Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał: Nie ma nieuleczalnych chorób. Leczenie zacząłem w głowie

Paulina Jęczmionka
Michał: Nie ma nieuleczalnych chorób. Leczenie zacząłem w głowie
Michał: Nie ma nieuleczalnych chorób. Leczenie zacząłem w głowie Paweł F. Matysiak
„Jestem pierwszym pacjentem wyleczonym z SLA” - taki napis widnieje na koszulce Michała Łuczaka, syna lekarskiej ikony - Jacka. Michał wrócił z Chin po podaniu mu komórek embrionalnych

Teraz wiem, że jeśli się o coś poprosi wszechświat, on odpowie i spełni pragnienia i marzenia. Wystarczy tylko bardzo w to wierzyć! Wiara czyni cuda. To długa i niełatwa droga. Wiem, że nawet jakbym miał z dnia na dzień umrzeć, to i tak wygrałem. Ale byłoby to zbyt nudne zakończenie tej opowieści. A ja lubię zaskakiwać. Także to dopiero początek... - tak napisał 30-letni Michał Łuczak, syn prof. Jacka Łuczaka, cenionego lekarza - ikony medycyny paliatywnej w Polsce, po powrocie z leczenia w Pekinie.

Swoje myśli powoli i starannie przekazuje opiekującymi się nim siostrze i bratu. Choć przez skurcz mięśni jego mowa jest bardzo niewyraźna, Michał to wielka gaduła. I dowcipniś. Po godzinie spędzonej z nim brzuch jeszcze długo boli od śmiechu. Choć wielu na jego miejscu by się załamało, on jest wulkanem pozytywnej energii. Śmieje się całym sobą. I głęboko wierzy, że za pół roku będzie chodził. A za kolejne pół - biegał. I zabierze córkę na koncert ukochanej Metallici.

Błyskawiczna pomoc w trzy dni
Roześmiany i energiczny był od zawsze. Rozrywkowy, otoczony szerokim gronem przyjaciół, grał w zespole muzycznym, rozkręcał własną firmę, opiekował się córką. Choroba przyszła nagle, dwa lata temu. Stwardnienie zanikowe boczne (skrót od łacińskiej nazwy SLA) - podstępna, agresywna choroba uszkadzająca neurony ruchowe, co prowadzi do paraliżu, a w dalszej konsekwencji - śmierci.

U Michała zaczęło się niewinnie - od upuszczenia kubka i słabości prawej ręki. Później przyszedł niedowład prawej nogi. Po około pół roku już wszystkie cztery kończyny były słabe, pojawiło się drżenie mięśni, część z nich zaczęła zanikać. Podobnie jak wyraźna mowa, swobodny oddech i przełykanie. Dziś Michał nie może wstać, obrócić się, cierpi z powodu skurczu wszystkich mięśni. Od początku choroby schudł ok. 16 kg. Zaopiekowali się nim lekarze, pielęgniarki, wolontariusze z Hospicjum Palium - miejsca stworzonego przez słynnego ojca prof. Jacka Łuczaka, który całe życie poświęcił ciężko chorym, umierającym ludziom. - Tak samo, jak rodziny moich pacjentów, zadaję sobie pytanie „dlaczego?”, czy to przypadek, czy znak od Boga? - przyznawał jeszcze przed wyjazdem Michała do Chin prof. Łuczak. - Jako lekarzowi, trudno mi się odnaleźć. Z jednej strony, wiem, że syn cierpi na nieuleczalną chorobę, a z drugiej, działają mechanizmy wypierania i zaprzeczania.

Michał przeszedł wielotygodniową antybiotykoterapię, zabieg komórkami macierzystymi, brał też udział w eksperymentalnym, francuskim programie lekowym. Pozostało jeszcze podanie komórek embrionalnych do rdzenia kręgowego, które przeprowadza się w Chinach. Na początku marca na stronie fundacji SiePomaga pojawił się dramatyczny apel Michała i jego rodziny o pomoc. Na leczenie było potrzebne ok. 120 tys. zł. Pomoc przyszła błyskawicznie. Po trzech dniach na koncie było ponad 130 tys. zł. Pod koniec marca Michał leciał już do Pekinu.
Nie śpię, ale moje mięśnie rosną
Wrócił w połowie kwietnia. Wycieńczony po intensywnym leczeniu i czterech - dwojakiego rodzaju - przeszczepach komórek. W tym jednym dodatkowym, o który sam poprosił, gdy lekarze stwierdzili, że organizm dobrze przyjął wcześniejsze.

- Chińska terapia jest uznawana na świecie za przełomową. To działa. Działa na moją BYŁĄ chorobę - mówi nam - powoli, dzięki tłumaczeniu brata Bartka - Michał Łuczak, gdy odwiedzamy go miesiąc po powrocie. I wymienia, że teraz łatwiej i lepiej mówi, przełyka, nie ma skurczów mięśni brzucha, gdy się śmieje, a badanie poziomu kinazy kreatynowej - enzymu występującego w mięśniach - po raz pierwszy od dwóch lat było w normie. Podczas spotkania Michał siedzi przy stoliku i prawie się nie rusza. Prawie, bo co chwilę rzuca jakimś żartem i śmieje się wtedy całym sobą. Ma na sobie koszulkę z angielskim napisem „Jestem pierwszym pacjentem wyleczonym z SLA”. A na ścianach i szafkach brat i mama rozwiesili karteczki z motywującymi hasłami: „Moje mięśnie rosną”, „Kocham swoje ciało”, „Zdrowieję”. Bo choć Michał to urodzony optymista, dziś tak naprawdę jest za wcześnie, by mówić o efektach przeszczepu komórek. A i skutki uboczne, dalsze leczenie, rehabilitacja są bardzo ciężkie.

- Lekarze z Pekinu kazali mi odstawić wszystkie dotychczasowe leki, przepisując własne. Zawierzyłem im i przez sześć miesięcy będę stosował tę terapię - tłumaczy Michał. - Musiałem m.in. odstawić leki, które zmniejszały napięcie spastyczne i drżenie mięśni, żeby stworzyć w organizmie jak najlepsze środowisko do wzrostu nowych komórek. O ile zatem przed wyjazdem byłem w stanie stawiać kroki przy pomocy chodzika, o tyle teraz nie mogę. Jednak moim największym obecnie pragnieniem jest móc się po prostu wyspać.

Od powrotu z kliniki Michał ma z tym ogromny problem. Sypia - z licznymi przerwami - maksymalnie pięć godzin. A w ciągu dnia przechodzi wycieńczającą rehabilitację. Przyznaje więc, że napisane przez mamę karteczki w chwilach totalnego zmęczenia go dopingują.

- Trzeba mu pomóc we wszystkim - od kilkukrotnych zmian pozycji w łóżku, przez podniesienie go rano, mycie, ubieranie, jedzenie, po codzienne ćwiczenia - opowiada Bartek, który dla Michała rzucił pracę za granicą i zajmuje się nim przez całą dobę, zamiennie z siostrą. - Co tu dużo mówić, narzuca takie tempo, że od rana mamy jazdę bez trzymanki (tu rozlega się śmiech Michała - przyp. red.).

Codziennie przychodzi kilku rehabilitantów. Jeden ćwiczy nogi, drugi ręce, trzeci np. kręgosłup. Plus neurologopeda czy bioenergoterapeuta oraz sześć godzin dziennie ćwiczenia z maszyną do głębokiego oddychania, by płuca dostarczały więcej tlenu komórkom. - Czasem po prostu padam z nóg - śmieje się Michał. - Jeden z rehabilitantów, specjalnie nie wymienię imienia, choć i tak będzie wiedział, że o niego chodzi, to szczególny sadysta. Ale dzięki niemu mogłem do tej pory chodzić - dodaje, znów śmiejąc się do rozpuku.

A Bartek dodaje, że optymizm i niezłomna wiara Michała dodają mu skrzydeł.
Choroba uczy siły i ciągłej walki
Niebawem Michał Łuczak ma przejść ko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski