Lokatorzy trafili do hotelu przy ulicy Łozowej. Część zdecydowała się zamieszkać u rodzin. Mimo że od pożaru minęło już kilka dni, mieszkańcy wciąż nie wiedzą, kiedy będą mogli wrócić do swoich domów.
- W autobusie, który podstawiono pod kamienicę poinformowano nas, że wszystko nie potrwa dłużej niż trzy dni - opowiada Krystyna Gorbeczka, która wraz z rodziną musiała opuścić dom. -Na zabranie najpotrzebniejszych rzeczy dano nam pięć minut. A i tak strażacy i policjanci ciągle nas poganiali.
Pani Krystyna nie zdążyła zabrać podręczników szkolnych swojego syna. Jej sąsiadka, pani Bożena nie zabrała lekarstw. Teraz nie mogą wrócić nawet po to.
-Wiemy już, że przedstawicielka administratora kamienicy będzie miała klucze. Mamy się z nią kontaktować, jeśli zechcemy zabrać coś ze swoich mieszkań. Zupełnie nie wiemy jednak, kiedy to nastąpi -żali się Bożena Gorbeczka. I dodaje: - W ogóle nie jesteśmy o niczym informowani. O naszym dalszym losie dowiadujemy się z gazet, radia i telewizji.
Ogień strawił klatkę schodową kamienicy i schody. Strażacy ugasili go zanim zdążył wedrzeć się do mieszkań.
- Wszystko w naszych domach przesiąknięte jest dymem. Kiedy otworzyłam torbę u rodziny okazało się, że wszystkie ubrania po prostu śmierdzą. Od razu włączyliśmy pralkę - mówi Krystyna Gorbeczka.
Wiele mieszkań straciło też okna. Strażacy, aby dostać się do pomieszczeń, musieli je wyważyć. Pożar naruszył jednak przede wszystkim konstrukcję schodów znajdujących się w kamienicy. Dlatego trzeba było ewakuować część mieszkańców. W domach pozostali jednak mieszkańcy oficyny. Prąd im podłączono, wciąż jednak nie mają w mieszkaniach gazu.
- Osiem lat temu w naszej kamienicy spaliło się jedno z mieszkań. Wtedy, ze względów bezpieczeństwa również odcięto nam gaz. Na ponowne przyłączenie czekaliśmy ponad cztery lata - opowiada smutno Karolina Patrzek. To ona zawiadomiła strażaków. Ona też ratowała sąsiadów gorącą herbatą. Podstawili dla mieszkańców autobus. Nikt nie pomyślał, że wybiegli z domów w samych kapciach i bez kurtek. Nawet nie zapewniono gorących napojów.
Mieszkańcy kamienicy wiedzą, że czeka ich dużo pracy w domach. Wszystko trzeba posprzątać. Chcieliby jednak móc tam wrócić jak najszybciej.
- Przecież w kamienicy są dwie klatki schodowe, możemy korzystać z tej drugiej - mówi B. Gorbeczka.
Wszystkie uwagi mieszkańców przedstawiłyśmy Miejskiemu Przedsiębiorstwu Gospodarki Mieszkaniowej.
- Pracuję niemal non stop od momentu, gdy zgłoszono pożar. Załatwiłem dwudziestoczterogodzinną ochronę. Do budynku wpuszczani są tylko mieszkańcy. Jeszcze w dniu pożaru, elektryk zrobił takie obejście, by lokatorzy w oficynie mogli jakoś funkcjonować - broni się przed zarzutami mieszkańców Sławomir Jóźwiak, kierownik BOM-u nr 5. - W czwartek od rana wspólnie z ubezpieczycielem spisywaliśmy protokół strat. Po południu spotkałem się z firmą, która prawdopodobnie będzie usuwać szkody wyrządzone przez pożar. W piątek gazownicy potwierdzą, czy nie da się zrobić obejścia dla gazu, by doprowadzić go do oficyny.
Kierownik od wczoraj informuje mieszkańców o tym, z kim się skontaktować, by móc wejść po niezbędne rzeczy.
Budynek skontrolował też wczoraj Paweł Łukaszewski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.
- Akurat spotkałem firmę gazowniczą. Jej pracownicy potwierdzili, że jest możliwość podłączenia gazu do oficyny - tłumaczył nam chwilę po opuszczeniu budynku. - Zwróciłem też uwagę na to, że stropy w kamienicy są drewniane. Prawdopodobnie nasiąknęły wodą. Trzeba zrobić odkrywki i to sprawdzić. Brak podstawowych mediów i stan budynku nie pozwalają na powrót lokatorów. Myślę, że przy sprawnych ekipach fachowców remont wcale nie potrwa długo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?