Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka trzech synów otwiera serce i dom dla dzieci spragnionych ciepła i miłości

Daria Kubiak
Koło południa w domu Anny Wojtaszczyk panuje jeszcze względna cisza. Nie słychać dziecięcych głosów, śmiechów i pokrzykiwań.

W jednym pokoju bawi się spokojnie najmłodsza dwójka dzieci, powierzonych jej pod opiekę postanowieniem sądu. To siedmiolatki Nikola i Kacper. Syn Olek gdzieś wyjeżdża samochodem. Nieco później ze szkoły wracają dwaj starsi chłopcy jedenastoletni Eryk i o rok młodszy Wiktor. W domu zaczyna się ruch i gwar. Potem nadchodzi brat pani Anny, aby pomoc przy obiedzie. Ot, normalna codzienna krzątanina. I tak już od wielu lat.

Wydaje się, że poświęcenie życia wychowywaniu dzieci własnych i powierzonych było pani Annie pisane. Jako młodziutka, dwudziestoletnia mężatka podjęła zaskakującą decyzję. Wraz z mężem Andrzejem postanowili uratować dziecko jej przyjaciółki.

- Matka tego dziecka cierpiała na postępującą, nieuleczalną chorobę - wspomina pani Anna. - Maleństwem nie miał się kto zaopiekować Podjęliśmy z mężem decyzję o adopcji, w czym bardzo wspierała mnie moja mama, pamiętająca trudne czasy wojenne i dom, jaki stworzyła dla niej rodzina zastępcza. Nie wyobrażałam sobie, aby maleństwo mojej przyjaciółki miało trafić do zupełnie obcych ludzi. Nigdy w życiu nie żałowałam tej decyzji.

Dzisiaj najstarszy syn ma prawie 40 lat. Matka zapewnia, że utrzymują bardzo bliski, serdeczny kontakt.
Pierwsze małżeństwo pani Anny po pięciu latach przerwała śmierć męża. Młoda wdowa skorzystała z zaproszenia koleżanki z USA i w I połowie lat 80. poleciała za ocean na 3 miesiące. Została 3,5 roku. Jej sytuacja materialna poprawiła się na tyle, że była w stanie pomagać rodzicom oraz bratu. Wszystko w życiu ma jednak swoją cenę.

Po powrocie do kraju zastała ją przykra niespodzianka. Okazało się bowiem, że nie ma gdzie mieszkać. U rodziców czekały na nią tylko meble. Niewielkie mieszkanie przepadło, do czego walnie przyczynili się sąsiedzi .

- Po ciężkich perypetiach z urzędami i odpowiednimi służbami ostatecznie zameldowano mnie u mamy - wspomina pani Anna.
Z Ameryki poza zarobionymi pieniędzmi przywiozła doświadczenia, które pomogły jej w podjęciu ważnej życiowej decyzji.

Tam, zetknęła się z instytucją rodziny zastępczej, przyjrzała się jak ona funkcjonuje.

- Już wówczas zaświtał mi w głowie pewien pomysł - dodaje. - Postanowiłam, że gdy wrócę do Polski, ułożę sobie życie na nowo, aby syn miał normalną rodzinę, rodzeństwo i stworzę dom dla dzieci, które są pozbawione troski, uwagi i miłości własnych rodziców.

Swoje śmiałe plany dość szybko wprowadziła w życie. Po trzech miesiącach od spotkania dawnego znajomego, ponownie została mężatką. Małżonkowie dość długo starali się o dzieci. Ich pojawienie się na świecie odbyło się w dramatycznych okolicznościach.

- Nasi bliźniacy Aleksander i Krzysztof urodzili się w 32 tygodniu ciąży - wspomina pani Anna. - Przy życiu utrzymywał ich respirator. W tym samym czasie straciłam mamę. Mój drugi mąż Marian spędzał czas w kościele modląc się o przeżycie synów. Wtedy poprzysiągł sobie, że jeśli maluchy przetrwają najgorsze, to zaopiekuje się choćby jednym przysposobionym dzieckiem. I tak w człowieku, który wydawał się twardy i stanowczy coś się nagle się przebudziło. Odkrył w sobie pokłady nieznanych dotąd uczuć.

Państwo Wojtaszczykowie w 1999 roku stworzyli rodzinę zastępczą dla trojga dzieci. Po trzech latach przyjęli pod swój dach jeszcze dwie dziewczynki. Od tej pory musieli sprostać wychowaniu siedmiorga dzieci. Nie było to łatwe. Były problemy ze szkołą, zdrowiem. U powierzonych ich opiece dzieci dawały o sobie znać zaniedbania wychowawcze, i złe nawyki.Przez ten czas jej własne dzieci dorosły, mają swoje sprawy. Niektórzy z wychowanków już opuścili dom, gdyż uzyskali pełnoletność. Ich miejsce zajęli kolejni, młodsi wychowankowie. Kolejne dzieci Musiały się zaadaptować, przyzwyczaić do nowej cioci, bo tak nazywają panią Annę. Dla jednego z młodszych chłopców, który trafił pod jej dach jako półtoraroczne dziecko, jest do dzisiaj po prostu mamą. Z czasem pojawiły się problemy okresu dojrzewania i bunt nastolatków. Pani Anna nigdy jednak nie czuła zniechęcenia, ani nie żałowała swojej decyzji. Zawsze mogła liczyć na pomoc materialną, psychologiczną i inną Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Mogła też korzystać z pomocy grup wsparcia dla rodzin zastępczych. Bywało ono przydatne, zwłaszcza że odbiór społeczny takiej rodziny jaką stworzyła nie zawsze był pozytywny. Spotykała się z przejawami zazdrości u ludzi sądzących, że rodzina zastępcza to pomysł na zarabianie dużych pieniędzy.

W 2005 roku wraz z mężem uzyskali status zawodowej rodziny zastępczej. Ludzie zastanawiali się czy takim dzieciom można okazać tyle poświęcenia co, własnym?

Anna Wojtaszczyk zapewnia że wszystkie traktuje z taką samą troską. Za wszystkie czuje się jednakowo odpowiedzialna. Zastanawia się, czy poradzą sobie w życiu, gdy osiągną pełnoletność? Trzy dziewczynki w latach 2008-2009 opuściły jej dom i powróciły do naturalnych rodzin. Do dzisiaj ją odwiedzają. Niektóre już z własnymi dziećmi. Z czasem odeszły dwie kolejne wychowanki. Ich miejsce zajmowali nowi, młodsi wychowankowie. W domu zawsze było 5-6 podopiecznych.

W 2009 roku, ponownie została wdową. Od tego czasu sama pełni rolę rodzica zastępczego. Wspierają ją dorośli synowie oraz brat.

- Nigdy nie zależało mi na tym, aby zagarnąć te dzieci dla siebie, zawładnąć ich uczuciami - wyznaje pani Anna. - Wręcz przeciwnie, chcę, aby powróciły do swych naturalnych rodzin. Temu służą moje spotkania z ich rodzicami, rozmowy, wspieranie ich w staraniach o odzyskanie pełni władzy rodzicielskiej. Gdy udaje się to osiągnąć, to mam satysfakcję z wygranej walki. Dobrze jeśli dziecko wraca do rodziców, lub dziadków, bo to oznacza, że powraca do swoich korzeni, odzyskuje tożsamość.

Dokąd jednak cała gromadka jest u pani Anny, traktuje je jak własne dzieci.

- Najszczęśliwsza jestem wieczorem, kiedy zaglądam do pokojów dzieci i widzę ich spokojny sen - mówi. - Wtedy poprawiam tylko kołdry i głaszczę głowy z czułością.

Czym jest rodzina zastępcza?

Umieszczanie dziecka w rodzinie zastępczej następuje na mocy postanowienia Sądu Rodzinnego.
Rodziną zastępczą mogą zostać małżonkowie lub osoby stanu wolnego, które spełniają m. in. następujące warunki:
- dają rękojmię należytego wykonywania zadań rodziny zastępczej;
- mają stałe miejsce zamieszkania na terytorium naszego kraju
- korzystają z pełni praw cywilnych i obywatelskich,
- nie są lub nigdy nie były pozbawione władzy rodzicielskiej,
- nie są ograniczone we władzy rodzicielskiej
- wywiązują się z obowiązku łożenia na utrzymanie osoby najbliższej lub innej osoby, gdy ciąży na nich taki obowiązek
- nie są chore na chorobę uniemożliwiającą właściwą opiekę nad dzieckiem, co zostało stwierdzone zaświadczeniem lekarskim,
- mają odpowiednie warunki mieszkaniowe oraz stałe źródło utrzymania
- uzyskały pozytywną opinię ośrodka pomocy społecznej w miejscu zamieszkania.
Kandydaci muszą przejść szkolenia i uzyskać kwalifikacje. Informacje w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Kaliszu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski