Jan Komasa zrobił film o ludziach z krwi i kości. Pokazał z rozmachem słabości, lęki i pragnienia. Pokazał też okrucieństwo wojny, która odciska piętno na każdym, choć nie zrobił tego z wnikliwością Smarzowskiego w "Róży", czy Krzyształowicza w "Obławie". Może to przez zbiorowego bohatera, na którego rozkłada się wachlarz emocji i katalog ludzkich zachowań. Nie ma tu kryształowych powstańców, nieskazitelnego dowództwa, nie ma nawet jednoznacznie złych Niemców. Są zatrzaskujący przed powstańcami drzwi warszawiacy. Jest noszący się z zamiarem gwałtu na Biedronce kapitan Czarny (Michał Żurawski) i niemiecki żołnierz, który daruje życie Stefanowi (Józef Pawłowski). Ten ostatni zresztą przechodzi w filmie niezliczone stany, od zbuntowanego i odważnego nastolatka, aż po zrezygnowanego i zagubionego chłopca, który ogląda śmierć matki i brata.
Czytaj też: Jan Komasa: Miasto 44 - ten film mnie od początku całkowicie pochłonął
Wszystkie te emocje bledną jednak w zestawieniu z bezwzględnymi, brutalnymi obrazami wojny. Dość powiedzieć, że z nieba spada ludzkie mięso, a w szpitalu usypane są stosy z martwych ciał. Nie da się uniknąć wrażenia, że wydając pieniądze na efekty specjalne Komasa przesunął ciężar tragicznego wydarzenia historycznego w stronę popkulturowej, co nie znaczy, że lekkostrawnej, opowieści, która ma szokować.
Komicznego - niestety - charakteru nabierają zwolnione sceny: erotyczna i pocałunku. Wszyscy wiemy, że powstańcy kochali się na gruzach Warszawy, nie potrzeba do tego amerykańskiego zwolnienia akcji. Konsekwencji zabrakło też w doborze muzyki. Zestawienie piosenek Mieczysława Fogga z elektroniką i hitem Niemena to nie do końca wymarzona mieszanka. Trafione są za to dialogi, dzięki którym widz dowiaduje się o sytuacji politycznej i przebiegu powstania.
Zobacz też: "Miasto 44" tanio w Rialto
Trudno wybaczyć Komasie scenę bombardowania radzieckich czołgów na moście Poniatowskiego (żaden czołg tam nie wjechał, bo mostu już dawno nie było) oraz scenę głośnych rozmów w kanałach (wolno było co najwyżej szeptać). Na plus natomiast należy zaliczyć wiarygodny sposób przedstawienia Armii Berlinga i jej porażki.
Rację miał pułkownik Jan Podhorski mówiąc po poznańskiej premierze, że Miasto 44 to nie film o powstaniu, ale tego powstania alegoria. Film brzydki, brutalny, może trochę zbyt dosłowny, wywołujący wrażenie, że reżyser czasem wątpi w widza. Ostatecznie to film-dowód na to, że o powstaniu można mówić na różne sposoby.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?