W teorii, gdy dochodzi do tzw. uprowadzenia rodzicielskiego, przepisy mają chronić dobro i interes dzieci, a procedury toczyć się "niezwłocznie". W praktyce prowadzone są one w powolnym tempie.
Na ślimaczące się procedury skarży się poznaniak Marcin K. W zeszłym roku jego była żona wyjechała z synem do Hiszpanii. Kobieta twierdzi, że miała ustną zgodę ojca dziecka na wyjazd z synem. On z kolei byłej żonie zarzuca tzw. uprowadzenie rodzicielskie i potajemny wyjazd. Abstrahując po czyjej stronie leży racja, sprawa wciąż nie ma finału.
Rodzice chłopca rozwiedli się w 2013 r. Bez orzekania o winie, bez ograniczenia komukolwiek władzy rodzicielskiej. W marcu 2014 roku matka pierwszy raz wyjechała z synem do Hiszpanii.
- Była żona miała w Polsce kłopoty finansowe. Chciała wyjechać. Zgodziłem się, że na 3 tygodnie może zabrać dziecko. Po około miesiącu nieobecności zawiadomiłem poznańską policję o uprowadzeniu syna. W mediach pojawiły się komunikaty. W końcu, po 3 miesiącach od wyjazdu, w czerwcu 2014 roku, wróciła z synem. Nie mieli pieniędzy, kupiłem im bilety powrotne - opowiada ojciec.
Zapisał chłopca do pierwszej klasy w jednej z poznańskich z podstawówek. Ale syn nie rozpoczął nauki. W sierpniu matka ponownie zabrała go do Barcelony. Ojciec twierdzi, że wówczas wszystko odbyło się w tajemnicy przed nim.
Od tamtej pory nie widział się z synem, chyba, że za taki kontakt uznać rzadkie rozmowy przez skype. Marcin K. zgłosił tzw. uprowadzenie rodzicielski. Takie przypadki reguluje konwencja haska z 1980 roku. O losie dziecka wypowiada się sąd z państwa jego pobytu.
W grudniu 2014 roku hiszpański sąd nakazał matce powrót syna do Polski. Bo nie pokazała dowodów świadczących o rzekomej zgodzie ojca na wyjazd, a dziecko nie jest zakorzenione w Hiszpanii. Ale chłopiec nie wrócił, a matka odwołała się od wyroku.
Sprawą, oprócz sądu, zajęła się też ISS. To organizacja pozarządowa działająca, która pomaga w sprawach dotyczących dzieci, gdy pojawiają się w nich międzynarodowe aspekty. ISS ma jednak kłopot w kontaktach z matką.
Katarzyna Kledzik-Balicka z ISS Polska: - Hiszpański oddział ISS skontaktował się z tamtejszą pomocą społeczną. Ona dwukrotnie zapraszała matkę na spotkanie, ale ta pani nie przyszła. Jeśli trzeci raz nie przyjdzie, może do niej pójść pracownica pomocy społecznej z policjantem. Jakie znaczenie ma taka wizyta? Taki rodzic, po wyjeździe do innego kraju, widzi, że tamtejsze instytucje interesują się sprawą.
Przedstawicielka ISS Polska dodaje, że w tego typu sprawach najlepiej, jeśli rodzice dochodzą do porozumienia. Bo dziecko potrzebuje przecież kontaktu z obojgiem rodziców.
W tym konkretnym przypadku o porozumienie jednak trudno. Marcin K. poprosił o pomoc także Ministerstwo Sprawiedliwości. Ono, jako organ centralny, angażuje się w realizację zapisów konwencji haskiej. Ministerstwo, zdaniem Marcina K., zachowuje się jednak jak listonosz, bo ogranicza się głównie do przekazania mu nieprzetłumaczonych pism od hiszpańskich instytucji. Na dodatek z opóźnieniem.
Katarzyna Gajewska z Ministerstwa Sprawiedliwości: - Nie mamy uprawnień i funduszy, by w takich sprawach tłumaczyć pisma z zagranicy.
Spór rodziców o dziecko toczy się też w poznańskich sądach. W jednej ze spraw matka wniosła o zgodę na pobyt dziecka w Hiszpanii. Ojciec domaga się z kolei, by syn rozpoczął naukę w Poznaniu. Do rozstrzygnięcia daleko. Poznański sąd dopiero ustala czy w ogóle "ma jurysdykcję" do zajęcia się sprawą dziecka przebywającego w Hiszpanii. Będzie się nad tym zastanawiał na posiedzeniu 27 maja. To, jak usłyszeliśmy od rzecznika sądu, bardzo szybki termin.
W drugiej sprawie ojciec chce ograniczenia matce władzy rodzicielskiej. Sąd wyznaczył już pięć terminów rozpraw. Matki nie było na żadnym. Sąd wie, że przebywa w Hiszpanii i liczy, że kiedyś w końcu się pojawi.
Drogą mailową skontaktowaliśmy się z matką chłopca. Nerwowo zareagowała na nasze pytania. Groziła procesem o zniesławienie, chciała zakazać nam publikacji. Zapewniała jednak, że ona i dziecko są zadowoleni z pobytu w Hiszpanii, wszystko jest dobrze, a syn uczy się w tamtejszej szkole. Narzekała jedynie na postawę byłego męża, który ani razu nie odwiedził syna, ale ciągle "miesza" w jej życiu.
Kobieta twierdzi też, że ma źródło utrzymania - pracuje w biurze. Jednak jeszcze jakiś czas temu na jej profilu na facebooku pojawiły się ogłoszenia o pracy dla striptizerek w nocnych klubach oraz dla hostess. Ogłoszeniom towarzyszyły zdjęcia różowych parasolek charakterystycznych dla klubów go-go.
Po naszych pytaniach tego typu ogłoszenia zniknęły z jej profilu na facebooku. Dlaczego? Kobieta tłumaczyła potem, że jeśli coś jest na facebooku, to nie musi prawda, bo "gdyby każdy umieszczał prawdę o sobie, złodzieje i pseudożyczliwi ludzie mieliby z czego żyć".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?