Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Wiraszko: Trzy po trzy

Michał Wiraszko
Michał Wiraszko, wokalista zespołu Muchy co tydzień na tej stronie recenzuje płyty. Dziś Franz Ferdinand, Nine Inch Nails i Black Sabbath.

Franz Ferdinand – “Right thoughts, Right Words, Right Action” (Domino, 2013)
To nie tak, że zespół się sprzedał albo zabrakło pomysłów w banku piosenek. Chyba też nie do końca się zestarzeli, choć od pamiętnego debiutu minie w przyszłym roku dziesięć lat ! ! Kto by pomyślał, że dekadę później większość zespołów, które rozsadziły wówczas rynek będzie w mizernej sytuacji artystycznej. Ekwiwalentem za niskie morale twórcze są pewnie gaże i falujące tłumy na festiwalach (wystarczy obejrzeć relację z niedawnego koncertu FF na festiwalu Lowlands w Holandii), aczkolwiek muz idących w parze z tzw. profesjonalizmem na “Right thoughts, Right Words, Right Action” trudno uświadczyć. Głównym problemem jest to, że słychać straszliwy brak frajdy z grania. Piosenki są ZROBIONE od sztancy. Są nieprzekonujące i bezzębne. No może poza dwoma wyjątkami w postaci „Love Illumination” i „Fresh Strawberries”. Piszę to wszystko bez krzty radości i - mimo tego - zachęcam do posłuchania.

Nine Inch Nails – „Hesitation Marks” (Columbia, 2013)
Hesitation marks to nieudane podejścia. Rany samobójcze, które świadczą o tym, że desperat miał momenty zwątpienia. Znając życie, Trent Reznor nie nazwał tak albumu, żeby przyciągnąć lubiących mroczne sprawy nastolatków albo przypodobać się jakiejś smutnej subkulturze. Pewnie ma to jakiś głębszy sens i jedyna spójna myśl (nie czytałem nic o płycie przed odsłuchem), która przyszła mi do głowy, to zespół był bliski „odebrania sobie życia”, po nieudanym podejściu i powrocie do żywych… Po pierwsze to płyta bardzo oszczędna. Prawie bez gitar i z dziwnie miękkim jak na Reznora śpiewaniem. Nie jestem zwolennikiem ubierania minimalnych, tanecznych podkładów w aż tak piosenkową formę, ale być może to odczytają niektórzy jako siłę tego albumu! Jakby powiedziałby mój kuzyn Radek – takie pomiędzy Radiohead a Depeche Mode, tylko słabsze. Acha, zwrotki w „Everything” nie rozumiem w ogóle. Poza tym mi się podoba!

Black Sabbath – „13”(Universal, 2013)
Kiedy włączyłem „13” bezpośrednio po płycie Franza Ferdinanda pomyślałem - „ale numer na koniec”, kiedy chwilę potem zaczął śpiewać Ozzy Osbourne… Po pierwszym przesłuchaniu pomyślałem „ale dużo muzyki”. Po drugim złapałem się na tym, że słuchałem głównie bębnów. Sprawdziłem. Brad Wilk!?! Brad Wilk z Rage Against The Machine! Mam wrażenie, że gra tu również dlatego, że rówieśnik reszty muzyków mógłby nie mieć po prostu siły grać w ten sposób. A gra pięknie! Nie chcę używać słów „zrobił im płytę”, bo wciąż nie mogę uwierzyć, że to rówieśnicy mojego ojca. Nie popadnę również w – jeśli są – narzekania tzw. tru fanów, bo żaden ze mnie wyznawca Sabatów. Był nawet czas w szkole średniej, że przypisywałem Osbourne’owi skaleczenie wrażliwości polskiej młodzieży masowo grającej metal… Powiedzmy, że można to częściowo wytłumaczyć „The Osbournes”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski