Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Sabiniewicz żył pełnią życia. 44 lata. Odszedł 10 lat temu

Marek Zaradniak
Mariusz Sabiniewicz jako Burski i Wojciech Stndełło jako Łazański w spektaklu "Świat się zmienia czyli polityka". Premiera w Teatrze Nowym 25 pażdziernika 1991
Mariusz Sabiniewicz jako Burski i Wojciech Stndełło jako Łazański w spektaklu "Świat się zmienia czyli polityka". Premiera w Teatrze Nowym 25 pażdziernika 1991 Jacek Kulm
Cała Polska znała Mariusza Sabiniewicza przede wszystkim z roli Norberta Wojciechowskiego w serialu „M jak miłość” i z roli Wiciuka Kamińskiego, szmalcownika w serialu „Boża podszewka”. Poznaniacy zapamiętali go także z ról teatralnych.

Najpierw była rola Gustawa Konrada w „Dziadach” w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiego w Teatrze Polskim, a potem kolejne kreacje w Teatrze Nowym, a nawet... w kabarecie Tey.

W minioną środę minęło 10 lat od śmierci Mariusza Sabiniewicza, wybitnego aktora, który odszedł w wieku 44 lat. Odszedł tej samej tragicznej wiosny 2007 roku, kiedy to w marcu zginął związany także z Poznaniem wybitny polski śpiewak Wojciech Drabowicz. Obaj odeszli w sile wieku.Mariusz Sabiniewicz był rodowitym poznaniakiem.

Urodził się 21 stycznia 1963 w Poznaniu, ukończył najpierw Szkołę Podstawową nr 18 im. Zofii Nałkowskiej, a potem X Liceum Ogólnokształcące im. Przemysława II na Ratajach w klasie o profilu matematyczno-fizycznym. To już w czasach szkoły podstawowej zaczął ujawniać się aktorski talent Mariusza. Jednym z pierwszych, który to zauważył, był animator życia teatralnego Jan Janusz Tycner wtedy związany z ODK Trojka (dziś ODK Jędruś).

- „Dziady” w Teatrze Polskim w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiego, w których Mariusz kreował Gustawa Konrada, były grane 113 razy. To niezwykle dużo. Mariusz był jednym z trzech moich wychowanków, którzy zostali zawodowymi aktorami. Pozostali to Mariusz Siudziński, absolwent Zespołu Szkół Samochodowych i Dariusz Skibiński. Mariusza poznałem w 1977 roku, kiedy szukałem aktorów do prowadzonego przeze mnie Teatru Małych Form „Sieć” - mówi Jan Janusz Tycner.

- W Szkole Podstawowej numer 18 młodzież przygotowała „Zemstę” Aleksandra Fredry i ówczesna jej dyrektorka Zofia Dombka zaprosiła mnie z nadzieją, że znajdę kogoś do współpracy. I wtedy odkryłem właśnie Mariusza Sabiniewicza, który grał postać Cześnika. Zaproponowałem jemu, ale także innym uczniom tej szkoły współpracę z moim teatrem.

ZOBACZ TAKŻE
„Klątwa” w Teatrze Powszechnym. Polska to łatwy cel dla „objazdowego skandalisty”:

Źródło: Agencja Informacyjna Polska Press

Przez kilka lat ta grupa przygotowywała kolejne spektakle. Był „Dokąd nas pędzi zdarzeń fatum” oparty na poezji Sergiusza Jesienina i „Podsłuchane wśród wierzb” z poezją Aleksandra Błoka, ale też spektakl związanego także z Ratajami poznańskiego poety Aleksandra Wojciechowskiego „Ciemne złoto wczesnej jesieni”, za który Mariusz otrzymał wyróżnienie na przeglądzie poetyckim w Zgorzelcu. Natomiast w Rzeszowie przyszły aktor zdobył „Złoty lemiesz” za interpretację „Listu do pozostałych” Edwarda Stachury.
Z czasem panowie zaprzyjaźnili się. W 1981 roku po wprowadzeniu stanu wojennego Jan Janusz Tycner gościł w jego domu podczas Wigilii Bożego Narodzenia. Jak sam wspomina, nie był żadnym wielkim działaczem Solidarności, ale czasy były takie, że bał się jechać do rodzinnej Kcyni. Gdy w 1982 roku Mariusz zdał do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, Telewizyjnej i Filmowej w Łodzi, role się odwróciły.

- Jako recytator jeździłem do niego na konsultacje - wspomina Jan Janusz Tycner. - Po szkole Mariusz Sabiniewicz otrzymał propozycję pracy w Kaliszu. Szybko mu to odradziłem. „Przecież tu masz najbliższych i przyszłą żonę Ilonę”, mówiłem. Posłuchał. Szybko otrzymał angaż do Teatru Polskiego. Nigdy nie zapomnę jego kreacji we wspomnianych „Dziadach” w reżyserii Mrówczyńskiego.

Aktor wiele jeździł po Wielkopolsce. Do Piły, do Konina, gdzie recytował poezję, hipnotyzując publiczność. Dla Tycnera ważna była też jego rola w „Bożej podszewce” w reżyserii Izabelli Cywińskiej. Szczególnie spodobała mu się zrealizowana ze smakiem intymna scena z kobietą.

- Mariusz był fantastycznym człowiekiem i przyjacielem. Cenił rodzinę, był domatorem. Lubił gotować, prasować, a nawet skręcać meble - przypomina Tycner. - Był dumny z córki i syna. Żył pełnią życia.

Mało osób wie, że Sabiniewicz pisał wiersze. Swego czasu ofiarował przyjacielowi napisany ręcznie tomik „Wolność neutralna”.
To jedyny egzemplarz. Nikt więcej nie ma takiego tomiku. Wiersze te zostaną wykonane 13 maja o godzinie 17 podczas spotkania pamięci Mariusza, jakie odbędzie w ODK „Jędruś”.

Aktor zawodowy
Na profesjonalnej scenie Sabiniewicz zadebiutował jako student w „Doktorze Judymie” w reżyserii Jana Machulskiego w Teatrze Studyjnym w Łodzi. Jeszcze przed uzyskaniem dyplomu, w 1985 roku wystąpił na scenie Łódzkiego Teatru Studyjnego ’83 im. Juliana Tuwima w „Marii i Woyzecku” według Georga Buchnera w reżyserii Adama Hanuszkiewicza.

Po studiach powrócił do Poznania, wiążąc się najpierw na cztery sezony z Teatrem Polskim. To właśnie pracując w Teatrze Polskim, Mariusz Sabiniewicz w 1988 roku otrzymał Medal Młodej Sztuki „Głosu Wielkopolskiego”.
Starając się o pracę w tym teatrze, Sabiniewicz zatelefonował do ówczesnego dyrektora Grzegorza Mrówczyńskiego, chcąc się umówić na rozmowę. Ten jednak był zajęty. Słuchawkę przejął jego przyszły długoletni przyjaciel Mariusz Puchalski. Gdy Sabiniewicz został przyjęty do pracy, powiedział, że poznał go pierwszego dnia po głosie. Od razu się zaprzyjaźnili. Okazało się, że obaj urodzili się 21 stycznia, tylko, że Sabiniewicz był 10 lat młodszy od Puchalskiego. Obaj kończyli tę samą łódzką szkołę. Razem uczestniczyli nie tylko w życiu zawodowym, ale i osobistym przez wiele lat. W książce Alicji Joanny Górki „Mariusz Sabiniewicz we wspomnieniach” Puchalski mówi, że byli jak Flip i Flap.

Sabiniewicz nazywał Puchalskiego mistrzem Puchałą, a Puchalski Sabiniewicza Sabriną Pięknisiem. Często pracowali razem. Puchalski wspomina, że Sabiniewicz był nie tylko bardzo utalentowany, ale miał także intuicję, wrażliwość i wyczucie sceny. Nie umiał otworzyć się tak od razu. Natychmiast. Bez sensu. Ale gdy już się otworzył, zbliżył, to trwał w tym i szanował. Nie robił niczego za wszelką cenę. Umiał się cieszyć. Doceniał wartość życia, miał otwartą głowę. Odkrywał wciąż nowe inspiracje. I - co rzadko wśród aktorów się zdarza - był szczery. Potrafił mieć gest. Widać było po nim emocje. Nawet jeśli zrobił coś źle, to mu to wszystko wybaczano. Ludzie chcieli być blisko niego. Emanował energią.

Kiedy powiedział o swojej chorobie, Puchalski załamał się. Był z nim u swego przyjaciela lekarza. Gdy Sabiniewicz po pierwszym pokonanym ataku choroby wrócił do pracy, kipiał szczęściem. Łapał każdą chwilę i cieszył się nią. Nie przyjmował do wiadomości, że dramat może wrócić. Niestety. Gdy Puchalski odwiedzał go w szpitalu, Sabiniewicz płakał i miał pretensje do losu, że czasem udaje się wyjść z tej choroby, a on nie ma szans.

Nowy teatr nowe role
Do Teatru Nowego Mariusz Sabiniewicz trafił już za dyrekcji Eugeniusza Korina. Reżyser zauważył, że są aktorzy, którzy nigdy nie kłamią na scenie, nie fałszują, dotykając w każdej granej przez siebie roli istoty scenicznej prawdy, którą jest ofiarowanie siebie granej przez siebie postaci i widzom. I taki był Mariusz.

„Był chyba jedynym aktorem, którego rozwój i dojrzewanie artystyczne miałem przyjemność obserwować od samego początku, niestety do nagłego końca - mówi Eugeniusz Korin w książce „Mariusz Sabiniewicz we wspomnieniach”. - Z całą pewnością mogę stwierdzić, że z każdym kolejnym spektaklem, z każdą nową rolą jego talent stawał się coraz bardziej przenikliwy i przejmujący. Nigdy nie był obojętny widzom, angażował bez reszty ich uwagę, emocje i zmysły”.
Będąc w Poznaniu, Mariusz Sabiniewicz blisko współpracował z animatorem Verba Sacra Przemysławem Basińskim.
- Mariusza poznałem przez aktorkę Kaję Nogajównę, kiedy poszukiwałem aktora do radiowej adaptacji powieści Romana Brandstaettera „Jezus z Nazaretu. Chodziło mi o kogoś, kto będzie elastyczny i miał idealny głos. I Mariusz wydawał mi się idealny. Po pierwszych próbach i pracy w studio potwierdziło się to - opowiada Basiński.

Panowie spotykali się co tydzień przez półtora roku i nawet tak wymagająca realizatorka jak nieżyjąca już Irena Goszczyńska była pod wrażeniem głosu aktora. Mariusz zagrał tam wszystkie postaci: Jezusa, apostołów, Heroda i arcykapłanów. Potrafił stworzyć klimat bardzo bliski powieści, a wzbogacała całość muzyka braci Macieja i Waldemara Rychłych.

- To, że spotkałem takiego aktora, było jedną z moich największych zawodowych przygód - wyznaje Przemysław Basiński. - Myślę, że Mariusz był rzeczywiście stworzony do tak misteryjnego materiału, jakim jest „Jezus z Nazaretu”. Zrobiliśmy razem jeszcze wiele innych rzeczy. Jedną z nich były „Rekolekcje duchowe” oparte na dwóch tekstach o Judaszu. Program „Gdzie jesteś Judaszu?” opierał się na tekstach Paula Claudela i jezuity księdza Alessandro Pronzato. Mariusz pokazywał się z dwóch stron. Z jednej strony przy tekście Claudela jako specjalista od marketingu, a z drugiej przy tekście księdza Pronzato w opowieści o Judaszu, którego apostołowie pozostawili samemu sobie i nikt go nie zawrócił z obranej drogi.

Mariusz podczas występu wciskał każdemu z widzów po grosiku, dzięki czemu oni byli współuczestnikami spektaklu. W finale upuszczali te grosiki na kamienną posadzkę Piwnicy Duchowej. Mariusz zawsze ustosunkowany był niezwykle pozytywnie do takiej tematyki. Zawsze między próbami a spektaklami znajdywał czas. To był niezwykły głos i niezwykły aktor, którego Eugeniusz Korin obsadzał niemal w każdej sztuce. Współpracę z Mariuszem wspominam z wielkim z sentymentem - mówi Przemysław Basiński. Mariusz Sabiniewicz odszedł, mając tylko 44 lata.

Mariusz Sabiniewicz

urodził się 21 stycznia 1963 w Poznaniu, zmarł 26 kwietnia 2007 tamże. W 1977 roku zadebiutował w Teatrze Małych Form Sieć w poznańskim Domu Kultury Trojka. W latach 1982/86 studiował w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Od 1986 roku grał w Teatrze Polskim, a od 1990 w Nowym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski