MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Marszałek Jakub Chełstowski dla DZ: "Mam dużą satysfakcję ze sprawczości. To mnie napędzało przez te pięć lat"

Marcin Śliwa
Marcin Śliwa
"Mam dużą satysfakcję ze sprawczości. To mnie napędzało przez te pięć lat" - mówi marszałek Jakub Chełstowski w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim
"Mam dużą satysfakcję ze sprawczości. To mnie napędzało przez te pięć lat" - mówi marszałek Jakub Chełstowski w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim arc DZ
Dobiega końca najdłuższa w historii kadencja Sejmiku Województwa Śląskiego. Nie brakowało w niej wyzwań takich jak odpowiedź na kryzysy wywołane pandemią i wojną w Ukrainie. W tle tych wydarzeń trwały też starania o fundusze europejskie dla regionu, duże inwestycje infrastrukturalne i gorące spory polityczne. "Mam dużą satysfakcję ze sprawczości. To mnie napędzało przez te pięć lat" - mówi marszałek Jakub Chełstowski w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim.

Kończy Pan wyjątkową kadencję naznaczoną wydarzeniami, które zmieniły świat jaki znaliśmy: pandemią COViD-19 i wojną w Ukrainie. Czy jako państwo i województwo w tych sytuacjach zdaliśmy egzamin?

Jakub Chełstowski: Zdaliśmy egzamin, ale nie na piątkę, a raczej na czwórkę z dwoma minusami. Nie wynikało to z nieudolności, tylko z ograniczeń systemowych, jakie są na nas nałożone. Według mnie z zarządzaniem kryzysowym lepiej radzą sobie samorządy niż państwo polskie. Mieszkańcy lokalnie wiedzą gdzie jest ich wójt, burmistrz, starosta, prezydent czy marszałek, mniej więcej orientują się w tej rzeczywistości i łatwiej jest im dotrzeć ze swoimi problemami tam, gdzie wiedzą, że mogą dostać pomoc. Trudniej dostać się wyżej, gdzie na szczeblu centralnym czymś się zarządza, a do końca nie wiadomo czym się zarządza. Dzieje się tak przez to, że w jednym miejscu zbiera się wiele problemów i jest jak na SORze: eliminacja przypadków, od zagrożenia życia, po te najmniej groźne. Niestety przy takiej ilości przypadków następuje zator w decyzjach administracyjnych. To była bardzo trudna kadencja, bo nikt nie był przygotowany na pandemię. Tyle było informacji o działaniach rządu, a nie można było wcześniej znaleźć paru milionów maseczek w magazynach, które później stały się towarem na wagę zdrowia i życia milionów ludzi, zaczynając od medyków, a kończąc na zwykłych obywatelach. Bez maseczki nie można było wejść do sklepu ani normalnie funkcjonować, bo byliśmy narażeni na niebezpiecznego wirusa. Później były szczepienia i szereg innych wydarzeń, z których państwo polskie powinno wyciągnąć bardzo poważne wnioski i zobaczyć jak jest w innych krajach, takich jak Japonia czy Finlandia. Obrona cywilna powinna być na zupełnie innym poziomie. W Japonii z uwagi na częste trzęsienia ziemi w każdym domu musi być przygotowany plecak na wypadek ewakuacji. To jest sprawdzane przez lokalne służby i weryfikowane karami. Sprawia to, że w czasie kryzysu liczba niezabezpieczonych osób jest minimalna. W Finlandii obrona cywilna i schrony są na bardzo wysokim poziomie, bo mają tam świadomość, że zza wschodniej granicy może nadejść zagrożenie, jak w 1939 roku. Od tamtej pory ich przygotowanie jest zupełnie inne, tak jak w Szwajcarii. To nie żadne szalone trendy, tylko doświadczenie. Jak ktoś mówi, że nic złego się nie wydarzy, to zawsze się wydarzy, dlatego trzeba być na to przygotowanym.

W tle tych dwóch wielkich kryzysów, w województwie trwała wielka mobilizacja, by w pełni wykorzystać jedną z ostatnich dużych perspektyw środków europejskich dla Śląska. Czy to się udało?

Oceniam to bardzo wysoko. Od pierwszego dnia ruszyliśmy do wsparcia procesu certyfikacji wydatkowania środków unijnych, bo to napędza gospodarkę. Pamiętam wizytę ministra Kwiecińskiego, który pokazywał, że Śląsk średnio stoi z wydatkowaniem środków unijnych. Zabraliśmy się mocno do pracy w zakresie ogłaszania i rozstrzygania konkursów, podpisywania umów tamtej perspektywy i nowej perspektywy 2021-2027. Od kiedy podpisaliśmy wszystkie dokumenty i podpisaliśmy harmonogram, to jest wielka presja na urzędników departamentów, które się tym zajmują. Podpisanie umowy, wybór partnera i beneficjentów to jedno, natomiast trzeba to jeszcze zaplanować, zrealizować i rozliczyć. To szereg czynności po stronie urzędu i beneficjentów. Przedsiębiorcy i instytucje nauczyli się już realizować te środki. Ci którzy mają doświadczenie unijne potrafią tymi środkami obracać i budować świetny potencjał. Takich przykładów w województwie jest mnóstwo, od Gliwic począwszy, a skończywszy na Częstochowie, gdzie wsparcie dla sektora Małych i Średnich Przedsiębiorstw powoduje, że nakręcamy nasz wzrost PKB, ponieważ na Śląsku jest 500 tysięcy małych firm. To DNA naszego regionalnego chleba. Obecna perspektywa, czyli 5 miliardów euro, to największe pieniądze do rozliczenia w historii. To też wielka zasługa profesora Buzka, z którym współpracowałem w Komisji Europejskiej, jeszcze będąc w PiS, nad tym, żeby ten fundusz się udał i był zarządzany regionalnie. Uważam, że właśnie zarządzanie regionalne środkami unijnymi jest największym sukcesem tej kadencji. Miałem w Brukseli spotkanie z przewodniczącym Timmermansem i komisarz Ferreirą, gdzie prosiłem ich o wsparcie, bo rząd PiS chciał tymi środkami zarządzać centralnie, czemu się sprzeciwiałem. Zostawiłem sobie kopię pisma komisarz Ferreiry, w którym jasno wskazuje rządowi, że kierunek regionalny to ten, który akceptuje Komisja Europejska, więc mam bardzo wysoki poziom satysfakcji.

Do tego wszystkiego, w zakończonej kadencji doszły także polityczne przewroty

Mieliśmy problem. Pomijam już relacje polityczne, które się często psuły oraz politykę PiS w drugiej kadencji, która dryfowała w kierunku antyunijnym, czego nie akceptuję, bo widzę ile te pieniądze nam dają, jak dzięki nim się rozwijamy, ile problemów rozwiązujemy, ile kupujemy sprzętu medycznego do szpitali i ile realizujemy inwestycji. Właśnie dzięki tym środkom. Mówienie, że ich nie potrzebujemy jest totalną bzdurą. Środki unijne mogliśmy szybko przekierować na walkę z pandemią. Staraliśmy się nimi zarządzać symetrycznie i spójne, a nagle pojawia się sytuacja, że ludzie związani z moim zastępcą, czyli wicemarszałkiem Wojciechem Kałużą, o czym mówi raport CBA, wyprowadzają pieniądze z Funduszu Górnośląskiego na maseczkach. Miałem to zbagatelizować, zamieść pod dywan? Starałem się szukać co było nie tak i co się tam wydarzyło, rozmawiać z osobami odpowiedzialnymi czy z ludźmi, którzy rekomendowali te osoby do współpracy w Funduszu Górnośląskim. Pana prezesa Stępnia rekomendował marszałek Kałuża, to było wręcz częścią umowy koalicyjnej, że ludzie Kałuży biorą Fundusz. Taka była decyzja na poziomie Warszawy i polityczne układanki. Taka jest polityka, działa trochę jak armia – jak jest decyzja, to trzeba ją wykonać, niekoniecznie trzeba się z nią zgadzać. Jeżeli pojawiły się tam tak liczne wątpliwości po kontroli CBA i brak woli wyjaśnienia tej sprawy po stronie PiS, gdzie byłem u wielu prominentnych polityków, nie będę ich wymieniać z nazwiska, żeby mnie wsparli w tym procesie, bo wiadomo, że koalicja trzymała się na jednym głosie, a nie dostałem absolutnie żadnego wsparcia, to nie miałem innego wyjścia. Wyszedłem z PiS i zrobiłem porządek, bo ci ludzie nie chcieli go tam robić. Dziś sytuacja jest taka, że po naszych kontrolach wystąpiliśmy do Funduszu Górnośląskiego, notabene naszej spółki, o zwrot 11 milionów złotych, które zostały wydatkowane nielegalnie ze środków covidowych. Skończy się to w sądzie, a Fundusz prędzej czy później będzie musiał zapłacić te pieniądze. To absurdalna sytuacja, bo z jednej strony jesteśmy jako instytucja zarządzająca, z drugiej strony jako właściciel Funduszu Górnośląskiego. Co jest ważne, czy płynność Funduszu, naszej spółki, czy to, że instytucje zarządzające środkami unijnymi mogę dać nam potężną karę i np. Komisja Europejska nie uzna tych środków i będziemy musieli je zwracać z budżetu? Monstrum absurdów, ale to są fakty, za które bierze się pełną odpowiedzialność. Uważałem, że jako instytucja zarządzająca środkami unijnymi w regionie musimy wyczyścić sprawę i wezwać Fundusz do zwrócenia środków. Jak mieliśmy współpracować z tymi ludźmi, jak widać czarno na białym, że rządzili tam oszuści i złodzieje? Mieliśmy robić kolejne projekty w takim towarzystwie? Ktoś może znieść taki poziom smrodu, ja tego nie mogłem znieść. Zaryzykowałem, to było bardzo trudne, ale nie chciałem przejść do historii jako osoba, która pozwoliła na defraudację takich środków. Jak to powiedział Paweł Kukiz, ludzie rekomendowani przez PiS z RTV AGD wynosili telewizory w biały dzień, taka mniej więcej była ich filozofia. Jeżeli ostateczny raport CBA to potwierdził, to trudno uważać, że był on fałszywy.

Podczas oficjalnego podsumowania kadencji w Planetarium Śląskim powiedział pan, że wszedł pan do polityki z ideałami, a wychodzi z rzeczywistością. Realia polityki są tak brutalne?

To jest trochę tak, jak z USG. Na zewnątrz wszystko wygląda dobrze, ale jak przyłoży się sondę i widzi się od środka, jak wszystko jest chore, to człowieka boli w duszy.

Czy w związku z tym Pana dalsze plany zawodowe nie obejmują polityki?

Na razie. Nie mówię, że jest to koniec i kropka, ale myślę, że dobrze mi to zrobi. Mam dużą satysfakcję ze sprawczości. To mnie napędzało przez te pięć lat, udało się zrobić wiele projektów. To fajne, jak np. odnowi się takie Planetarium, a później patrzy się, jak ono żyje. Owszem, ja go nie budowałem, ale krok po kroku zatwierdzaliśmy wszystkie dokumenty, walczyliśmy o pieniądze i cieszymy się, że coś takiego jest na naszym terenie. Jak później spojrzymy na politykę w kategorii typowej polskiej „nawalanki”, to człowiek zadaje sobie pytanie: po co?

Nawiązał pan do Planetarium, które znajduje się w Parku Śląskim. Teren ten po latach niewątpliwie odżył. Jak udało się zrealizować tyle dużych inwestycji w jednej kadencji?

Zawsze lubiłem Park, to miejsce kojarzy mi się z dzieciństwem i młodością. Może nie bywałem tu zbyt często, ale zawsze gdy go odwiedziałem to cieszyłem się obecnością tych drzew i tym, że jest takie miejsce. Jak obejmowałem funkcję marszałka, zobaczyłem projekt Jessica, to pomyślałem, że muszę zrobić wszystko, aby go nie przespać i rozruszać Park Śląski. To jest coś lepszego niż Central Park w Nowym Jorku, który ma raptem 360 hektarów, a nasz 550. Pomijam już fakt, że do zarządzania Parkiem Śląskim została stworzona spółka akcyjna, a to powinna być jednostka budżetowa, żeby łatwiej transferować pieniądze na inwestycje i utrzymanie, ale niestety jest jak jest. Tylko w liczbie odwiedzających, liczbie atrakcji i jakości tych miejsc można było zwiększyć atrakcyjność Parku, zachowując naturalny charakter. Pamiętam jedną z dyskusji, w których postulowano, żeby stworzyć tam coś nowego. To wymagałoby wkomponowania się w rzeczywistość Parku, a ta w latach 50. dość dobrze zaprojektowana. Podobnie było z kąpieliskiem Fala, kiedy proponowano, by przenieść ją gdzieś na obrzeża, żeby był blisko wjazd i wyjazd. Opowiedziałem się za wizją niskoemisyjnego terenu, gdzie można oddychać czystym powietrzem. Poza tym, dlaczego Fala jest w tym miejscu? Ktoś mierzył nasłonecznienie w ciągu roku i wyszło, że akurat w tym miejscu jest ono największe. Odtworzenie tych 4 hektarów w tym miejscu, z fajną infrastrukturą rekreacyjną uważam, że było i będzie strzałem w dziesiątkę, bo potrzebujemy odpoczynku w ciszy, a nie w zgiełku pędzących z boku samochodów. Trud dostania się tam będzie trochę większy, ale z drugiej strony mamy jakość obcowania z naturą w fantastycznym otoczeniu. Jest Elka, Kanał Regatowy, Planetarium i odnowione zostały ciągi komunikacyjne, mała architektura i oświetlenie. To wszystko powoduje, że Park zyskuje na jakości. To bardzo cieszy, tak jak to, że udało się przekonać Sejmik do dokapitalizowania Parku odpowiednią sumą pieniędzy, bo środków z projektu Jessica nie starczyłoby na wszystko. Mam nadzieję, że w latach kolejnych też znajdą się na to w budżecie województwa. Dzięki temu, że na poszczególnych atrakcjach jest większa liczba klientów zostały zaktualizowane stawki rynkowe za czynsze dzierżawne podmiotów, które działają na terenie Parku, to powoduje, że spółka wychodzi na plus. Wcześniej wszyscy dookoła świetnie zarabiali na Parku, a teraz Park również i dzięki temu ma pieniądze, żeby funkcjonować.

Na koniec bardziej prywatne pytanie. Pełniąc urząd marszałka był pan w wielu miejscach na świecie i rozmawiał z ludźmi wywodzących się z różnych kultur. Jak to doświadczenie wpłynęło na Jakuba Chełstowskiego?

Było naprawdę wiele sytuacji, które otworzyły mi oczy na inne problemy i postrzeganie świata. Polityka klimatyczna, temat bardzo na czasie. Byliśmy w Indiach i podpisaliśmy umowę z Bengalem Zachodnim. Mieszka tam 90 milionów ludzi. Obrazki z telewizji nie oddają tego poziomu biedy, jaki można zaobserwować na własne oczy. Jak człowiek widzi pięciolatków w poszarpanych ubraniach z plastiku, żebrzących na ulicy o coś do jedzenia, to człowiekowi zmienia się wyobrażenie. O polityce klimatycznej mówię dlatego, że Indie, obecnie najludniejszy kraj na świecie, produkują ponad miliard ton węgla rocznie, a Polska produkuje około 55 milionów ton. Hindusi deklarują, że w dwa lata zwiększą wydobycie do dwóch miliardów ton, bo mają już gotowe elektrownie węglowe. Pytam, jak się to ma do polityki klimatycznej i słyszę „trudno, jest jaka jest, nas to nie interesuje, bo u nas 25 procent ludności nie ma dostępu do energii elektrycznej. Nie mając dostępu do taniej energii nigdy nie wyciągniemy społeczeństwa z biedy”. Gdy nakładamy te dwie warstwy i widzimy zderzenie naszego wyobrażenia czystego klimatu i dbania o planetę, co jest słuszne, z tą wielką biedą i tym, że ci ludzie chcą z niej wyjść, to daje do myślenia.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera