązania do ojczyzny. I tak się stało. Dzięki Urzędowi do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, 11 listopada będą organizowane uroczystości państwowe. Zgodnie z polskim prawem, mają one pierwszeństwo przed wszystkimi zgromadzeniami. Marsz Niepodległości przejdzie swoją tradycyjną trasą, będzie ochraniany przez służby - Policję i Wojsko Polskie, które będą pilnować porządku. Marsz Niepodległości wszedł w tradycję obchodów 11 listopada. Wszystkich zapraszamy na ten marsz, pod biało-czerwonymi flagami. To ważna manifestacja patriotyzmu. Nawet 100 tys. ludzi, którzy chcą przyjechać na to zgromadzenie, ma do tego prawo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski