Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Napiórkowski: Lubię muzykę improwizowaną

Marek Zaradniak
Niedawno ukazał się najnowszy album Marka Napiórkowskiego "Up"
Niedawno ukazał się najnowszy album Marka Napiórkowskiego "Up" Archiwum Marka Napiórkowskiego
Marek Napiórkowski, czołowy polski gitarzysta jazzowy, o swoich fascynacjach i nowej płycie "Up"

Dlaczego zostałeś gitarzystą?
Marek Napiórkowski: - Odpowiedź na to pytanie nie wiąże się z jakąś szczególną historią. Na pewnym etapie życia ktoś pokazał mi kilka akordów na gitarze. W momencie gdy je zagrałem poczułem jakiś afekt do tego instrumentu. Zacząłem się interesować graniem i już jakoś poszło. Pasja, która była kluczem do tego wszystkiego sprawiła, że zaczęło mi to sprawiać bardzo wiele przyjemności i rozwijałem się jako instrumentalista. Zaowocowało to z czasem tym, że zostałem muzykiem żyjącym z muzyki i dla muzyki.

Grasz bardzo różną muzykę. Czy zatem uważasz się za gitarzystę jazzowego?
Marek Napiórkowski: - Tak, ale szczerze mówiąc nie szaleję za tymi wszystkimi podziałami. Na pewno rzeczą, która najbardziej mnie fascynuje jeśli chodzi o granie, jest muzyka improwizowana, z której najbliżej jest do jazzu. Z jazzu się wywodzę i właściwie jestem gitarzystą jazzowym tylko czym jest ten jazz? Czy jest formą bardzo klasyczną, czy jest czymś co przez lata rozwinęło się i uśmiecha się do innych gatunków? Jestem gitarzystą, który najbardziej lubi grać muzykę improwizowaną, której najbliżej do jazzu. Natomiast fascynują mnie również inne gatunki.

Na ilu gitarach grasz?
Marek Napiórkowski: - W przeciwieństwie do moich kolegów nie biorę udziału w "wyścigu zbrojeń". Mam specjalną szafę na gitary gdzie jest około dziesięciu instrumentów. Nie kupuję gitar jako kolekcjoner. Mam tylko te, o które jestem w stanie zadbać, bo gdy gitary leżą nieruszane to dla mnie traci to sens. Jeśli w świecie arabskim jakiś szejk ma pięć żon to musi o nie zabiegać i wszystkie gitary, te które używam do czegoś służą stanowiąc główny nurt mojej działalności. Ja byłbym w stanie zagrać na trzech, czterech gitarach. Natomiast przez to, że udzielam się też w projektach sesyjnych potrzebuję też innych instrumentów, które mają charakterystyczne brzmienie.

A Twoi gitarowi idole?
Marek Napiórkowski: - To bardzo skomplikowane pytanie choć wydaje się, że typowe. Z jazzu na pewno John Scoffield, Jim Hall, Wes Montgomerry, George Benson, a z młodych Adam Rogers, Kurt Rosenwinkel. Jest wielu interesujących młodych gitarzystów.

A z rocka?
Marek Napiórkowski: - Tu sięgamy do moich młodzieńczych fascynacji, które do dzisiaj są w mocy. Jimi Hendrix, Albert Collins...Uwielbiałem zespół Led Zeppelin, a więc Jimmy Page.

A z klasyki?
Marek Napiórkowski: - Nie jestem jakimś mega ekspertem. Słyszałem kilku wielkich jak na przykład Johna Williamsa. Byłem pierwszy raz na koncercie gitarzysty, któremu nic nie brzdęknęło. Jest pewien poziom precyzji wykonawczej i każdy kto kiedykolwiek miał gitarę ten myśli, że to dość łatwy instrument.

A więc czy gitara jest łatwym instrumentem?
Marek Napiórkowski: - Wojciech Karolak, na którego benefisie grałem powiedział, że są dwa instrumenty, które uchodzą za najprostsze - gitara i harmonijka ustna, ale on uważa, że są najtrudniejsze, a więc gitara jest podobnie jak wszystkie instrumenty trudna. Aby dojść do perfekcji w graniu niuansów muzyki wyrafinowanej trzeba bardzo dużo czasu. I tak jest z tą klasyką. Byłem na koncertach przeróżnych mistrzów jak ma przykład Andres Segovia. Był już wtedy panem w starszym wieku grającym pięknie, emocjonalnie, ale nie było momentu, żeby coś nie zabrzęczało. Świstnęło. Grał tak poprawnie a zarazem ładnie, słychać było, że jego instrument ma duszę, ale gitara to bardzo trudny instrument.

Nagrałeś ponad 140 płyt. Są wśród nich Twoje albumy solowe. Który z nich uważasz za najważniejszy?
Marek Napiórkowski: - Jeśli spotykamy się w grudniu 2013 roku to oczywiście płyta "Up", bo to najnowsza moja płyta. Była więc dzieckiem najbardziej oczekiwanym. A na serio odpowiadając to nie mam pojęcia, która płyta jest najważniejsza. Mam pewne skojarzenia, ale z równym sentymentem odnoszę się do każdego tytułu. Każdy kosztował mnie jakiś kawałek życia jest wynikiem jakichś moich doświadczeń. Lubię wszystkie.

Jak długo powstawał ten album?
Marek Napiórkowski: - Począwszy od poprzednich albumów przyjąłem zasadę, że nie robię nic na zamówienie. Nagrywam płytę wtedy gdy mam coś do powiedzenia. Te utwory powstawały w minionych dwóch latach. Niektóre przed samym nagraniem, inne jeszcze kiedyś, do szuflady. Po prostu gromadziłem dobre utwory z myślą o nagraniu albumu w momencie kiedy miałem utwory zaczęło się wymyślanie szczegółów, organizowanie pracy nad nagraniem. Myślenie nad koncepcją.

A współpracownicy, z którymi nagrywałeś?
Marek Napiórkowski: - To skład trochę nietypowy jak na mnie, bo to kwintet jazzowy zestawiony z nonetem muzyków klasycznych. Krzysiek Herdzin na fortepianie, który odpowiadał za aranżacje pracuje ze mną od lat. Henryk Miśkiewicz saksofonista, którego namówiłem by zagrał na klarnecie basowym. Współproducentem płyty jest basista Robert Kubiszyn obecny przy każdym moim projekcie solowym. Poza tym w nagraniu wzięły udział osoby, z którymi wcześniej nie współpracowałem. Saksofonista Adam Pierończyk gra trochę inną muzykę, jazz bardziej intelektualny. Poproszony przeze mnie o współpracę chętnie wystąpi. Sercem zespołu jest perkusja. Clarence Penn to perkusista nr 1 z Nowego Jorku. To jeden z tych perkusistów, do których dzwoni się w pierwszej kolejności. Grał z wszystkimi i świetnie gra. Marzyłem, aby na bębnach zagrał ktoś taki kto te dźwięki postawi w innym kontekście.

Ta muzyka mogłaby być znakomitą ilustracją filmową...
Marek Napiórkowski: - To bardzo miło słyszeć, bo ja biorąc udział w całej masie projektów realizuję się jako solista. Gram sola ekspresyjne na koncertach. Natomiast nagrywając swoją płytę nigdy nie myślę w kategoriach wirtuozerskich. Zawsze myślę o tym jaka to będzie muzyka jako całość bez względu na to czy to będzie saksofon czy gitara. Porzucam ego gitarzysty i moja koncepcją jest stworzyć interesującą opowieść. Ta płyta jest bardzo kolorowa brzmieniowo. Pisząc tę muzykę kojarzyły mi się te tytuły z jakimiś krajobrazami. Nawet jeden utwór nosi tytuł "Teatr" jest to muzyka do nieistniejącego spektaklu. To muzyka filmowa, aczkolwiek wydaję mi się, że nie można by jej użyć, bo za bardzo absorbowałaby uwagę. Pobudza wyobraźnię.

Masz spore doświadczenie. Uczysz grać na gitarze?
Marek Napiórkowski: - Uczę, ale tylko i wyłącznie podczas kursów czy warsztatów. Natomiast nie uczę na co dzień. Sam jestem wychowankiem takich warsztatów. Śp Jarek Śmietana był pierwszą osobą, która w życiu mi pokazała jak się gra jazz na gitarze. Spowodowało to niesamowitą rewolucję w moim ówczesnym guście muzycznym, bo po warsztatach byłem zauroczony wolnością, którą daje jazz i kontaktem z charyzmatycznymi ludźmi. Od tamtej pory datuje się moje zainteresowanie jazzem.

Nie pytałem o to bez przyczyny, bo w Wielkopolsce odbywa się co roku festiwal Polska Akademia Gitary.
Marek Napiórkowski: - Jarek był jego dobrym duchem. Prowadził happening na Starym Rynku w Poznaniu. Happening prowadził też m.in. Krzysztof Ścierański. Właśnie od Krzyśka Ścierańskiego słyszałem o tym festiwalu.

Jakie są twoje plany na Nowy Rok? Czy muzykę z płyty "Up" usłyszymy w Poznaniu na żywo?
Marek Napiórkowski: - To jest skomplikowane, bo to duży skład - 14 osób więc w Blue Note się nie zmieszczą. Mam jednak zamiar powołać kwintet, który grałby tę muzykę i będziemy obserwować jak ta muzyka ewoluuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski