Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między Kremlem a buntem. Łukaszenka stąpa po cienkiej linie

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Tydzień temu Łukaszenka gościł na Kremlu
Tydzień temu Łukaszenka gościł na Kremlu kremlin.ru
Białoruś od początku inwazji rosyjskiej na Ukrainę jest faktycznie stroną konfliktu, niezależnie od deklaracji Alaksandra Łukaszenki. Do dyktatora dochodzi już chyba, że jest po złej stronie barykady i zapłaci za to – pytanie jedynie, kiedy? Chcąc w 2020 r. ratować swą władzę, zaprowadził terror w kraju i stał się wasalem Kremla, a ostatnimi decyzjami sprawił, że Białoruś przestała być suwerennym państwem.

W czwartek na forum Rady Praw Człowieka ONZ odbyła się debata poświęcona wydanemu właśnie raportowi na temat „powszechnego i systematycznego” łamania praw człowieka na Białorusi od czasu sfałszowanych wyborów prezydenckich w 2020 roku. Wysoka Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw praw człowieka Michelle Bachelet oskarżyła Łukaszenkę o użycie „nadmiernej siły” w operacjach, w których zatrzymano ponad 13 000 obywateli za protesty przeciwko głosowaniu. Wspomniany dokument mówi, że osoby te były celem białoruskich funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, którzy „konsekwentnie stosowali niepotrzebne lub nieproporcjonalne” użycie siły, aresztowania, zatrzymania oraz „tortury lub złe traktowanie”, w tym gwałty oraz przemoc na tle seksualnym i ze względu na płeć, a także „systematyczne odmawianie” prawa do rzetelnego procesu sądowego. Ale debata stała się też okazją do krytyki białoruskiego reżimu za wsparcie inwazji na Ukrainę. Ambasador USA przy Radzie Praw Człowieka ONZ, Michele Taylor, oskarżyła Łukaszenkę o „umożliwienie” Rosji prowadzenia „niesprowokowanej wojny” przeciwko Ukrainie.

Białoruski front

Z terytorium Białorusi odpalono już setki pocisków rakietowych w cele na Ukrainie, na białoruskich lotniskach stacjonują rosyjskie bombowce strategiczne. Z terytorium Białorusi wyszło pierwsze rosyjskie uderzenie na Kijów. Ani Łukaszenka, ani jego generałowie nie są jednak nawet informowani o działaniach sił rosyjskich na terytorium Białorusi. Ukraińskie dowództwo wciąż bierze pod uwagę udział armii białoruskiej w wojnie. Udostępnienie terytorium białoruskiego do rosyjskiej agresji na Ukrainę potwierdziło całkowitą zależność Mińska od Moskwy w sferze współpracy wojskowej i bezpieczeństwa. W ten sposób Łukaszenka spłaca dług wdzięczności zaciągnięty na Kremlu w 2020 roku, gdy jedynie rosyjskie wsparcie zapobiegło upadkowi reżimu po sfałszowanych wyborach prezydenckich.

Oczywiście nie da się nie dostrzec pewnej ewolucji w zachowaniu Łukaszenki w ciągu tych trzech tygodni wojny. W pierwszych dniach inwazji rosyjskiej na Ukrainę białoruski dyktator był bardzo agresywny w swej retoryce. Nawet w przeddzień ataku Rosji, przemawiając z okazji Dnia Obrońcy Ojczyzny (23 lutego), Łukaszenka grzmiał o konieczności powrotu Ukraińców do „słowiańskiego braterstwa” i odrzucenia ich „zamorskich panów”, którzy ciągnąć ich mają na dno. Później ostro zaatakował Zełenskiego, który w pierwszej chwili odrzucił białoruską propozycję mediacji, twierdząc, że Białoruś jest stroną konfliktu. Ale już 27 lutego doszło do rozmowy telefonicznej obu przywódców, podczas której uzgodniono rozpoczęcie rozmów ukraińsko-rosyjskich na terytorium białoruskim.

No a później, z każdym kolejnym dniem wojny, gdy wszyscy dostrzegli, że rosyjski blitzkrieg zakończył się fiaskiem, Łukaszenka także zaczął być coraz ostrożniejszy, zaś wojownicze deklaracje ustąpiły miejsca podkreślaniu, że Białorusi nie uczestniczy i nie będzie uczestniczyła w wojnie z Ukrainą. Choćby 1 marca dementował doniesienia, że Moskwa wymusiła na użycie białoruskich jednostek powietrznodesantowych do inwazji na Ukrainę. Na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Łukaszenka zadeklarował, że Białoruś nie uczestniczy w wojnie na Ukrainie. Trzy dni później, podczas ceremonii podpisania zmian w konstytucji, jeszcze mocniej wypowiedział się na ten temat, zwracając się do Białorusinów: „Niezależnie od tego, jak bardzo pewne siły próbują wciągnąć nas do działań wojennych, wy nie macie powodów do obaw. Chcę jeszcze raz podkreślić: granicę państwową od Brześcia do Mozyrza zabezpieczamy własnymi siłami. Armia białoruska nie brała i nie zamierza brać udziału w operacji specjalnej”.

Wojna i pokój

11 marca dyktator Białorusi złożył roboczą wizytę w Moskwie. Pięciogodzinna rozmowa z Putinem potwierdziła oficjalnie ścisły sojusz, a de facto podporządkowanie reżimu w Mińsku Rosji. Podsumowując wyniki wizyty, strona białoruska podkreślała, że wojnę na Ukrainie można przerwać w każdej chwili, ale zależy to od strony ukraińskiej. Poinformowała również o spodziewanej dostawie na Białoruś z Rosji „najnowocześniejszej broni” oraz stwierdziła, że „Rosja podjęła najpoważniejsze i bezprecedensowe kroki w celu wsparcia gospodarki naszego kraju”.

Przed spotkaniem Łukaszenki z Putinem były poważne obawy, że rosyjski prezydent zmusi białoruskiego przywódcę do bezpośredniego zaangażowania jego kraju w wojnę. Sądząc po ostatnim tygodniu, nic takiego jednak się nie dzieje. Nie widać nawet zwiększenia sił białoruskich przy granicy z Ukrainą, to wciąż te same pięć batalionowych grup taktycznych. To oznacza, że albo Łukaszenka skutecznie opiera się presji Putina ws. zaangażowania armii białoruskiej w wojnę z Ukrainą, albo Putin - przynajmniej na razie – nie oczekuje tego od Mińska. W tym drugim przypadku byłoby to jednak nieco dziwne, biorąc pod uwagę rosnące potrzeby rosyjskiej generalicji na łatanie luk na froncie choćby zagranicznymi najemnikami, jak też chęć Kremla wciągnięcia w konflikt kolejnych krajów. Być może Putin uznaje (może przekonuje go w tym Łukaszenka), że wejście białoruskiej armii w starcie z Ukrainą niesie zbyt duże polityczne ryzyko, większe niż korzyści militarne. Biorąc pod uwagę nadchodzące z Białorusi wieści o niechęci wojska do walki z Ukraińcami, zmuszanie go do walki mogłoby się zakończyć spektakularnym przechodzeniem części żołnierzy białoruskich na stronę ukraińską oraz osłabieniem reżimu Łukaszenki w kraju. Białorusini, nawet ci popierający dyktatora, nie chcą wojny. Moskwa może więc kalkulować, że w takiej sytuacji nie ma co ryzykować destabilizacji na tyłach rosyjskich wojsk atakujących Ukrainę z północy.

Dlaczego Łukaszenka próbuje uniknąć oficjalnego bezpośredniego udziału w wojnie? Po pierwsze, boi się, że wysłanie białoruskich żołnierzy na nieswoją wojnę, na dodatek z krajem, z którym Białoruś miała zawsze przyjazne relacje (sam Łukaszenka cieszył się wśród Ukraińców bardzo dużą popularnością), będzie jedną z jego ostatnich decyzji. W przypadku buntu, może nawet części armii, a przede wszystkim społeczeństwa, Łukaszenka przestanie być użyteczny dla Moskwy i Rosjanie mogą go wtedy wymienić na już kompletną marionetkę i rozpocząć faktyczną okupację Białorusi. Po drugie, jak uważają niektórzy analitycy, Łukaszenka mimo wszystko wciąż chce zachować sobie niewielką furtkę do ewentualnych rozmów z Zachodem. Któż bowiem może dziś przewidzieć, jak potoczą się losy Rosji i Putina? Wysłanie czołgów na Ukrainę już kompletnie spaliłoby mosty, o których zachowanie Łukaszenka dba choćby występując z inicjatywą mediacji między Moskwą a Kijowem (obecne techniczne rozmowy obu stron rozpoczęły się wszak na terytorium białoruskim). Rozmowy Łukaszenki z Zachodem - brzmi nierealnie? Wcale nie. Wszak 26 lutego, a więc już po wybuchu wojny, do białoruskiego dyktatora zadzwonił prezydent Francji Emmanuel Macron.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski