Meteor to w potocznej świadomości spadająca gwiazda. I rzeczywiście ten „Meteor” był gwiazdą. Podziwianą i chętnie odwiedzaną przez poznaniaków. 8 grudnia 1975 roku - „spadł” na mieszkańców osiedla Kosmonautów jak przysłowiowa „manna z nieba”. Ten największy w Poznaniu megasam założony przez Powszechną Spółdzielnię Spożywców „Społem” działał do września 1997 roku. Strawił go pożar, a w jego miejsce powstało już kilka innych supermarketów. Żaden jednak nie miał takiego klimatu jak „Meteor”.
W książce Filipa Czekały „Historie warte Poznania” pani Bogumiła, która pracowała w megasamie w latach 80. i 90. minionego wieku wspomina: - Klienci przyjeżdżali tu z całego Poznania. Był to największy sam w Poznaniu i w Polsce.
Na tamte czasy był nowoczesny. Miał nie tylko koszyki, ale także wózki. W sobotnie poranki ustawiała się po nie kolejka. Fajnie się nimi jeździło po tych 2850 metrach kwadratowych. Megasam był podzielony na dwie części: „samoobsługę” i działy, w których towar podawały ekspedientki.
POLECAMY TEŻ: Pamiętasz Winogrady i Piątkowo sprzed pół wieku? Zobacz, co się zmieniło! [ZDJĘCIA ARCHIWALNE]
Najbardziej lubiłam delikatesy. Po lekcjach w pobliskiej Szkole Podstawowej nr 65 chodziłam tam po dziesięć deko pastylek miętowych w czekoladzie z Goplany i po mieszankę teatralną. Kasę na słodycze miałam ze sprzedaży butelek. Ich skup był z tyłu sklepu. Zimą z tego okienka sprzedawano karpie. Niedaleko stawał też wóz z makulaturą. Co ja się tam gazet nanosiłam, żeby dostać parę groszy na lody włoskie lub bułki z pieczarkami, które robili z boku „Meteora”...
Po lekcjach, obowiązkowo z koleżankami wpadałyśmy do „mega” na zakupy. Zawsze coś nam było potrzebne.
Z przodu megasamu była część spożywcza. Zaraz za kasami stały regały pachnącego chleba i bułek. Niedaleko, trochę po lewej stronie było stoisko z nabiałem. Dalej za pieczywem, w kolejnych alejkach stały półki z jedzeniem i słodyczami. Na samym końcu stały lodówki z mrożonkami, a za nimi widać było „rzeźnika”. Na stoisko można było wjechać zczęści spożywczej lub wejść z boku sklepu - drugim wejściem.
Nagich haków za bardzo nie pamiętam, ale przed oczami mam obraz kolejki przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy stałyśmy z mamą, bo szynkę i baleron rzucili. Kiedyś stałam też po kawę. Strasznie się z ekspedientką targowałam, że skoro stałam cztery godziny w kolejce to, mimo że jestem dzieckiem, też mam prawo kupić kawę. W mojej obronie stanęły panie z kolejki i kawę kupiłam.
Świetnie zaopatrzony był dział AGD i „wszystko dla domu”. Były tam: garnki, kryształy, tureckie dywany, zagraniczne towary m.in. z Bułgarii, Czechosłowacji i Związku Radzieckiego. Drogeria też miała niezły asortyment.
Jak przez mgłę pamiętam panią, która naciągała oczka w rajstopach i pończochach. Repasacja - trudne to było wtedy słowo.
Zaraz po prawej stronie przy wejściu było stoisko z piwem, sprzedawanym od godziny 13. Tam też kolejka była długa. Na szczęście latem piwo sprzedawano przez okienko i kolejka stała na zewnątrz. Monopolowy - był zaraz przy słodyczach.
Wychodząc z megasamu, szło się „na stragany”. Tam były owoce i warzywa. Mama kolegi z klasy sprzedawała niemieckie słodycze, a w soboty - taki jeden miał nowe filmy nagrane na VHS. I bajki, które chętnie oglądało się na odtwarzaczach i magnetowidach. Były też „budy” z ciuchami, z kasetami magnetofonowymi i ze wszystkim, co było potrzebne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?