Pod Odwachem spotkaliśmy się ze Stanisławą Przybyszewską, w jej pokoiku w rozlatującym się baraku w Gdańsku (Przybyszewska mieszkała kilka lat również w Poznaniu na Jeżycach).
Przybyszewska nie walczy z uzależnieniem od morfiny, nie interesuje ją świat na podwórku, na ulicy…, tworzy swoje dramaty i można by rzec - żyje z ich bohaterami, pierwszoplanowymi postaciami Rewolucji Francuskiej. Częściej rozmawia bodaj z największymi graczami w historii - Dantonem i Robespierrem - niźli z sąsiadami czy znajomymi. Tę grę przerywa wizyta kata.
Dla Raczaka zdaje się ważniejsze jest coś innego. Przybyszewska zapatrzona w ideały Rewolucji Francuskiej, nie zauważyła, co się dzieje dookoła niej, nie zauważyła, że do Wolnego Miasta dotarły już na początku lat 30. dwudziestego wieku idee nazistowskie. Nie przejęła się gułagami w sowieckiej Rosji…
Raczak ograł swoim spektaklem hałaśliwy Stary Rynek
Takim myśleniem o Przybyszewskiej, Lech Raczak dopisuje kolejne ogniwo w ciągu swoich wcześniejszych spektakli zrealizowanych w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy - zwłaszcza "Dziadów", Marat/Sade" i "Czasu terroru" według "Róży" Stefana Żeromskiego (wszystkie były w tym roku grane na Malcie). W "Czasie terroru" Raczak poddał analizie cele, racje i metody, które przyświecały kolejnym polskim zrywom wolnościowym. Pytał w tamtym przedstawieniu między innymi, czy przemoc usprawiedliwia szlachetny cel. Przestrzegał jednocześnie przed zaślepieniem ideałami. Nawet gdyby były najsłuszniejsze, watro zawsze zachować umiar i dystans.
Drugim bohaterem maltańskiego zamknięcia festiwalu był Jan Baptysta Quadro, architekt i… hazardzista, o czym oficjalne opracowania na jego temat dyskretnie milczą. Ten wybitny twórca też prowadził grę z życiem, z ustalonym porządkiem świata, którego nie akceptował. Z jednej strony zaprowadził w mieście pewien ład architektoniczny, zostawił po sobie najpiękniejszy ratusz w Polsce, a kto wie, czy nawet nie w Europie. Po drodze jednak stoczył wiele gier z tymi, od których jego los zależał aż sam wpadł w sidła gry, którą sam wymyślił. I przegrał. Wygrał znowu kat.
Raczak w swoim plenerowym widowisku "Gry z czasem) delikatnie daje nam znać, że gry z czasem cały czas trwają. Im bliżej współczesności, tym gracze są ostrzejsi. Pod każdą z tych historii można by podłożyć innych bohaterów, których nawet znamy z imienia i nazwiska. Bo trwalsze od ludzi są mechanizmy władzy i rządzenia.
Tym spektaklem Lech Raczak stoczył również grę z miejscem, Starym Rynkiem - największą kawiarnią w mieście. I wygrał. Zwłaszcza przed Odwachem, gdzie wręcz panowała teatralna cisza. Pod pręgierzem momentami dansing próbował konkurować z grającą na żywo orkiestrą kameralną.
Lech Raczak zaproponował "swój" teatr, na przeciw modom. Jest to teatr obywatelskiej rozmowy na ważne tematy. Raczak konsekwentnie posługuje się swoim własnym językiem: używa teatralnych machin, obiektów - rzeźb, miesza "słowa" (raz są nimi stylizowane renesansowe postaci, innym razem akrobaci z grupy Sztuka Ruchu, aktorzy z teatru w Legnicy lub gdańskiej Miniatury, projekcje wideo), posługuje się też własną składnią. I rzecz najważniejsza: ten język jest zrozumiały dla kolejnego pokolenia maltańskiej publiczności, która coraz więcej czasu spędza na fejsie niż w realu.
W tym roku na Malcie było bardzo mało teatru plenerowego i nie przyciągał on tłumów. Jednym wyjątkiem były "Gry z czasem" na Starym Rynku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?