Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikrokosmos w alkoholu

Danuta Pawlicka
Mikrokosmos w alkoholu
Mikrokosmos w alkoholu Grzegorz Dembiński
Jedne przechowuje się w alkoholu, inne podgrzewa lub podmraża. Pojawiła się właśnie szansa, że najcenniejsze i unikatowe okazy ze zbiorów - Wydziału Biologii UAM będzie można oglądać.

Zbiory Przyrodnicze Wydziału Biologii UAM w Poznaniu są jedynym skarbem w całej uczelni, który ma klimatyzowaną atmosferę, odporne na ogień szuflady i strzegą go specjalne śluzy zabezpieczające przed inwazją szkodników. A wyjątkowo cenna kolekcja roztoczy, jedna z największych na świecie, chroniona jest ognioodpornym sejfem. Ten poznański bank flory i fauny, który niedawno zyskał rangę najnowocześniejszej tego typu placówki w Polsce, może się zamienić w muzeum dla zwiedzających. Wtedy naukowcy pokażą nam najpiękniejsze motyle, największe chrząszcze, najbardziej zdumiewające rośliny i najdziwniejsze zwierzęta Australii.

High-tech dla chrząszczy
Zanim nowy eksponat trafi do szuflady, bądź gabloty i powiększy majątek poznańskich zbiorów, przechodzi specjalistyczną kwarantannę. Ostry reżim wyznaczony dla muzeów, jaki obowiązuje również tutaj, jest konieczny, aby ustrzec, w tym przypadku zielniki i owady, a także wypchane zwierzęta, przed unicestwieniem. Takie niebezpieczeństwo jest realne, ponieważ na eksponaty czyhają bakterie, grzyby, owady szkodniki.

I dlatego zwierzątka o miękkich organizmach przechowuje się w alkoholu, a suche formy zwierząt i zielniki podmraża, bądź podgrzewa. Niektóre kolekcje ze względu na nietrwałość zachowanej postaci, czy dziesiątków lat magazynowania, są wyjątkowo delikatne i wymagają indywidualnego traktowania. Żarłoczne szkodniki nie mają świętości dla niczego, a dowodem na to jest gablota z chrząszczami, które nie zdążyły przejść odkażającego zabiegu. Został po nich szaro-bury pył, stając się swoistym „memento mori” w tym nieożywionym świecie.

Dzisiaj naukowcy nie drżą już o stan swoich cennych zbiorów, ponieważ wszystkie pomieszczenia wyposażono w nowoczesne technologie, które chronią je nie tylko przed najpotężniejszymi żywiołami - ogniem i wodą, ale też przed kurzem i światłem. Niepożądane szkodniki latające zatrzymywane są przez siatki i śluzy z podwójnymi drzwiami. Optymalnej temperatury pilnują urządzenia klimatyzacyjne, a wypreparowane skarby spoczywają w szczelnych gablotach i szufladach zamykanych na kołowrotki.

Jednak nawet zabezpieczenia typu high-tech nie zwalniają naukowców od nieustannej konserwacji, co podkreśla prof. dr hab. Justyna Wiland-Szymańska, która kieruje Pracownią i Zielnikiem Roślin Tropikalnych mającym w swych zbiorach 150 tys. pozycji. Wszystkie więc arkusze są systematycznie przeglądane i konserwowane, przekładane, czasami czyszczone i niekiedy od nowa opisywane.
Czarna zupa
Pierwsze zdziwienie u laika przekraczającego próg muzealnego świata przyrody budzą słoiki z czarną jak smoła mazią. Ich tajemnicę szybko wyjaśniają biolodzy opiekujący się tą dziwną kolekcją, która zawiera próbki gleby ze wszystkich kontynentów. Do Poznania trafiła w jednym tylko celu: zachowania i badania fauny glebowej. Ten bogaty zbiór - składający się z 30 tys. prób! - zapoczątkował w połowie zeszłego wieku poznański uczony prof. Jan Rafalski, twórca polskiej szkoły akarologicznej (akarologia - nauka o roztoczach). To są najmniej atrakcyjne eksponaty dla oka ignoranta. Inaczej na nie patrzy naukowiec.

- W tych słoikach z próbkami gleby na pewno są nowe gatunki, które dopiero czekają na odkrycie - zapewnia dr Szymon Konwerski, niekwestionowany ekspert od fauny widocznej nieuzbrojonym okiem i tej, która wymaga mikroskopu, aby zobaczyć owadzią urodę.

Próbki gleby są poddawane jedynej w swoim rodzaju obróbce na tzw. wypłaszarkach, czyli lejkach ustawionych nad słoikami z alkoholem, gdzie „brutalnie” zostają potraktowane silnym światłem. Bardzo tego nie lubią miniaturowe żyjątka mieszkające w glebie, więc uciekają w popłochu i... wpadają do słoików. I o to właśnie chodzi muzealnikom przyrody!

Kiedyś, kiedyś dowiemy się, jakie nieznane jeszcze nauce stworzenia kryje czarna zupa.

Zapach piżma
Zupełnie odmienne skojarzenia niż ziemia w szklanym naczyniu budzą gabloty, w których niby korale nanizane na sznur, zostały przyszpilone chrząszcze. Niektóre całkiem malutkie, ledwo widoczne i bardziej pasuje do nich nazwa chrząszczyki. Wszystkie w równych szeregach jak miniaturowe wojsko gotowe do wymarszu. Trudno się oprzeć wrażeniu, że autor tego zbioru z okolic Rygi musiał być człowiekiem o niespotykanej, benedyktyńskiej cierpliwości i sumienności. W latach 1895-1903, gdy je gromadził, miał inne możliwości niż obecnie, a jednak pozostawił po sobie wyjątkowo cenny dorobek dla przyszłych pokoleń.

- Chrząszcze z Rygi, które mamy w trakcie opracowywania, posiadają, poza idealnym stanem, wszystkie cechy zbioru o charakterze naukowym. Badacze mogą się do nich odwoływać i porównywać na przykład z chrząszczami żyjącymi współcześnie - mówi dr Szymon Konwerski, biolog specjalizujący się w chrząszczach.

Egzotyczne chrząszcze budzą podziw swoimi królewskimi rozmiarami, ale i nasze rodzime zawróciły w głowie niejednemu kolekcjonerowi. Na przykład jelonek rogacz, największy, jakiego można spotkać w Polsce, niewiele tylko ustępuje tym z lasów nad Amazonką.

Dwa inne, które także wyróżniają się posturą siłaczy w owadzim środowisku - kozioróg dębosz i pachnica dębowa mają na pieńku z obrońcami dębów ragalińskich. Stare próchniejące drzewa, niestety, są ich siedliskiem i często przegrywają z żuwaczkami owadów. Ale one z kolei mają obrońcę w doktorze Konwerskim, który twierdzi, iż człowiek nie powinien ingerować w odwieczne prawa natury. Należy odpuścić dębowym szkodnikom? Tak!

W naszym regionie pachnica jest mniej znana od dębosza. Różni ją nie tylko wygląd, ale i zapach piżma. Łatwo go wyczuć nawet od zasuszonego owada przechowywanego w gablocie.

Wśród 6 000 gatunków chrząszczy występujących w naszym kraju te najpiękniejsze, jak przekonuje poznański biolog, mają tak małe rozmiary, że trzeba je oglądać pod dużym powiększeniem.
Mucha na usługach policji
- Jeszcze nikt nie odpowiedział, ile roślin i zwierząt żyje na świecie. Do dzisiaj opisano 2 miliony organizmów, w tym 400 tys. roślin. Ciągle odkrywa się nowe, także u nas dokonujemy takich odkryć - mówi prof. dr hab. Jerzy Błoszyk, dyrektor Zbiorów Przyrodniczych Wydziału Biologii na UAM.

Naukowcy prawdopodobnie nigdy nie zdołają dotrzeć do wszystkich tajemnic, jakie kryje nasza planeta. Opisują je i badają nie tylko dla poszerzenia wiedzy o świecie. Podpowiadają tematy do dalszych badań tym, którzy w przyrodzie szukają leków i podpatrują mechanizmy umożliwiające organizmom życie w najróżniejszych środowiskach.

Naukowe podglądanie przyrody coraz częściej znajduje praktyczne zastosowanie, a dobrym tutaj, ciekawym przykładem są owady, które pomagają policji ustalić czas zgonu ofiary.

Jeden z pierwszych przypadków wykorzystania wiedzy o rozwoju pewnych owadów w kryminalistyce został opisany w XIII wieku przez chińskiego filozofa Sung Tzu. Kiedy nieopodal ryżowego pola znaleziono zwłoki, także ówcześni śledczy próbowali ustalić sprawcę zabójstwa. W roli superdetektywa wystąpił właśnie Sung Tzu, który rozkazał, aby wszyscy pracujący przy zbiorze ryżu odłożyli sierpy. Tylko on wiedział, że nawet do niewidocznych śladów krwi zlecą się znane mu z wcześniejszych obserwacji owady i wskażą zabójcę. Nie pomylił się.

Każda gospodyni wie, że przechowywanie mięsa poza lodówką natychmiast zwabia głośno brzęczące muchy. Zwłoki gdziekolwiek zostaną ukryte, także przyciągają roje owadów.

- Muchy pierwsze odnajdują ciało już po kilku godzinach. Obserwacja ich rozwoju pozwala dokładnie określić czas zgonu. W Polsce entomolodzy pracują w służbie policji kryminalnej, a takich spraw, gdzie przydaje się ich wiedza, jest kilka w roku - wyjaśnia dr Szymon Konwerski, który jest członkiem zespołu zajmującego się badaniami z dziedziny entomologii sądowej.

Naukowcy chcą pokazać skarby!
Naukowcy Europejskiego Centrum Badań Jądrowych CERN pod Genewą w ramach otwartych drzwi zaprosili zwykłych śmiertelników do laboratoriów wytwarzających antymaterię i pokazali Wielki Zderzacz Hadronów.

Poznańscy biolodzy także nie chowają zazdrośnie zbiorów i już od 2008 roku zabiegają o utworzenie Uniwersyteckiego Parku Historii Ziemi. Wówczas będą mogli otworzyć sejfy ze swoimi skarbami i każdy zobaczy między innymi piękną, prywatną kolekcję motyli, którą niedawno przekazał im Rosław Lewandowski z Poznania. Złożyła się na nią kolekcjonerska pasja trzech pokoleń, a wyeksponowana całość u zwiedzających na pewno wywoła szczery zachwyt nad urodą motylich skrzydeł. Na muzealną ekspozycję czekają też bogate zbiory owadów Arkadego Fiedlera.

Według prof. Justyny Wiland-Szymańskiej, która jest także dyrektorem Ogrodu Botanicznego, udostępnienie społeczeństwu muzealnego zbioru będzie miało ogromny walor edukacyjny. Zobaczymy nie tylko kilkaset wypchanych ptaków i ssaków (w tym kiwi, kolczatkę i dziobaka), najdziwniejsze zwierzęta Australii, 1 000 ptasich jaj, przebogaty zbiór jętek, trzecie pod względem wielkości w Europie zbiory flory afrykańskiej, setki muszli winniczków.

Ale także zajrzymy tam, gdzie mogą dotrzeć tylko nieliczni - w podwodne rowy śródoceaniczne i rafy koralowe oraz w wielkopolskie mrowiska i krecie nory. Na takie podróże pozwala nowoczesna technika!

Muzeum przyrody jest na wyciągnięcie ręki, bo jest pomysł i są konkretne plany, jak ma wyglądać. Jest wola odpowiednich czynników i miejsce, gdzie można już zacząć budowę. Jest również kasa łatwa do zdobycia na ten cel. Jedyny problem polega na tym, aby ktoś zagwarantował przyszłej muzealnej placówce utrzymanie.
Mają 200 lat
Najstarsze eksponaty uniwersyteckiego zbioru pochodzą sprzed 200 lat. Duża ich część, przeważnie spreparowane zwierzęta, znajdowała się kiedyś w zlikwidowanym już poznańskim muzeum przyrodniczym. Niektóre mają pochodzenie niemieckie, przy których ocalały dawne oprawy i napisy. Do poznańskiej kolekcji różnymi drogami trafiły także ciekawe zbiory ze wschodnich rejonów, które kiedyś były w granicach Polski.

Z UAM na Harvard
Dr Piotr Naskręcki, absolwent UAM, obecnie pracuje w Museum of Comparative Zoology (Harvard University), ale jego arcyciekawe fotografie można oglądać w internecie. Szczególnie piękne są jego portrety zgarbowatych, owadów słynących z b. dziwnych ozdób w kształcie hełmów, piramidek, rogów itp. Te niezwykłe owady znane są także z wyjątkowych zachowań macierzyńskich, ponieważ własnym ciałem osłaniają młode, a nawet potrafią kopać skradającego się napastnika. Nieliczne polskie zgarbowate (znajdują się w zbiorach na UAM) nie są tak kolorowe jak te w lasach deszczowych.

Zielniki, zielniki
Zielnik Zakładu Taksonomii Roślin UAM ma 180 tys. arkuszy z roślinami krajowymi i europejskimi. Najstarsze egzemplarze pochodzą z roku 1792.

Zielnik naczyniowych roślin tropikalnych prof. S. Lisowskiego jest równie bogaty - 150 tys. arkuszy.

Wiele roślin tam się znajdujących jest dzisiaj nieosiągalnych; albo nie wolno nic wywieźć poza granice danego kraju, albo przyroda uległa zniszczeniu, a wraz z nią rośliny kiedyś powszechnie tam występujące. Kolekcja jest więc po części archiwum ginącej i niedostępnej już przyrody.

Już dzisiaj można zobaczyć „edukacyjny fragment” zbiorów na UAM. W tym celu należy się telefonicznie skontaktować z naukowcami, którzy go pokażą i opowiedzą. Grupa nie może liczyć więcej niż 15 osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski