18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Wiraszko: Trzy po trzy

Michał Wiraszko
Michał Wiraszko, wokalista zespołu Muchy, co tydzień na naszej stronie recenzuje płyty. Zobacz, czego warto posłuchać.

Destroyer - „Five Spanish Songs” (Merge, 2013)

Piosenki Dana Bejara bywają przezroczyste. Ułożone i poprawne do tego stopnia, że wydają się być pozbawione wszelkiego charakteru. Ani w formie, ani w wykonaniu nie odbiegają od „zaleceń solfeża”. Paradoksalnie ta przezroczystość staje się w przypadku Destroyera wyróżnikiem, cechą szczególną. Nawet kiedy Bejar fałszuje, śpiewając w hiszpańskim języku obcym, to fałszuje chwytliwie. Chociaż wolę ich w rodzimym, anglojęzycznym repertuarze autorskim, to nie da się ukryć, że zespół tchnął w iberyjską wrażliwość swojego ducha.. Te piosenki brzmią trochę jak ze ścieżki dźwiękowe do filmów Saury albo Almodovara - przerysowane kołysanki, nad wyraz melancholijne ballady albo dziecięce wyliczanki podszyte niepokojem. Nic dziwnego, wszak pochodzą spod pióra barda z Sevilli. Żeby natomiast poznać istotę Destroyera warto cofnąć się do albumu „Kapputt” z roku 2011.

Mutual Benefit – “Love’s Crushing Diamonds” (Other Music, 2013)

Jak to jest, że można grać muzykę delikatną, intymną i uwrażliwioną, a przy tym ani troche ckliwą? Płyta składa się tylko z siedmu utworów, ale przynosi mnóstwo muzyki i wydaje się dużo dłuższa niż jest w rzeczywistości. Bardzo dużo dzieje się w niej dźwiękowo. Muzycy podróżują, unikając standardowych i powtarzalnych piosenkowych form. Co rusz zmieniają się plany I brzmienia, przez co muzyka jest bardziej fabularna. Z każdym kolejnym przesłuchaniem słychać nowe oblicza tych samych piosenek, a to za sprawą błyskotliwie wplecionych w nie brzmień tła. Czasami jest to bardzo cicha gitara akustyczna grająca w kontrze do reszty zespołu, czasem powietrzna plama fletów poprzecznych grająca jeden, przeciągły dźwięk przez większość utworu. Tworzą w ten sposób zupełnie nieoczywisty “spód” przez co całość staje się magiczna. No i ta nieoczywista, ale bardzo trafiona nazwa…

Nick Cave & Bad Seeds – „Live From KCRW” (Bad Seed Ltd., 2013)

W połowie ubiegłej dekady koncerty ze studia radiowego KCRW były jednymi z pierwszych relacji broadcastowych w Internecie. Grali tam na przykład debiutujący w tamtych czasach Arctic Monkeys. Stacja ta ma długa tradycję wspierania artystów w pierwszej kolejności ciekawych. Koncertowe wydawnictwo Nicka Cave’a to nie występ promocyjny, to dobrze przemyślany „klubowy” koncert w radiowym studiu. Repertuar dobrany jest szeroko, bo od płyt z lat 80-tych do dzisiaj, z trzema utworami ze znakomitego „Boatman’s Call” na czele. Świetnie, że udało się uchwycić kameralną atmosferę wydarzenia. Między piosenkami Cave zabawia publiczność i słychać, że dzieli ich kilka metrów. Należy dodać, że KCRW to radio społeczne. Utrzymuje się z datków słuchaczy i jest żywym dowodem na to, że dobre media na poziomie nie muszą być zależne od państwowej pępowiny, abonamentów i rozgrywek politycznych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski