Pan Marek i jego rodzina niedawno przeżyli dramat. Z dnia na dzień siedmioosobowa rodzina straciła dach nad głową. Wszystko na skutek wybuchu butli z gazem.
CZYTAJ TEŻ
Wybuch gazu zniszczył dom
Kradzież rur przyczyną wybuchu w Suchym Lesie
Mimo nieszczęścia Marek Śniak ma wyraźnie pogodny głos. Mówi, że czekają na mnie. Jadę kierując się wskazówkami gospodarza. Wyjeżdżając już z Malanowa w stronę Kalisza, zaczynam się obawiać, że znowu zgubiłam drogę.
Patrzę na drzewa. Przy topoli z odblaskami skręcam i bez przekonania jadę dalej. Z daleka jednak widzę okryty styropianem biały dom w budowie, a przed nim kilkanaście samochodów. Na podwórku biegają psy merdające wesoło ogonami. Nikogo poza nimi jednak nie widać.
- Wszyscy są na obiedzie - mówi starsza kobieta, która wyszła mi naprzeciw.
To Krystyna Nowak, która mieszka tu razem z mężem.
Zniszczony budynek był domem nie tylko dla nich. Mieszkały tu trzy pokolenia. Poza panią Krysią, żyje tu jej córka Mirosława Śniak z rodziną i wnuczka z mężem. Na dworze jest minus 10 stopni Celsjusza. Gospodyni zaprasza do środka odbudowywanego domu. Wchodzimy do kuchni. Na razie nie ma w niej nic poza starym piecem, z którego wydobywa się zapach drewna. Na piecu stoi ogromny gar z rosołem.
- To dla współbraci, jakby zmarzli - melduje szybko pani Krysia i przysiada na krześle pod ścianą.
W kuchni jest z nami również Marek Śniak, który od razu zaczyna opowiadać o tym, co się tu wydarzyło.
- To była sobota. Gaz się ulatniał i nie można było go zablokować. Tak wypełnił pomieszczenie kuchni, że doszło do zapłonu, a potem wybuchu. To była sekunda, dwie. Mnie z synem wyrzuciło jednym wejściem, a żonę drugim. Wyleciały okna - opowiada Marek. - Straciliśmy wszystko, łącznie z tym, co było w środku. Na szczęście nic poważnego nam się nie stało. Żona jest trochę poparzona, ale już niedługo wraca ze szpitala. Jak przyjedzie, to nie pozna domu - dodaje z uśmiechem.
Budynek po wybuchu nie nadawał się do remontu. Jedna ściana runęła, a druga się odchyliła. Sytuacja wydawała się być beznadziejna, ale rodzina nie straciła wiary.
- Już na drugi dzień po tym, co się stało, przyjechali nasi współbracia - Świadkowie Jehowy spod Warszawy. Natychmiast zorganizowali pomoc i podzielili obowiązki. Każda brygada ma swoje zadania. Mamy elektryków, hydraulików, malarzy i stolarzy - opowiada pan Marek. - W ciągu dwóch tygodni dom został rozebrany do fundamentów, a wszystko było ręcznie młotami rozbijane, wywieziony został gruz i postawiony nowy dom. Nikt nie patrzył, że to styczeń, że padał deszcz czy śnieg - dodaje.
Prace na budowie nadzoruje Janusz Smoleń, przewodniczący Regionalnego Komitetu Budowy Sal Królestwa na region łódzko-kaliski.
- W Polsce jest dziesięć takich komitetów. Na co dzień zajmujemy się budowaniem Sal Królestwa, a w takich sytuacjach pomagamy natychmiast. Mamy około 800 chętnych, którzy zgłosili gotowość współpracy z nami. W razie potrzeby są pod telefonem. Ofiarność jest duża, bo wszystkie te osoby pracują nieodpłatnie - mówi Janusz Smoleń.
Do Malanowa dojeżdżają współbracia z Konina, Kalisza, Turku, Łodzi, a także z okolic Poznania czy spod Warszawy. Średnio w gospodarstwie pana Marka pracuje 40- 50 osób. Jednego dnia było ich nawet około setki.
- Trzeba zaznaczyć, że osoby, które nie są Świadkami Jehowy, też nam dużo pomogły. Sąsiedzi z okolicznych wiosek oferowali pomoc materialną i finansową. Gmina również stanęła na wysokości zadania. W poniedziałek po wybuchu już podpisaliśmy umowę z elektrownią i po dwóch dniach mieliśmy prąd - podkreśla Śniak.
Siedząca pod ścianą pani Krystyna ukradkiem próbuje przetrzeć ręką wilgotne oczy. Emocje ciągle są w niej żywe, ale do łez doprowadza ją ogrom pomocy, jaka spotkała jej rodzinę.
- To są łzy szczęścia - mówi. - Jest nam trudno, ale trzeba wszystko przezwyciężyć. Gdyby ludzie byli tak zorganizowani jak Świadkowie Jehowy, to na pewno jeden drugiemu by pomagał. Mamy wielką miłość do ludzi i tą miłością się dzielimy pomagając. Taka jest nasza misja - dodaje.
Marek Śniak podkreśla, że to właśnie próbują przekazać ludziom, chodząc od domu do domu.
- Nawet jak robią nam przykrość, to nie oddajemy wet za wet. Bóg wymaga od nas miłości, współczucia i pokory. Przestrzegając tych zasad, pomagamy sobie nawzajem. Wystarczy miłość do drugiego człowieka - tłumaczy pan Marek. - Pomagamy sobie ze współbraćmi nie tylko w przypadku powodzi czy pożaru. Tak jest również, na przykład, kiedy ktoś zostaje zwolniony z pracy, gdy dotyka go choroba i trzeba się kimś zaopiekować. W mniej dramatycznych sytuacji, kiedy np. brakuje komuś pieniędzy, bracia też wkraczają do akcji, żeby tylko chleba nie zabrakło.
Tego z pewnością nie brakuje w gospodarstwie pana Marka. Obok odbudowywanego domu stoi niedokończony garaż na dwa samochody. Za ogromną kotarą rozciągają się długie stoły z ławami do siedzenia. Pod ścianą stoją trzy kuchnie gazowe, na których codziennie odgrzewane są posiłki.
- Rano jest śniadanie. O godz. 11.30 mamy kawę i ciasto, o godz. 14 obiad i na wieczór kolacja. Teraz, na piecu jest rosół i każdy, kto zmarznie może sobie po kubeczku ciepłej zupy wypić - opowiada pani Krystyna.
W stołówce kilka kobiet uwija się jak w ukropie. Jedne myją naczynia, inne wycierają, a jeszcze inne kroją ciasto. Każda z nich jest uśmiechnięta i gościnna.
- Zapraszamy na kawę. Mamy pyszne ciasto. Czasem bracia przywożą tyle blach z ciastem, że musimy zamrażać - mówią radośnie.
ZOBACZ TEŻ:
Poznań: Chrzest świadków Jehowy
Po kawie wychodzimy na podwórko. Tam praca wre. Dwóch młodych mężczyzn w kombinezonach roboczych uśmiecha się niosąc metalowe pręty. W drugiej części gospodarstwa spawane są jakieś elementy potrzebne do odbudowy. W środku domu trwa instalacja przewodów elektrycznych i przygotowanie pomieszczeń do ostatniego etapu robót. Wszystko musi być zrobione zgodnie z harmonogramem.
- Mamy plan dnia i trzeba go wykonać. Sami jesteśmy w szoku, że tak szybko nam idzie - mówią robotnicy.
Nikt tu nie narzeka na nadmiar obowiązków, nieprzychylną pogodę czy ciężką, fizyczną prace.
- Na tym polega chrześcijańska miłość, że porzucamy swoje zajęcia, sprawy prywatne i pomagamy bliźnim. Traktujemy się jak najbliższa rodzina. Fachowcy pracujący w firmach prywatnych, biorą urlopy i pomagają - wyjaśnia Marek Szweryn. - Zajmuję się zaopatrzeniem, pomocą ubezpieczeniową i prawną. Wspieram gospodarza w kontaktach z nadzorem budowlanym. Inspektor odbiera każdy etap budowy i wszystko jest pod kontrolą - dodaje.
Praca na budowie trwa od rana do wieczora. Po godz. 20 część pracujących w Malanowie wsiada do samochodu i wraca do swoich domów. Inni zostają. Śpią u Świadków Jehowy z okolicy. U takich rodzin schronienie znaleźli też pogorzelcy.
- Mieliśmy taki wybór, że nie wiedzieliśmy gdzie iść. Zaproponowano noclegi nie tylko nam, ale też tym, którzy tu pracują i dojeżdżają. W sumie 20 osobom. Mamy tam warunki super, a tu przyjeżdżamy pracować - opowiada pan Marek.
Postępowi na budowie przyglądają się ze zdumieniem sąsiedzi. Są pod wrażeniem tego, że ponad 50-letni dom w ciągu tygodnia zniknął z powierzchni ziemi, a nowy wyrósł w mgnieniu oka.
- Myślałem, że remont tego domu będzie trwał i trwał. A tutaj, codziennie przyjeżdżają dziesiątki osób i budowa idzie jak mało gdzie. Można im tylko pozazdrościć takiej organizacji i solidarności. Szkoda, że katolicy nie potrafią sobie tak pomagać - mówi jeden z sąsiadów.
Dzięki pomocy Świadków Jehowy jeszcze w lutym rodzinie Śniak uda się wrócić do domu. Pozostało tam już tylko położenie blachy na dachu, zalanie posadzek, wytynkowanie ścian, zamontowanie grzejników, pomalowanie pomieszczeń i wstawienie mebli.
- Myślę, że za dwa, trzy tygodnie będziemy mogli wrócić do domu - mówi Marek Śniak. - Gdyby nie solidarność ludzi, musielibyśmy czekać na to kilka lat - dodaje.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Szwecja wyprowadza wojsko na ulice. "Żaden kraj w Europie nie jest w takiej sytuacji"
- Jaka będzie jesień? Sprawdź w naszym quizie, czy znasz jesienne przysłowia
- Jesienny trening mózgu dla bystrzaków. Czy rozwiążesz 12 zagadek? QUIZ
- Lista imion zakazanych w Polsce! Urzędnik nie pozwoli ci tak nazwać dziecka!