Dziesiąty raz polski film był nominowany do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Wygraliśmy pierwszy raz. Co jest szalenie ważne – wygraliśmy zasłużenie i wśród silnych konkurentów.
Kiedy Polski Instytut Sztuki Filmowej ogłosił w sierpniu 2014 roku, że „Ida” będzie reprezentować Polskę w wyścigu oscarowym, byłam na Festiwalu Filmowym w Locarno jako członkini jury Europa Cinemas. Kiedy przy śniadaniu spotkałam branżowych znajomych – z Anglii, Francji, RPA – podzieliłam się z nimi tą wiadomością. W odpowiedzi usłyszałam: „To świetnie, ten film jest wybitny”. Oni wiedzieli, o jakim filmie mówię! Więcej, oni go już widzieli! Film miał już dystrybucję w ich krajach albo lada moment miało to nastąpić.
To był moment, w którym poczułam, że coś jest na rzeczy. Że „Ida” to nie nasza mała historia, hermetyczna opowieść z kontekstami zrozumiałymi tylko nad Wisłą… Ten film już funkcjonował w świadomości branży filmowej, był już pokazywany na wielu festiwalach, a lista zdobytych nagród miała tylko wydłużać się z miesiąca na miesiąc… Zatem bardzo dobrą decyzję podjął Polski Instytut Sztuki Filmowej, że nie wystawił „Idy” do Oscarów rok wcześniej (premierę kinową w Polsce miała w październiku 2013, więc byłoby to możliwe), wtedy „Ida” nie istniała dla świata. Przez rok bardzo wiele się zmieniło. Nagrody i wyróżnienia są oczywiście szalenie ważne dla promocji filmu, ale sądzę, że w przypadku „Idy” ważniejsza była dystrybucja kinowa, jakiej doczekała się (i zrobiła dobre wyniki!) w wielu krajach na kilku kontynentach, a co najważniejsze dla Akademii – także w USA!
Co jest mocą tego filmu? Doskonała oszczędność formy, film nie jest przegadany (literacko ani wizualnie) – każde słowo i każdy kadr są w nim potrzebne. Moim zdaniem to dowód na wielką sprawność i dojrzałość artystyczną twórcy oraz sygnał, że szanuje swoich widzów. Bohaterki „Idy” to kobiety z krwi i kości, kobiety, które przechodzą przemianę wewnętrzną i są w dynamicznej relacji ze sobą. Świetne zdjęcia. A co najważniejsze – film o bardzo polskich sprawach nie jest zrobiony w duchu martyrologii i upajania się naszym narodowym bólem. Pawlikowski, który ma dystans do kraju, dotknął ważnych i trudnych spraw, ale jednocześnie zachował lekkość filmu, daje nawet okazję, żeby się zaśmiać! Mała, czarno-biała „Ida” jest wielka w swojej kameralności, dotyka i zachwyca.
Powiedziałam dziś rano mojej córce, żeby narysowała coś szałowego w swoim kalendarzu – bo 23 lutego to wielkie święto dla polskiego kina!
Notował Marek Zaradniak
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?