Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Szkolnikowski: Nie zawsze to, co polskie, jest gorsze

Michał Skiba
Michał Skiba
https://twitter.com/mszkolnikowski
Największym zwycięstwem TVP Sport jest zmiana mentalności wśród widzów, zmiana odbioru, bo teraz widzą nas jako świeża i nowoczesna telewizja - mówi Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport. Szef sportu w Telewizji Polskiej w dużej rozmowie z "Polska Times" o sporcie, prawach, biznesie, Stevie Jobsie i czujności umysłu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zapraszam...

Michał Skiba: Kiedy TVP Sport 2? Takie pytanie, to jak pochwała. Macie dużo praw, sportowy kanał TVP gra bardzo ofensywnie.

Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport: Nie ma takiej potrzeby, aby tworzyć drugi kanał. Mówię to od samego początku. Drugi kanał to bardzo archaiczne myślenie i absolutnie nieidące z duchem czasu. Po pierwsze - to kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Trzeba stworzyć oddzielny zespół emisyjny oraz oddzielne studio, wyposażyć je jak najlepiej. To kosztuje kilkadziesiąt milionów złotych. Do tego trzeba znaleźć miejsce na ten kanał. Na MUX-3 i MUX-8, czyli miejscach dla naziemnej telewizji cyfrowej, ich już nie ma. Na trójce jest tak mało miejsca, że TVP Sport mieści się w rozdzielczości SD, czyli zajmuje jeden slot, a na MUX-8 Telewizja Polska otrzymała trzy sloty i wszystkie trzy są zajęte. Miejsca na dodatkowe kanały po prostu nie ma. Pracujemy nad tym, by stworzyć - pod roboczą nazwą TVP Sport 2 - kanał wirtualny. To byłby kanał dostępny w internecie. Tych transmisji jest oczywiście dużo, co nie zmienia faktu, że z wielu wydarzeń i praw, które się nie oglądały, lub są nieefektywne biznesowo zrezygnujemy.

A więc rewolucja trwa?

Myślę, że to była i jest ewolucja. Dopiero wielkie rzeczy przed nami. Kilka spraw udało się ustabilizować i unormować. Stworzyć pewne reguły zachowań, staram się operować tą biznesową mantrą: wizja, przywództwo, kultura organizacji. Pewne rzeczy tłumaczymy, na pewnym poziomie instytucjonalnym zaczyna to dobrze wyglądać. To później przekłada się na obraz - czyli to, co widzowie widzą w telewizorach, czy na innych nośnikach.

Pan w tym momencie mówi więcej o biznesie niż o sporcie?

Siłą rzeczy jedno wiąże się z drugim i trudno mówić o biznesie bez sportu i odwrotnie. Na tym polega moja praca.

Na wychowywaniu nowych widzów również?

Myślę, że konsumpcja mediów wygląda inaczej niż kiedyś. Mamy w tej chwili ponad dwieście kanałów. Każdy może mieć do nich dostęp i to za niewielkie pieniądze. Widać, że coraz mniej ludzi ogląda telewizje i coraz mniejsze jest nią zainteresowanie, bo młodzi ludzie - w wielu przypadkach - nie mają telewizora. Przyznają się do tego, że oglądają Netflixa, materiały na YouTubie, ewentualnie sport. Trwa walka o to, kto w przyszłości będzie postrzegany jako telewizja warta oglądania. To się trochę dzieje w TVP Sport. Chcemy tych ludzi do siebie przyzwyczaić. Chcemy pokazywać, że jesteśmy nowocześni, otwarci na nowe technologie i nowy sposób korzystania z mediów. Przed zeszłorocznymi mistrzostwami świata był taki, z pozoru wydawało się szalony, pomysł pokazywania "Kapitana Tsubasy". Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Bardzo dużo ludzi z mojego pokolenia, czyli między 30 a 35 rokiem życia, z rozrzewnieniem wspominało te czasy, gdy Tsubasa był w polskiej telewizji. A teraz przed mundialem ze swoimi dziećmi oglądali Tsubasę! Po emisji prawie stu odcinków okazało się, że bardzo wzrósł nam udział w grupie 4-12. Chcemy ten trend utrzymać i tę grupę jakoś edukować i prowadzić. Pojawia się e-sport. Niech wśród ludzi pojawia się myśl, że TVP Sport jest fajnym kanałem.

E-Sport to przestrzeń, do której już wszyscy musimy się przyzwyczajać?

Moje prywatne zdanie może nie mieć znaczenia, bo wyszłoby, że to jest mój prywatny folwark i nie zachowuję obiektywizmu. E-sport to bardzo duży ruch społeczny w tej chwili, mnóstwo ludzi organizuje się w różne stowarzyszenia i zaczyna w tym e-sporcie funkcjonować. Na IEM w Katowicach jest więcej ludzi niż na Openerze. Coraz większe pieniądze, wielcy sponsorzy. Polska to dobry rynek dla e-sportu, nie widzę powodu, by kogoś wykluczać. TVP Sport nie chce ludzi wykluczać, u nas wszyscy są mile widziani. Sam mam konsolę i czasem sobie pogram, ale bardzo rzadko. Zazwyczaj w coś związanego ze sportem.

A Pan jako dyrektor czuje, że jest dużo pracy już niedziennikarskiej? Mówi się, że dokumenty na stole zaczynają przypominać stertę liści na jesień.

Jeśli ktoś w życiu ma takie szczęście i taki przywilej, że wykonuje pracę, którą kocha, to traktuje ją jako codzienność życia. Czasem tych liści jest tak dużo, że jak się je wszystkie odgarnie, to i tak wiejący wiatr powoduje, że znowu całość trzeba zaczynać od nowa. Na pewno jest to przyjemne gdy czuć zaangażowanie całego zespołu i widać efekty pracy na antenie. To, jak ludzie reagują na rozwój TVP Sport to piękna sprawa.

Na przykładzie Tsubasy - można tworzyć telewizję na intuicję? Czy to już przewaga exela?

W dzisiejszych czasach wszystkie wielkie biznesy jak Facebook, Twitter, Wikipedia, czy nawet sam internet powstały bez intencji biznesowych. Facebook miał być takim portalem, gdzie młodzi amerykańscy studenci wyrywają laski. Nie było nic o biznesie. Mark Zuckerberg, czy Jeff Bezos z Amazona i ludzie zakładający Twittera nie mieli żadnych biznesplanów. Nie mieli analiz SWOT, ani analizy pięciu sił Portera. To są kwestie mocno związane z biznesem, czyli exel, tabelki, kolor zielony i czerwony. Zawsze odpowiadam na to pytanie dwoma przykładami: Henry Ford przed wynalezieniem samochodu, jakby zrobił rynkowe badania, to dowiedziałby się, że ludzie chcą szybszych koni. Nikt nie przewidział tego, że powstaną samochody. Jak Steve Jobs pracował nad Macintoshem, to poszedł "na czuja" i to był strzał w dziesiątkę. Jeśli chodzi o kwestie związane z budżetem, pilnowaniem spraw finansowych i kadrowych, to wiadomo, że jest exel i tabelki - szczególnie, że pracuję w telewizji publicznej, więc środkami publicznymi trzeba bardzo rozsądnie gospodarować. Nie możemy sobie pozwolić na swobodę finansową, jaką mają komercyjni nadawcy, mimo że ludzie opowiadają, że telewizja dostaje miliard złotych zapomogi. Pamiętajmy, że niewiele ponad 10 proc. ludzi płaci abonament i ta telewizja musi z czegoś być utrzymywana. Taki system jest w każdym kraju UE. W Niemczech budżet ZDF czy ARD to jest kilka miliardów euro. I to też idzie od podatników, którzy normalnie płacą abonament. Taka sama sytuacja jest we Francji, Wielkiej Brytanii. Finansowanie mediów publicznych jest wszędzie uregulowane, tylko nie w Polsce. Rzeczywiście dużo decyzji podejmuję intuicyjnie, bo mam coś takiego, że wiem, co się ludziom podoba i to może jest jakiś dar, którego nie da się zaszeregować. Nie da się robić dobrej telewizji tylko na exelu. Dobra telewizja, to są emocje, rzeczy trochę nieuchwytne, tym bardziej w sporcie. Tam są emocje łączące wszystkich Polaków, piękne historie, wielkie imprezy, biało-czerwona na maszcie, hymn i reprezentacje Polski. To są wielkie sprawy, ludzie często nie zdają sobie sprawy, że pracując w TVP Sport dotykamy wielkich rzeczy i to dotyczy wszystkich. To jest tylko sport i aż sport.

Kanałów sportowych w Polsce mamy za dużo? Będzie walka z przesytem całych mediów?

W interesie wszystkich nadawców sportowych jest zacząć w końcu ze sobą współpracować na takim organicznym poziomie, by ci widzowie nam nie uciekli. Żyjemy w dobie Netflixa, bardzo dużej komputeryzacji. W ciągu dwóch, trzech, może do pięciu lat czeka nas kolejna rewolucja technologiczna. O tym się nie mówi, ludzie o tym zapominają i nie są na to gotowi. Czeka nas rewolucja, bo mówi się, że do 2030 r. 800 mln robotów będzie wykonywać prace dotychczas zarezerwowane dla ludzi, do tego komputery kwantowe, zimna fuzja. Nie będzie to oczywiście świat si-fi, roboty nie przejmą władzy nad światem. Chodzi o to, by być na to gotowym, bo to będzie szybsze niż kostki domino, taki efekt podpalenia pudełka z zapałkami. Rola wszystkich telewizji jest taka, aby znaleźć jakąś formułę, aby widzów zatrzymać przy telewizji. Żyjemy w sporcie i to jest dużo łatwiejsze. Serial na Netflixie można obejrzeć w dowolnej chwili w odpowiednich dawkach.

Sport ratuje się transmisyjnością, live-streamingiem?

Nikt nie ogląda meczu Ligi Mistrzów dzień później, bo ma skróty, zna wynik. Chyba, że jest to jakiś nieprzeciętny użytkownik, jakiś trener, lub analityk. Wtedy obejrzy o każdej porze. Oglądanie sportu z odtworzenia, ładnie to się określa "Time Shifted Viewing", jest na poziomie promila. To nawet nie jest procent użytkowników. Jestem w komitecie sportowym Europejskiej Unii Nadawców. Jak tam opowiadam o sytuacji na polskim rynku, to wszyscy łapią się za głowy, bo kanałów sportowych jest bardzo dużo. Więcej niż w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Francji. Mamy trudny i specyficzny rynek. Naszą ucieczką do przodu było wejście do telewizji naziemnej, bo jesteśmy jedyną otwartą stacją sportową i to zdecydowanie nam ułatwia sprawy, bowiem możemy dużo skuteczniej działać na rynku praw sportowych i możemy je pozyskać dużo taniej niż do tej pory, chociaż wszystkim wydawało się, że wejście do telewizji otwartej podniesie dla nas ceny praw, a to działa zupełnie odwrotnie. Wielkie telewizje publiczne cały czas mają duży problem ze zrozumieniem tego, że siła ekspozycji jest dużo ważniejsza niż komercyjny nadawca. Na przykładzie igrzysk olimpijskich - Discovery kupiło prawa do igrzysk olimpijskich i sprzedaje sublicencje nadawcom publicznym za wielkie, horrendalne pieniądze. To trochę stawia telewizje publiczne pod ścianą. Proszę sobie wyobrazić, że TVP, ZDF, czy Rai nie pokazują IO? A taka sytuacja może mieć miejsce. W Europejskiej Unii Nadawców panuje przekonanie, że telewizje publiczne muszą płacić wielkie pieniądze za prawa i dzielić się nimi z telewizjami komercyjnymi. Uważam, że powinno być odwrotnie. By telewizje komercyjne płaciły 80 proc. wartości danego kontraktu i korzystać z tego, że jest ekspozycja. Jeśli IO będą tylko w Discovery, to zasięg będzie za mały.

To dało asy w rękawie w przetargu o sublicencje do ekstraklasy?

Walczyliśmy, by być w telewizji naziemnej. Trwało to dwa lata. Odzyskaliśmy Ligę Mistrzów, spotkania reprezentacji Polski w piłce nożnej. Mamy PKO Ekstraklasę, mamy mecze siatkówki, co wydawało się sprawą nie do zdobycia. Mamy wszystkie najważniejsze wydarzenia związane z udziałem naszych drużyn narodowych. Ekstraklasa była najtrudniejszym do wyrwania kąskiem i tu rzeczywiście zadziałała siła ekspozycji. My cały czas będziemy edukować kluby, federacje i związki, sponsorów, że to jest ta ogromna siła, która jest w stanie napędzić przyszłość. Wszystkie decyzje, które podejmuję w TVP Sport są decyzjami, które w przyszłości mają zaprocentować. Klub, który patrzy tylko na przyszłoroczny budżet nie ma wizji rozwoju.

Pan Włodzimierz Szaranowicz zagląda do was? Proces pożegnalny pewnie będzie jeszcze trwał...

Włodek jest teraz na zasłużonym urlopie. Gdy z niego wróci, to będziemy działać. Będzie gościem w naszych studiach do skoków narciarskich. Jest regularnym gościem u mnie w gabinecie. Rozmawiamy na różne tematy związane z wydarzeniami w sporcie, ale również o komentatorach, ekspertach. Cenię sobie jego rady i doświadczenie. W wielu kwestiach mi pomaga i nadal będziemy tak funkcjonować. To wielka postać polskiego dziennikarstwa sportowego. Często powołuję się na tego nieszczęsnego Steve'a Jobsa, ale on właśnie twierdził, że dobrzy menedżerowie otaczają się mądrzejszymi ludźmi i ich słuchają. Staram się robić to samo.

Ta praca to duża adrenalina?

To praca 24 godziny na dobę. Często wracam do domu i siedzę przy meilach i telefonach. To często kwestia praw sportowych i różnych stref czasowych na świecie. Często trzeba rozmawiać z ludźmi z Azji lub Stanów Zjednoczonych. Nikt nie zwraca uwagi, że dzwoni do Polski i ktoś może spać (śmiech). Ta adrenalina na pewno nakręca, ale staram się zachować skupienie i czujność, bo w tym biznesie może się nic nie dziać przez dwie godziny, a potem przez pół minuty trzeba podjąć trzy kluczowe decyzje, które mogą się wiązać ze stratą przychodów reklamowych, bo na przykład okazuje się, że przedłuża się jakaś transmisja i kończy się dana godzina. Wtedy trzeba podjąć decyzję - wrzucamy reklamy, czy jeszcze ciągniemy transmisje. A kończy się godzina antenowa i limit dwunastu minut reklam spada. Czasem w grę wchodzi kilkaset tysięcy złotych. Wtedy dostaję telefon i słyszę pytanie: co robimy? Nigdy na pewno nie uda się zadowolić wszystkich i jest to trochę balansowanie po linie. Na przykład gdy jestem w Zakopanem to mamy 150 osób, które pracują nad sygnałem międzynarodowym na cały świat, to samo tyczy się Tour de Pologne, gdzie dochodzą sprawy logistyczne. Skoki w Zakopanem to dla mnie fajna impreza, ale ja cały czas jestem w pracy. Muszę być pod telefonami, kontrolować wozy transmisyjne, pójść do studia, lub spotkać się przedstawicielami różnych spółek, sponsorów, związków. Wątki się przeplatają i trzeba zachować czujność umysłu.

Czyli nie ma czasu na czyste dziennikarstwo...

Staram się czasem coś zrobić. W Planicy byłem w studiu, staram się wykorzystać znajomości języków, dobre kontakty i wiedzę o sporcie. Robię różne rzeczy, jak na przykład ekskluzywne wywiady z Walterem Hoferem i Gregorem Schlierenzauerem. Pół żartem, pół serio - ktoś zapytał dlaczego mam takie parcie na szkło (śmiech). Ono jest raczej dość małe. Jako szef mógłbym się obsadzać wszędzie. Kiedyś jeden z byłych szefów sportu obsadzał siebie jako komentatora piłki nożnej. W naszej redakcji są od tego lepsi ode mnie. Mamy świetnych reporterów i ekspertów, a mi jest miło od czasu do czasu wystąpić przed kamerami. Moje zadanie polega jednak na czymś innym.

Niedługo zacznie się rywalizacja o Jakuba Błaszczykowskiego w roli eksperta telewizyjnego. Roberta Lewandowskiego też już pytają?

Kuba, Robert Lewandowski, czy Wojciech Szczęsny to wielkie postacie polskiego sportu, nie sadzę jednak, by Robert Lewandowski myślał już o takiej przyszłości. Myślę, że ma doskonały pomysł na swoją karierę i żona Anna pomogła mu to zaplanować.

Ale TVP Sport wyraźnie zaniżyło wiek w studiu przedmeczowym. Zawsze kojarzono was z ekspertami i trenerami starszego pokolenia z Jackiem Gmochem na czele.

Największym zwycięstwem TVP Sport jest zmiana mentalności wśród widzów, zmiana odbioru, bo teraz widzą nas jako świeża i nowoczesna telewizja. Czasami wręcz młodzieżowa. Zmieniła się też mentalność naszych dziennikarzy, kiedyś wychodziliśmy z założenia, że mamy najlepszą redakcją, która jednak gromadziła wyleniałe lwy. Mamy kapitalny zespół. Udało mi się zaszczepić wiarę w to, że robimy coś fajnego, zaczęła pojawiać się rywalizacja między pracownikami. Kiedyś nie mieliśmy takiego PR, a teraz jest duma.

Dużo patrzy Pan na zagraniczne studia, na to jak inne stacje sportowe robią sport?

Oglądam, bo trochę na tym to polega, by polegać na innych. Jestem wielkim fanem Tiziano Crudeli, który krzyczy "Pio, Pio, Pio" po golach Krzysztofa Piątka, ale jednak u nas coś takiego by nie wypaliło (śmiech). Problemem polskiego biznesu, ale też rynku mediowego jest patrzenie na to, co kilka lat temu wydarzyło się na rynkach zagranicznych. Cały czas trochę ogon macha psem. Patrzymy na Niemców, Brytyjczyków, Francuzów i staramy się ich naśladować. A to wszystko już się wydarzyło. Zamiast spojrzeć na to co było, na ich błędy i wyciągnięte wnioski względem teraźniejszości, to my robimy dokładnie to samo, co oni robili wtedy i popełniamy równie dużo błędów. Polski biznes cierpi przez to, że to wszystko się już gdzieś kiedyś wydarzyło. My musimy kreować w Polsce własną rzeczywistość, a nie powielać błędy innych. Nawet jeśli to błędy zagraniczne, to nadal są to błędy! Biznes polega na tym, by wyciągnąć od ludzi to co najlepsze i stworzyć coś innowacyjnego. Znowu wracamy do Jobsa - on nie był świetnym technologiem, ani informatykiem, tylko wziął najlepszych ludzi i wycisnął z nich to co najlepsze. My nie staramy się naśladować innych, tylko iść do przodu. Może to jest ten moment, w którym inni powinni na nas patrzeć. Jesteśmy przyzwyczajeni do pedagogiki wstydu, że zawsze to co polskie jest gorsze. Nie wszystko co jest na zachodzie jest lepsze.

Złożył Pan protest po walce Głowacki vs. Breidis? Pański wpis na Twitterze wydawał się mocno emocjonalny.

To nie było pod wpływem emocji. Został złożony protest, ale może to zostało źle zrozumiane. Promotor Andrzej Wasilewski złożył protest do gremiów związanych z pięściarstwem, my złożyliśmy protest do WBSS, czyli do sprzedawcy praw telewizyjnych. Protestowanie na temat wyniku walki nas nie dotyczy i tutaj nic nie wskóramy. My zapłaciliśmy za te prawa i wymagamy rywalizacji na odpowiednim poziomie i według honorowych zasad. Napisaliśmy, że jesteśmy bardzo zawiedzeni tym, jak wyglądała ta gala i nie chcemy brać udziału w cyrku pana Sauerlanda, nie chcemy mieć z nim nic wspólnego. Takie nasze prawo. Przypominam, że jesteśmy czterdziestomilionowym narodem i dla takiego WBSS to jest bardzo duży rynek, piąty w Europie. Problem polega na tym, że zapłaciliśmy za cały turniej, więc nie jesteśmy w stanie pieniędzy odzyskać. Natomiast gwarantuję, że nigdy więcej Telewizja Polska z Panem Sauerlandem kolejnej umowy już nie podpisze. Bo ta walka, to był skandal, oszustwo w biały dzień.

Co dalej z TVP Sport?

To najtrudniejsze pytanie, jakie może być. W stylu sztuczki rekruterów, którzy pytają, gdzie siebie widzisz za pięć lat, albo ile chciałbyś zarabiać. To pytania, które każdego rozkładają na łopatki. Staram się nie stosować tych sztuczek. Przede wszystkim zaglądam głęboko w oczy, do duszy i sprawdzam, czy ktoś ma potencjał czy nie. Dla mnie nie jest ważne, kim jest ktoś w danej chwili, ale to, kim może być w przyszłości. Najważniejszy jest rozwój. Trochę jak w Alicji z Krainy Czarów - musisz biec tak szybko ile masz tchu, by pozostać w miejscu. Co dalej? Myślę, że tylko człowiek mocno ograniczony jest w stanie powiedzieć co dalej, ja nie jestem w stanie tego przewidzieć. W życiu jest wiele niespodzianek, a dynamika na rynku praw sportowych jest ogromna. Z wieków średnich przeszliśmy do wieków oświeconych. Najpierw romantyczna wizja, a potem pozytywistyczna organiczna praca u podstaw i jesteśmy w takim miejscu, w jakim chciałbym byśmy byli. To początek wielkiego projektu, ale nie wiem dokąd ta droga prowadzi. Jeśli nie wiesz dokąd zmierzasz, każda droga Cię tam zaprowadzi. W tym kierunku podąża moje myślenie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marek Szkolnikowski: Nie zawsze to, co polskie, jest gorsze - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski