Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał zostać wodzem plemienia...

Łukasz Bartczak
Andrzej Kurzyński
W Ostrowie sportowca o tak ciekawym życiorysie nie było już dawno, a może nawet nigdy. Alexis Wangmene dołączył do drużyny BM Slam Stal Ostrów w listopadzie. Od tego czasu zdążył zaaklimatyzować się w południowej Wielkopolsce i choć nie planuje tutaj zostać- jak sam przyznaje- Polska mu się podoba i chciałby do niej wracać jak najczęściej.

Wysoki ( 205 centymetrów) Kameruńczyk jest uśmiechniętym i skorym do rozmowy facetem, który nigdy nie odmawia kibicom wspólnych zdjęć. Los rzucił go najpierw do Stanów Zjednoczonych, później do Słowenii i Polski. Ale jego życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej, miał bowiem zostać... wodzem plemiennym.

Alexis, którego pełne imię i nazwisko brzmi Alexis Mang-ikri Wangmene (Ikri to nazwisko jego ojca), czyli „posiadający moc”, namaszczony został na lidera plemienia Toupouri, jednego z ważniejszych w północnej części kraju. Miał poślubić co najmniej cztery kobiety, by zyskać szacunek ludu, a członkowie społeczności mieli przychodzić do niego ze swoimi problemami. - Kwestia przywództwa jest dość skomplikowana - to tak jakby być policjantem, sędzią i prawnikiem jednocześnie, dodatkowo mając przewodnictwo przodka. Lider ma wiele do powiedzenia i mnóstwo przywilejów, pobiera choćby podatki. To tradycja, która powstawała u nas przez kolejne pokolenia - mówi Kameruńczyk.

W rodzinie pojawiały się też pomysły, by poszedł w ślady matki i został lekarzem. Ojciec służył w armii. Tak duża odpowiedzialność niezbyt podobała się 27-latkowi, który kochał sport chciał poznawać świat. Uprawiał piłkę nożną i siatkówkę, później zajął się basketem. Chciał być najlepszy i trafić do NBA, a co najmniej do USA. Jego marzenie spełniło się w 2004 roku, gdy pojechał na obóz koszykarski organizowany w Johannesburgu. Do RPA oprócz 15-letniego wówczas zawodnika trafił też m.in. generalny menadżer San Antonio Spurs R.C. Buford. Uznał on, że ze skromnego, pracowitego i zdolnego młodzieńca będzie dobry zawodnik. Wspólnie z żoną zdecydował, że zabierze nastolatka do Stanów. W ojczyźnie Alexis zostawiał m.in. zrozpaczoną matkę, Germain. - Mówiła mi, że nie mogę o niej zapomnieć, mam dzwonić i dawać znać, co się dzieje. Martwiła się, bym skończył szkołę, a dopiero później myślał o koszykówce - wspomina.

Jakiś czas później Alexis był już w Stanach. Bufordowie zaadoptowali go i traktowali jak własnego syna. Tam Wangmene uczył się i poprawiał umiejętności. - Dzięki R.C. Buforowi miałem szansę poznać wielkich graczy, m.in. mojego idola Tima Duncana - nie tylko wspaniałego koszykarza, ale też cudownego człowieka - mówi Alexis Wangmene. - W Afryce na ścianie w moim domu wisiał ogromny plakat Tima, kiedy się spotkaliśmy, on go podpisał. To było dla mnie duże przeżycie. Ilekroć przeżywałem trudne chwile, patrzyłem na ten plakat i motywowałem się do działania.

W latach 2007-2012 występował w rozgrywkach NCAA, reprezentując barwy zespołu Texas Longhorns. Na uniwersytecie spędził pięć lat. Rywalizował z najlepszymi młodymi koszykarzami, a jego bezpośrednimi przeciwnikami byli m.in. Blake Griffin czy Michael Beasley.

Po jakimś czasie matka Alexisa trafiła do szpitala. Lekarze zwolnili ją do domu, ale okazało się, że była poważnie chora i kilka dni później zmarła. Zdruzgotany koszykarz opuścił Amerykę i wrócił do ojczyzny na pogrzeb. - To była cudowna kobieta. Nauczyła mnie, co w życiu jest najważniejsze. Wpoiła mi, że zawsze trzeba walczyć, dbać o przyjaciół i szanować innych ludzi. Wszystko to, czego nauczyła mnie w młodości, noszę w sobie do dzisiaj. Staram się być dobrym człowiekiem, z którego byłaby dumna - mówi Alexis. - Ojciec jest bardzo zdecydowanym i stanowczym człowiekiem, wojskowym, który przez całe życie bardzo ciężko pracował, aby zapewnić byt rodzinie. Miał zawsze słabość do sportu, trenował piłkę ręczną, siatkówkę i piłkę nożną. Można powiedzieć, że to on zaszczepił we mnie miłość do sportu. Następnym razem, gdy wyjadę do Stanów, chciałbym, by mi towarzyszył. Rodzina jest dla mnie najważniejsza.

Wangmene w 2012 r. próbował dostać się do NBA. Dwa lata z rzędu brał udział w Ligach Letnich reprezentując barwy San Antonio Spurs. W najlepszej lidze świata jednak nie zadebiutował.

- Ciężko to przeżyłem, ale obiecałem sobie, że będę próbował dalej. Myślę, że okazja pojawi się tego lata. By uzyskać drugą szansę, muszę zmienić styl życia, grać, ciężej trenować, nawet zmienić dietę - dodaje 27-latek.

Po niepowodzeniu w USA Wangmene postanowił grać w Europie. Trafił do Słowenii, gdzie grał dla Hopsi Polzela i KK Krka Novo Mesto.

- Słoweńcy są bardzo otwarci i życzliwi, podobnie jest w Polsce. Fajnie, że mogłem mieszkać tam, a teraz poznaję Polskę. Zbieram doświadczenie, poznaję nowych ludzi, a dzięki licznym rozmowom widzę różnice, które dzielą Afrykę od Europy - mówi Kameruńczyk, któremu w naszym kraju najbardziej podoba się... jedzenie. - Jestem fanem np. tej zupy z jajkiem... żurku. Zimą denerwuje mnie tutaj szybko zapadający zmrok. Polacy to z reguły bardzo mili ludzie, chętnie zatrzymują się i chcą porozmawiać, a Ostrów to takie rodzinne miasto, to dla mnie ważne, bo jestem wychowany w dużej społeczności.
W wolnych chwilach zawodnik Stali lubi wsiąść do samochodu i poznawać okolicę, twierdzi, że kontakt z naturą daje mu czas na przemyślenia.

Center Stali docenia to, że udało mu się wyrwać z kraju Trzeciego Świata i dostał wsparcie. Niedawno znów był w RPA, tym razem, by pomagać. Wspólnie z Borisem Diawem (francuski zawodnik San Antonio Spurs, przyp. red.) prowadzili zajęcia dla młodych koszykarzy. Oprócz tego założył też fundację, która m.in. buduje biblioteki. - Ufundowałem bibliotekę, aby pomóc młodym ludziom z regionu, z którego pochodzę. Oni chcą czytać, chcą się uczyć a często nie mają takich możliwości. Chcemy stworzyć im bezpieczne miejsce. Jednocześnie zbieramy informacje, które pomogą nam zmieniać ich życie na lepsze. Im więcej wiesz, tym skuteczniej to zrobisz. To dopiero początek tej drogi. Projekt dopiero się rozwija, a my jesteśmy na etapie tworzenia drugiej biblioteki. Pierwszą otworzyliśmy w Kamerunie, teraz powstaje obiekt w Ghanie. W planach mamy też uruchomienie czytelni w Boliwii i Tanzanii - informuje zawodnik klubu z Ostrowa.

Środkowy Stali nie ma wielkich celów sportowych na ten sezon. - Dobrze, że nie ciąży nad nami żadna presja, jesteśmy rewelacją ligi. Chcemy z chłopakami wygrywać jak najwięcej, ale przy tym też dobrze się bawić. Jestem pewny, że nie będziemy się przed nikim kłaść, każdy z nas jest niesamowicie ambitny - mówi reprezentant Kamerunu.

Niezależnie od wyników Stali w tym sezonie, latem jej podstawowy środkowy chce wrócić do domu.

- Bardzo za nim tęsknię. Dom to zawsze dom. Tam czuję się najlepiej. Po ostatnim sezonie odwiedziłem Kamerun, byłem w Yaounde i w Maroua, czyli miejscach, gdzie spędziłem pierwsze 14 lat mojego życia. Tam chcę pracować jak nigdy wcześniej. To bardzo ważny okres dla mnie. Gdziekolwiek los rzuci mnie w przyszłym sezonie, chcę być jak najlepiej przygotowany do gry na najwyższym poziomie - dodaje 27-latek, który na mistrzów NBA w tym sezonie typuje jego ukochaną ekipę San Antonio. - Myślę, że MVP ligi będzie Kawhi Leonard, którego znam ze wspólnej gry w Stanach (koszykarz ten był już mistrzem NBA w sezonie 2013/2014, a także ówczesnym MVP finałów, przyp. red.) - kończy koszykarz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski