Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Mafia" Druha Stefana Stuligrosza

Marek Zaradniak
Robert Kania (piąty z prawej w tenorach) i Waldemar Grąs ( drugi z lewej w basach) dziś mieszkają w Chicago, a w 1989 roku kiedyś śpiewali w "Poznańskich Słowikach"
Robert Kania (piąty z prawej w tenorach) i Waldemar Grąs ( drugi z lewej w basach) dziś mieszkają w Chicago, a w 1989 roku kiedyś śpiewali w "Poznańskich Słowikach" Archiwum Poznańskich Słowików
Dyrygent, chórmistrz i kompozytor, profesor Stefan Stuligrosz kończy jutro 90 lat. Najbardziej kojarzy się z "Poznańskimi Słowikami", chórem, przez który podczas 70 lat istnienia przewinęło się ponad 2000 chłopców. Większość nazywa "Słowiki" szkołą życia. Ale byli też tacy, którzy właśnie tam rozwinęli lub ujawnili swoje artystyczne talenty. Dawni członkowie chóru mówią o sobie: - Jesteśmy bardzo zgraną, najlepszą na świecie mafią. Mafią Druha Stuligrosza.

Zapytany o swoich wychowanków Stefan Stuligrosz kilkudziesięciu z nich wymienia jednym tchem.
- W Chicago mieszka Robert Kania. Prowadzi tam klasę fortepianu. Najpierw uczył się u profesora Andrzeja Tatarskiego, ale wyjechał na stypendium do USA. W Katarze dyrektorem wielkiej firmy architektoniczno--budowlanej jest Adam Lorenc. Był niezwykle utalentowany. Miał piękny głos i mógł studiować śpiew solowy, ale również pięknie malował, rzeźbił. Ukończył architekturę wnętrz na poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pojechał na stypendium do Londynu, gdzie się na nim poznali. Jacek Pazoła robi karierę jako znakomity tenor. Grzegorz Nowak to świetny dyrygent. Wśród dawnych słowików są lekarze - ortopeda Augustyn Tomkiewicz od lat mieszka w Niemczech. Bartek Gruszka jest dyrektorem poznańskich szpitali przy ulicy Szkolnej i Szwajcarskiej, Krzysztof Linke to znakomity gastrolog, a Jerzy Smorawiński, to były senator i obecny rektor Akademii Wychowania Fizycznego. Od czasów chłopięcych z chórem związany jest nasz drugi dyrygent Maciej Wieloch - mówi Stefan Stuligrosz.

Na dłużej w swych wspomnieniach Stefan Stuligrosz zatrzymuje się przy działającym również w Chicago Waldemarze Grąsie: - Była zima stanu wojennego. Pewnego dnia zadzwonił ktoś do mojego mieszkania. Przede mną stał zmarznięty chłopak. Zapytałem, dlaczego przyszedł, on odpowiedział, że słyszał, iż pomagam ludziom. Jest salowym w szpitalu i na dyżurach śpiewa chorym. Poprosiłem, aby coś zaśpiewał. Gdy zaśpiewał "O sole mio", gdybym nie siedział przy fortepianie, to bym usiadł. Piękny tenor. Zapisałem go do szkoły na Głogowską, którą skończył z odznaczeniem. Wyjechał do USA. Ukończył Indiana University Jacobs School Of Music Of Bloomington. Studiował u sopranistki Margaret Harshaw i u Giorgio Tozzi - mówi Stefan Stuligrosz.

"Val", bo takiego pseudonimu używa, potrafi umiejętnie połączyć muzykę pop z chorałem gregoriańskim. Uprawia coraz popularniejszy w świecie gatunek vocal play, czyli imitowanie instrumentów głosem. Jak mówi, od najmłodszych lat, gdy tylko słyszał jakąkolwiek melodię, starał się spojrzeć na nią inaczej i "doklejał" własną harmonię.

Zapytany o Druha Stuligrosza mówi, że kiedyś postawi mu pomnik. Robert Kania swoje słowicze czasy wspomina tak: - Druhowi i "Słowikom" zawdzięczam wydobycie ze mnie talentu muzycznego, pasji muzycznej oraz nauki ciężkiej pracy i wytrwałości związanej z długimi godzinami przy fortepianie. Gdy rozpocząłem studia w Akademii Muzycznej u prof. Andrzeja Tatarskiego, otrzymałem stypendium University of Kansas w USA, gdzie ukończyłem Masters of Music. Studiowałem u prof. Jacka Winerocka, a doktorat robiłem pod kierunkiem portugalskiego pianisty Sequiera Costa. Od 1998 roku pracuję w Judson University koło Chicago, gdzie jestem profesorem fortepianu i teorii muzyki.

Wśród wychowanków "Poznańskich Słowików" jest też Piotr Konopa. - Namawiam Piotra do powrotu do chóru, ale jak do tej pory mi się to nie udało. Ma piękny baryton - zauważa druh Stuligrosz.

Piotr Konopa: Miałem dwóch ojców, chwała Bogu jeszcze jednego mam. Chór był dla mnie szkołą życia. Dla Druha nie ma nic niemożliwego. Jak coś postanowi, to realizuje i myślę, że mi też to po Druhu zostało. Był Druh, ale była też i pani Basia. Gdy jeździliśmy na obozy kondycyjne m.in. do Wolsztyna, to pani Basia uczyła nas prać kolanówki, a wieczorem, chodząc z Druhem po pokojach, mówiła nam po prostu dobranoc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski