- Pomysł na występy w I lidze wziął się stąd, że na zapleczu ekstraklasy moglibyśmy być trzecią lub nawet drugą siłą na rynku poznańskim – mówił mi kilka dni temu menedżer drugoligowej ekipy koszykarzy, Biofarmu Basket Suchy Las, Bartłomiej Tomaszewski.
Ta wypowiedź najlepiej świadczy o tym, że w stolicy Wielkopolski wciąż są ludzie, którzy wierzą w to, że Lech nie musi być jedyną sportową atrakcją w półmilionowym mieście. To dobrze, że nadzieja na poznańskie odrodzenie w pozostałych grach zespołowych nadal istnieje i trzeba zrobić wszystko, by ją podtrzymać. Nie można też jednak zapominać o ograniczeniach i rafach, jakie czekają na śmiałków, którzy chcą przekonać kibiców do chodzenia na mecze w hali.
A mianowicie o rozkapryszeniu miejscowych fanów, nie uznających gry w ogonie tabeli. Od dawna bowiem wiadomo, że w Poznaniu liczą się tylko wysokie cele. Jak ktoś chce ledwo wiązać koniec z końcem to lepiej, żeby już na wstępie dał sobie spokój z budowaniem drużyny. Ta ostatnia nie może być sztucznym tworem, musi mieć poznańskie korzenie i musi mieć młodzieżowe zaplecze. Jej oglądanie nie powinno być za drogie, a może nawet bezpłatne, a deklaracje jej działaczy nie mogą być oderwane od rzeczywistości. Przede wszystkim jednak w strefie cienia pożądana jest cierpliwość i konsekwencja. Bez tych dwóch elementów w ogóle w życiu cokolwiek trudno osiągnąć, a w sporcie w szczególności. I właśnie wytrwałości w dążeniu do celu życzę działaczom poznańskich klubów z innym adresem niż „Bułgarska 17”.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?