Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Urbaniak: Jak rytm się zgadza to życie się układa

Marek Zaradniak
Michał Urbaniak
Michał Urbaniak Marek Zakrzewski
Jazz to jego życie. Michał Urbaniak grał u Komedy, a potem w Ameryce z czołowymi muzykami podbijał świat. Życie dzieli między Polskę a Nowy Jork. Niedawno miał okrągłe urodziny. Nam opowiada o swojej przygodzie z aktorstwem oraz muzycznych planach.

Nie da się ukryć, że Michał Urbaniak ukończył niedawno 70 lat...
Michał Urbaniak: - Ja nic o tym nie wiem. Z matematyki zawsze miałem dwóję. To mnie nie dotyczy!(śmiech)

Mógł być Pan skrzypkiem klasycznym. Tymczasem stał się skrzypkiem jazzowym. Skąd ten wybór?
Michał Urbaniak: - A dlaczego ludzie się zakochują? Zakochałem się w jazzie i odszedłem od muzyki klasycznej, ale z wielkim szacunkiem jej słucham. Owszem, chciałem pogodzić jedno z drugim, ale w moich czasach było to niemożliwe ze względu na pedagogów i sytuację socjalną. Trzeba było wybierać i wybrałem najgorsze zło, jakim wtedy był jazz.

I szybko Pan trafił do najlepszego polskiego jazzmana Krzysztofa Komedy.
Michał Urbaniak: - Najpierw był Namysłowski. On był właściwie moim pierwszym Guru. Potem obaj wędrowaliśmy. Najpierw graliśmy u Trzaskowskiego, no a potem u Krzysztofa Komedy. Przez trzy lata grałem u Komedy z Tomkiem Stańko, a potem przypadkowo zostałem poza Polską. Strasznie się z tego wtedy cieszyłem i nadal cieszę. Właściwie nie wiem, co ja tu robię, ale świat jest naprawdę mały.

Wróćmy jednak do Komedy. Jaką rolę odegrał w Pana karierze?
Michał Urbaniak: - W ogóle niczego nie wymagał i nic nie chciał. Angażując muzyka wiedział dlaczego to robi. Nic nie mówił, tylko pokazywał to, co gramy. Mieliśmy totalną wolność. Było to niezwykłe przeżycie. Nie trzeba się było niczego uczyć i niczego słuchać. Czasami na próbach, jako najmłodszemu i najszybszemu, nudziło mi się, bo Komeda mówił: Panowie, wspaniale. To jeszcze raz powtórzymy i jeszcze raz grał. To nie był perfekcjonista, lecz smakosz muzyki. Miał cierpliwość do nas, bo myśmy przecież nieraz różne rzeczy jako młodzi wyprawiali, których dziś byśmy nie zrobili. Pamiętam, że kiedyś będąc w Kopenhadze wybraliśmy się z Tomkiem Stańko do Malmo i wróciliśmy w takim stanie, że graliśmy wszystko... inaczej.

40 lat temu wyemigrował Pan do Ameryki. Czy ta Ameryka zawsze była łaskawa dla Pana?
Michał Urbaniak: - Nigdy nie pojechałem do Ameryki. Nigdy nie wyemigrowałem. Pojechałem do Nowego Jorku, do moich ukochanych Murzynów. Chciałem po prostu zdać następny egzamin w życiu. Sprawdziłem się szybko w Polsce, grając na moim ukochanym saksofonie. Powtórzyłem sukces w Skandynawii, która zrobiła się za mała. Poza tym to kraj dla emerytów i tak naprawdę teraz powinienem tam być, a nie wtedy. Na przegrupowanie wróciłem do Polski skąd wyjechaliśmy na tournée po Europie. Wiedziałem, że będę mieszkał kiedyś w Nowym Jorku, choć nie wiedziałem jak to zrobię. Jednak gdy ma się wielkie marzenia i moc, to one muszą się spełnić. Po drodze dostałem nagrodę dla najlepszego solisty i wizytówkę właściciela wytwórni Atlantic Records, przewodniczącego jury Nashuy Erteguna, który powiedział: będziesz w Nowym Jorku to zadzwoń.

Który z muzyków amerykańskich miał na Pana największy wpływ?
Michał Urbaniak: - Oczywiście Miles Davis, który do dziś jest ojcem całej muzyki rytmicznej zwanej jazzem i Armstrong, którego uważam za pierwszego rapera w historii muzyki. Nie mogę pominąć tego, że miałem szczęście i nosa do tego, aby znajdować uzdolnione dzieci takie jak Marcus Miller, który miał 15 lat, gdy pierwszy raz ze mną nagrywał. Kenny Kirkland miał 17 lat. Niestety, nie ma go już z nami. Basista, który gra ze mną w Urbanatorze Otto Williams to kolega z klasy Marcusa. Gdy Marcus nie mógł grać ze mną on zagrał. Oni wszyscy wywarli na mnie wielki wpływ. Tam u nich zdawałem egzamin. Nie u Milesa. Bo u Milesa to już był dyplom. Wspomnę także Lenny'ego White'a. To też 30 lat przyjaźni i grania razem. Nie zapomnę nigdy chyba jednego z największych przeżyć. Gdy nagrywaliśmy płytę Marcus i Lenny siedzieli w studio i przesłuchiwali moje nagrania. Było czterech skrzypków. W pewnym momencie, gdy przechodziłem przypadkiem usłyszałem jak Marcus mówi do Lenny'ego: Michael is playing New York. Michał gra Nowy Jork. To było jedno z największych moich przeżyć. Wiedziałem, że coś czuję i miałem potwierdzenie tego.

Co to znaczy grać Nowy Jork?
Michał Urbaniak: - Europa była wtedy strasznie nudna. Publiczność europejską zburzyli tak zwani europejscy jazzmani, ale także menedżerowie i organizatorzy koncertów. Szczególnie Niemcy, którzy wtedy byli rekinami rynku. Typowa fraza niemieckiego promotora, gdy po pół roku przyjeżdżaliśmy do tego samego miasta brzmiała: - Ja już to słyszałem.
Największy sukces w Europie odnosiło się słysząc: - Czegoś takiego to ja jeszcze nie słyszałem. A jazz powstał przecież po to, aby rzecz wykonywać po raz kolejny, bo liczy się improwizacja. Jak powiedział Miles Davis przy okazji melancholijnej niebiesko-zielonej płyty "Kind Of Blue", której do dziś słucham jak mi źle, ale też, gdy mam dobry nastrój: Jak rytm się zgadza to się wszystko zgadza i życie się układa. W Europie wtedy rytmu nie było. W Polsce była pod tym względem tragedia. Gdyby nie disco polo, to by w ogóle w Polsce nie było rytmu. Potem pojawił się hip-hop polo. Każdy kto miał za duże dżinsy w kroku, złapał się za przedłużenie i mówił "jou" był już w Polsce hip-hopowcem i raperem. A prawda jest gdzie indziej. Hip-hop zrobił cudowną rzecz. Całą muzykę teoretycznie można by zapisywać w nutach. To tak, jakby używać alfabetu. Jeden mówi tym językiem, drugi innym, ale się rozumieją. Młodzi muzycy, którzy grają muzykę taką jak jazz nareszcie grają rytmicznie. To, że nuty są lżejsze albo cięższe tego nikt nie uczy. Tego uczy życie. Głośniej, ciszej, wyżej, niżej, dłużej, etc. Nuta może mieć swoją wagę, dlatego doroślejsi, dojrzalsi muzycy często grają mało nut. Można by powiedzieć, że tracą rytm, a to nieprawda, bo wybór jest coraz ważniejszy, a nuty są coraz bardziej wypieszczone i dogrywane.

Z czego wyniknął projekt z O.S.T.R, jaki zaprezentowaliście podczas tegorocznego Męskiego Grania?
Michał Urbaniak: - Z miłości do tej samej muzyki. To muzyka rytmiczna, która kopie.

Pan nie tylko gra jazz i muzykę filmową, ale także gra Pan w filmach. W ubiegłym roku wystąpił w głównej roli w znakomitej komedii Piotra Trzaskalskiego "Mój rower".
Michał Urbaniak: - To, że zagrałem główną rolę to na pewno przypadek. Wspaniały człowiek i cudowny reżyser Piotr Trzaskalski spotkał mnie i wpadł na pomysł, aby mnie zaangażować. Tak jak mówię o muzyce: - Nie graj muzyki, pozwól muzyce grać, tak samo mówię o moim aktorstwie. Na początku powiedziałem: - Boję się tekstu, boję się dialogów. Widziałem, że tam jest wszystko, ale obiecałem jedną rzecz. Na pewno nie będę kłamał przed kamerą. Przez pierwsze trzy dni miałem tremę. Szczególnie, gdy przyszedł grający mego filmowego syna Artur Żmijewski. Wziął kartkę mówiąc: - Co dziś gramy? Acha właśnie to. No to gramy. Zdziwiony powiedziałem mu: - Tak to robicie? On odpowiedział: - Nie przejmuj się. Jeśli zmienisz tekst, to znaczy, że był źle napisany. Miałem tremę przed Arturem, ale potem, gdy trochę poćwiczyliśmy, pogadaliśmy, to pozwoliłem sobie na żarty. Przez pierwsze dwa dni kręcili wszystkie sceny ukazujące jak byłem pijany, spałem i byłem nieprzytomny. Nic nie musiałem robić. Chodziło tylko o to, abym się oswoił. Najgorsze dla mnie było hasło: Kamera, akcja! Chodziło o to, aby nie spojrzeć w kamerę. Po nakręceniu filmu nie mogłem oglądać ani filmów, ani telewizji, bo wszędzie widziałem kamery. Artur mi bardzo pomógł. Przekonywał: - Ty wszystko umiesz i rozumiesz. Ty wszystko wiesz. Odpowiadaj tylko na pytania. A gdy zakolegowaliśmy się to czuliśmy, że jesteśmy jedną, wielką rodziną.

Muzyka, film. A co Pan robi, gdy Pan nie gra?
Michał Urbaniak: - Lubię komputer i internet. Może nie gry komputerowe, ale portale społecznościowe. Znam je wszystkie oraz większość programów muzycznych i fotograficznych. Mam więc możliwość nagrywania w Polsce dźwięków, które za chwilę są już w Nowym Jorku. Wysyłam ścieżkę do Lenny'ego White'a a on dogrywa bębny i mi odsyła.

Mieszka Pan częściej w Nowym Jorku czy w Polsce?
Michał Urbaniak: - Ostatnio częściej w Polsce, ale mam mieszkanie i tu i tam.

Czy po latach pracy czuje się Pan człowiekiem spełnionym i szczęśliwym?
Michał Urbaniak: - Absolutnie szczęśliwym i patrzę z radością w przyszłość.

Jakie ma Pan przesłanie dla młodych wykonawców?
Michał Urbaniak: - Przede wszystkim być konsekwentnym, pracowitym, robić to, co dyktuje serce i nie kombinować. Mówić prawdę. Podsumowałem to bardzo ładnie podczas pokazu filmu "Mój rower" w Sejmie. Posłowie zapytali mnie wtedy jak to jest być aktorem. Odpowiedziałem im: - Bardzo prosto. Tak samo jak politykiem. Trzeba stanąć przed kamerą i mówić prawdę. Zapadła grobowa cisza. To samo mówię młodym muzykom. Jeśli czuje się bluesa i rytm to jeśli ktoś kocha Beethovena będzie go grał do szaleństwa po 9 godzin dziennie tak jak ja grywałem. A jeśli ktoś się zakochał w Milesie czy w Snoop Dog, to trzeba iść konsekwentnie dalej, nie oglądając się, bo potem nie ma "przebacz". To nie jest zawód. To jest po prostu muzyka, sztuka. Z tego powinno się żyć i się żyje, jeśli ktoś to robi naprawdę, ale tak na sto procent.

A jakie są Pana najbliższe plany?
Michał Urbaniak: - We wrześniu i październiku po raz siódmy zapraszam na Urbanator Days - mamy warsztaty i koncerty z jam session. Zapraszam na FB, gdzie można się zapisać i dowiedzieć, kto ze mną gra. Będzie też niespodzianka. Zamierzam nagrać dwie dziwne płyty. To ciekawe, że gdy jest kryzys płytowy i mało kto nagrywa płyty to ja nagrywam dwie płyty niemal jednocześnie. Jedna z płyt zawierać będzie moje najładniejsze melodie instrumentalne śpiewane z tekstami po polsku i po angielsku. Pojawi się sporo młodych talentów i może ktoś dobrze znany. Więcej nie zdradzę.

Kalendarium Michała Urbaniaka

22 STYCZNIA 1943 Urodził się w Warszawie. OD 1961 Nauka w klasie skrzypiec na PWSM w Warszawie.
1961 Współpraca z Jazz Rockers Zbigniewa Namysłowskiego. 1962 Z Jazz Wreckers Andrzeja Trzaskow-skiego po raz pierwszy wyjeżdża do USA.
1962-64 Gra z Krzysztofem Komedą. LATa 60. Wyjazd do Skandynawii.
1969 Powrót do Polski i stworzenie kultowej Grupy Michała Urbaniaka.
1970 Nagranie pierwszej zagranicznej płyty "Paraphytus B".
1973 Ostatni występ przed polską publicznością i wyjazd do USA.
1974 Założenie grupy Fusion.
1975-89 Prowadzenie grupy The Michael Urbaniak Fusion.
1985 Udział w nagraniu płyty Milesa Davisa "Tutu".
1985 W rankingu magazynu Down Beat na najwybitniejszych muzyków jazzowych nazwisko Urbaniaka pojawia się w pięciu kategoriach, a płyta Take Good Care Of My heart została nominowana w kategorii najlepszy album roku.
2000 W nowe tysiąclecie Urbaniak wszedł, prezentując utwór przygotowany na największy show telewizyjny "Millenium 2000", który na żywo transmitowało 169 stacji telewizyjnych w 54 krajach.2009 Płyta "Miles Of Blue" dedykowana Milesowi Davisowi.
2012 Główna rola w filmie "Mój rower".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski