18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Jackowski nie żyje: "W życiu zawsze wolnym był..."

Marek Zaradniak
Marek Jackowski nie żyje
Marek Jackowski nie żyje archiwum Polskapresse
Ta wiadomość poraziła całe polskie środowisko rockowe. W minioną sobotę nagle na zawał serca zmarł we Włoszech w San Marco di Castellabate, gdzie mieszkał, Marek Jackowski - multiinstrumentalista , kompozytor, dziennikarz, anglista - wspomnienia o nim zebrał Marek Zaradniak.

Kojarzył się z grupą Osjan i przede wszystkim zespołem Maanam. W ostatnich latach występował także z grupą Plateau z "Projektem Grechuta", ale na samym początku, jeszcze podczas studiów na Uniwersytecie Łódzkim, grał w zespole Impulsy, który przekształcił z czasem w grupę Vox Gentis. Gdy przeprowadził się do Krakowa, nawiązał najpierw współpracę z Piwnicą pod Baranami. Stamtąd trafił do zespołów Osjan i Anawa, w których przez pewien czas grał równolegle.

W grudniu 1975 roku w Krakowie wraz z Milo Kurtisem założył grupę Maanam, której stał się liderem i głównym kompozytorem. Zrealizował również dwa solowe albumy "No1" i "Fale Dunaju". Ostatnio pracował nad swoim kolejnym solowym albumem, ale niestety nie zdążył go już dokończyć. Właśnie dziś miał zagrać z grupą Plateau w Piwnicy pod Baranami. Już nie zagra...

Jego pierwszą żoną była Kora, wokalistka i frontmanka Mannamu, z którą miał syna Mateusza. Z drugą żoną Ewą, z którą mieszkał we Włoszech, miał trzy córki: Biankę, Palomę i Sonię.

Z Maanamem stworzył i wylansował wiele przebojów. Wymieńmy choćby "Boskie Buenos", "Szare miraże", "Tango", "Kraków, "Ocean wolnego czasu", "Cykady na cykla-dach" czy "Oddech szczura". Spośród jego solowych utworów najważniejsze to "W życiu trzeba zawsze wolnym być" oraz "Oprócz".

Jak wspomina Kora w książce Kamila Sipowicza "Kora, Kora. A planety szaleją", Marek był zupełnie inny niż inni jej ówcześni adoratorzy. Wydawał jej się mężczyzną, a nie chłopcem jak tamci. Czuła, że naprawdę ją kocha. Marek był osobą niezwykle uduchowioną i religijną. Fascynował go buddyzm. Był tym, który wprowadziła zen do ówczesnego krakowskiego środowiska.

Jacek Ostaszewski wciągnął go wtedy do zespołu Marka Grechuty Anawa, a on prawdopodobnie zainteresował Jacka i Tomasza Hołuja filozofią zen. Zmienili strój, sposób odżywiania i zachowania, odstawili alkohol. Pewnego dnia postanowili założyć grupę, dla której przez kilka dni wymyślali nazwę. Ostatecznie stanęło na Osjan. Ich muzyka szybko zaczęła zdobywać publiczność. W tamtym czasie Kora od czasu do czasu także jeździła w trasy, grając na fujarce i podając dźwięk. Spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Tworzyli rodzaj komuny. Nie mieli mieszkania, więc wprowadzili się do mieszkania Ostaszewskich. Przez jakiś czas panowała bardzo ciepła rodzinna atmosfera, ale z czasem coś zaczęło się psuć. Jacek i Tomek szli w buddyzmie coraz dalej, a Marek uważał buddyzm jako drogę do rozszerzenia swojej świadomości.

- To ja ściągnąłem Marka do zespołu Anawa, ale Grechuta i Jan Kanty Pawluś-kiewicz musieli to zaakceptować. Z tamtych czasów pochodzi płyta "Korowód". To muzyka inspirowana tym, co proponował Osjan, w którym graliśmy równolegle. Myśleliśmy, że Anawa rozwinie się w tym kierunku, ale - jak się okazało - dla Pawluśkiewicza i Grechuty to był tylko epizod - wspomina Jacek Ostaszewski.

Ten niegdyś muzyk zespołu Anawa, a potem grupy Osjan, nie pamięta, w jaki sposób poznał Marka Jackowskiego. Najprawdopodobniej było to w Piwnicy pod Baranami, którą zakładała matka chrzestna Ostaszewskiego Janina Garycka. Jackowski, który był z wykształcenia anglistą, uczył piwnicznych artystów tego języka. Szybko znaleźli także wspólne wątki zarówno muzyczne, jak i te związane ze ścieżkami poszukiwań duchowych. Marka interesowały różne religie. Nie był buddystą, ale sporo pomagał Ostaszew-skiemu i Tomaszowi Hołujowi, którzy są buddystami w tłumaczeniu książek buddyjskich.

- Marek chciał być naszym duchowym doradcą, spiritual adviser, ale myśmy mieli własnego buddyjskiego nauczyciela. Odszedł z grupy Osjan, gdy rozpoczęliśmy praktykę buddyjską. Na odejście Marka wpłynął konflikt personalny pomiędzy nim a Tomkiem. Atmosferę podgrzewał fakt, że przez pewien czas obaj ze swymi młodymi żonami mieszkali we wspólnym mieszkaniu. Wtedy Tomek postawił sprawę na ostrzu noża. Albo Marek, albo ja powiedział. Przez pewien czas gdy Marek i Kora byli w trudnej sytuacji finansowej, mieszkali też u mnie - dopowiada Jacek Ostaszewski. - Po prostu przygarnęliśmy ich.

Ostaszewski wspomina Jackowskiego jako człowieka o poszukującym umyśle, wrażliwego, dobrego partnera, ciekawie się noszącego. Postać barwną, która nie mogła przejść niezauważenie.

Jan Kanty Pawluśkiewicz tak wspomina Jackowskiego:

- Przez dwa lata współpracowaliśmy w zespole Anawa, czego rezultatem była płyta "Korowód". Jej stylistykę muzyczną zawdzięczamy w dużej mierze temu, że udało się pozyskać takie osobowości, jak Marek Jackowski i Jacek Ostaszewski. Potem był Osjan, w którym Marek przez długi czas grał pierwsze skrzypce. I wreszcie Maanam, rock'n'rollowa kapela na europejskim poziomie. Najciekawsza polska grupa rock'n'rollowa od czasów Czerwono-Czarnych i Niebiesko-Czarnych. Wraz z odejściem Marka odeszła cała epoka, a pozostała ogromna biblioteka nagrań. Ostaszewski i Jackowski grali w Osjanie i w zespole Anawa równolegle.

O tym jak powstał Maanam opowiada Milo Kurtis, multiinstrumentalista, niegdyś jeden z pierwszych polskich hippies'ów:

- Gdy Marek odszedł z zespołu Osjan zadzwonił do mnie z pytaniem czy byśmy razem nie pograli. Zgodziłem się, bo Osjan to byli moi idole. Początkowo graliśmy w duecie pod nazwą "Sensacyjna Grupa Okazjonalna". Nasz koncert w warszawskim Teatrze Studio okazał się sukcesem. Dawaliśmy kolejne koncerty. Od czasu do czasu grał z nami na instrumencie zwanym bracz także Jan Burnat. Zaczęliśmy myśleć o bardziej komercyjnej nazwie. Od naszych imion Marek i Milo wzięła się nazwa M and M. Gdy nasz przyjaciel, plastyk Jan Żabko Potopowicz powstawiał literki powstał Maanam. Był to Maanam inny niż ten później znany. Bardziej rockowy, ale akustyczny.

- Marek grał na gitarze 10-strunnej, braczy, trombicie i używał głosu. Jana grałem na buzuki sitar, bębenkach, trombicie i też używałem głosu. Była to muzyka ostrzejsza niż ta, którą proponował Osjan. W pewnym momencie w zespole pojawiła się Kora i wszystko zaczęło iść w kierunku piosenek, a mnie bardziej interesowała muzyka improwizowana. W Maanamie grałem półtora roku. Rozstaliśmy się, ale cały czas przyjaźniliśmy się. Dopiero po moim odejściu potem przyszedł do zespołu John Porter i powstała grupa Maanam Elektryczny Prysznic.

Ale jest i druga linia tych działań. Gdy Marek odszedł z Osjan, zadzwonił do mnie Tomasz Hołuj, z propozycją, abym grał z nimi w miejsce Marka Jackowskiego. Rozmawialiśmy jeszcze w ubiegłą środę lub czwartek. Mieliśmy spotkać się w poniedziałek o godzinie 10. Wkrótce bowiem prawdopodobnie otrzymam polskie obywatelstwo i chciałbym zorganizować koncert sześciu zespołów, które były dla mnie ważne. Mieliśmy znów zagrać w duecie. Niestety, już nie zagramy - wspomina Milo Kurtis.

Wojciech Hoffmann, poznański gitarzysta, lider grupy Turbo tak zapamiętał Marka Jackowskiego:

- Myślę, że Marka możemy cenić za wieloletni upór i za kompetencje. Marek obrał drogę, którą konsekwentnie kroczył. W latach 70, najpierw był Osjan, a potem przez całe lata Maanam. Ja osobiście bliżej go nie znałem. Tylko z tras, jeszcze w latach 80. Wymienialiśmy uwagi na Facebooku. Był to mądry i otwarty człowiek. Dobry gitarzysta rytmiczny. Wykonywał swoją pracę tak jak trzeba, a przede wszystkim był dobrym kompozytorem, bo tych piosenek słucha już trzecie pokolenie. Jestem pewien, że to był muzyk i człowiek wielkiego formatu.

Odszedł człowiek wielkiego formatu, którego charakteryzują dwa wielkie jego solowe przeboje. "W życiu trzeba zawsze wolnym być" oraz "Oprócz", w którym śpiewał, że "Oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba". I odszedł, wolny, do błękitnego nieba .

(Przy pisaniu tekstu korzystałem z książki Kamila Sipowicza "Kora, Kora. A planety szaleją").

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski