A było w czym wybierać. Mimo że idiom „Oh man, och machine” dominował, zdarzało się, że również poza nim można było się natknąć na spektakle, które wchodziły z nim w dialog. Na pewno można to powiedzieć o premierze Teatru Ósmego Dnia „Ceglorz”.
Oglądając spektakle, instalacje, przyglądając się występowi zespołu Kraftwerk, zastanawiałem się, na ile teatr może pomóc zrozumieć relacje człowiek – maszyna?
Na pozór wydawać by się mogło, że instalacja Cycloid-E barci Décostred to bezduszna maszyna, które niewiele może powiedzieć o relacjach człowiek maszyna. Jej twórcy odwołują się w towarzyszącym instalacji manifeście do Pitagorejskiej muzyki sfer (maszyna obracając się, wydaje dźwięki) i „Harmonii świata” Keplera. A ja patrząc na to dziesięciometrowe wahadło, zobaczyłem choreografię, w której niewidzialny sprawca, wsłuchując się w muzykę maszyny, tworzy abstrakcyjny ruch, powtarzalny, tak jak w choreografii stworzonej przez człowieka dla człowieka. Absolutne piękno.
I na przeciwnym biegunie spektakl Kurta Hentschlägera „Feed”. Po nudnej projekcji filmowej wszyscy obecni w zamkniętej sali zostali zadymieni. Trudno było zobaczyć własną dłoń. Na te mgły nakładały się ostre stroboskopowe światła i zewsząd dochodziła dołująca mechaniczna muzyka. Co autor tego zdarzenia chciał osiągnąć? Przekonać odbiorcę, że jest bezsilny wobec maszyn produkujących dymy, światło, nieprzyjemną muzykę?, że żyjemy w świecie lęku? Publiczność weszła na ten spektakl świadomie, każdy musiał podpisać oświadczenie, ze nie cierpi na padaczkę, klaustrofobię… Po zakończeniu i wyjściu na świeże powietrze, chciało się powiedzieć „pusty gest artysty” lub „król jest nagi”.
Między tymi skrajnymi doświadczeniami, można było zobaczyć sporo odcieni relacji „człowiek – maszyna”.
Co zapamiętam z 23.Malty? Chóry Marty Górnickiej, bo są dość osobliwe, bo reżyserka potrafi bawić się formą, nie zapominając o treści. Nie zapomnę „Ceglorza”, spektaklu, w którym sztuka ma zapach pracy. Nie zapomnę „Marketplace 76” Needcompany, ponieważ Jan Lauwers ze swoimi artystami potrafi tak opowiadać proste, ludzkie historie, że urastają do rangi minitraktatów filozoficznych o życiu, łączy powagę ze śmiechem, który więźnie w gardle. I jeszcze spektakl kuratora Malty Romeo Castellucciego „The Four Seasons Restaurant, który podczas oglądania mnie zmęczył, ale do którego ciągle wracam myślami. To taka zadra, która będzie się we mnie odzywać, ilekroć stanę w obliczu wyboru… To pytanie o granice, których nie wolno przekroczyć.
NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?