Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mimo nadludzkich sił Andrzeja Gmitruka polski boks został znokautowany

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Andrzej Gmitruk pracował z czołowymi polskimi pięściarzami.
Andrzej Gmitruk pracował z czołowymi polskimi pięściarzami. Bartek Syta/Polska Press
Energia i determinacja. Mimo upływu lat one cechowały Andrzeja Gmitruka. Jednego z najlepszym trenerów w Polsce, który doprowadził naszych pięściarzy do medali olimpijskich i tytułów mistrzów świata. Zmarł w poniedziałek w wieku 67 lat.

Poniedziałkowy wieczór 19 listopada. Na tarasie własnego domu w Hipolitowie, 25 km na wschód od centrum Warszawy, Andrzej Gmitruk zapalił świeczkę. Ku pamięci tragicznie zmarłego syna Jakuba. Jak zginął, nie wiadomo, bo trener, choć otwarty i znajdujący czas dla każdego chętnego do rozmowy, życia prywatnego strzegł jak mało kto. Lampkę zostawił na stoliku, by się wypaliła i poszedł spać. Kilka godzin temu zerwał się z łóżka, by ugasić mały pożar. Wtedy zmarł.

O okolicznościach poinformowała żona trenera w oświadczeniu opublikowanym przez Adama Krzysztofa, właściciela kanału „Gmitruktv” w serwisie YouTube. Żona, o którą Gmitruk troszczył się wyjątkowo. Musiał, bo od kilku lat miała problemy ze stale pogarszającym się wzrokiem. Na początku 2017 r. szkoleniowiec w magazynie „Puncher” w Polsacie Sport opowiadał o trudnej sytuacji.

>>> Andrzej Gmitruk nie żyje. Wybitny trener zmarł, gasząc pożar we własnym domu<<<

- Przeżyliśmy z żoną tragedię osobistą. Żona zachorowała i trafiła do szpitala. Przeszła sześć operacji. Ostatnia była taka, że gdyby zespół lekarski spóźnił się o kilka godzin, zostałbym wdowcem. To miało olbrzymi wpływ na moją pracę. Wstawałem rano, jechałem do szpitala, ze szpitala na trening, a wieczorem musiałem zająć się małym dzieckiem. I tak przez siedem miesięcy. To wszystko odbiło się na moim zdrowiu. Trafiłem do szpitala z migotaniem przedsionków. Doktor stwierdził, że gdybym przyszedł parę godzin później, to nie byłoby mnie na świecie. Przeszedłem dwie operacje.

Później przeszedł trzecią. Na stół trafił po jednym z wielu dni trenowania zawodników. Z tego nigdy nie zrezygnował. Cały czas z wielkim zapałem. Energią, którą zarażał. Taki ponoć był odkąd zaczął trenować, czyli od 1975 r. Wtedy rozpoczął pracę z reprezentacją Polski juniorów, choć - jak wspominał - mało brakowało a sytuacja finansowa zmusiłby go do bycia kierowcą karawanu.

Dwa lata później został szkoleniowcem Legii Warszawa. To były odwrotne czasy do obecnych, gdy boks olimpijski kuleje, ściany zdobi grzyb, a o dawnych latach przypominają trofea. Stołecznych pięściarzy aż pięć razy doprowadził do drużynowego mistrzostwa Polski. Dla niego to była ogromna duma. W końcu był warszawiakiem z krwi i kości. Wychowywał się na Pradze, gdzie urodził się 14 lipca 1951 r.

W Legii trenował Kazimierza Szczerbę i Krzysztofa Kosedowskiego, którzy w 1980 r. na igrzyskach olimpijskich w Moskwie zdobyli brązowe medale. Gmitruk był przy nich, bo wtedy pełnił także rolę Czesława Ptaka. Samodzielnie objął kadrę w 1983 r.

Mając 32 lata, został najmłodszym w historii trenerem reprezentacji Polski. Z igrzysk w 1988 r. w Seulu jego zawodnicy przywieźli cztery brązowe medale. To Henryk Petrich, Jan Dydak, Janusz Zarenkiewicz oraz Andrzej Gołota. Z tym ostatnim współpracował także w 2013 r., przygotowując go do starcia z Przemysławem Saletą.

Później wyjechał do Norwegii, gdzie trenował tamtejszą kadrę. Wrócił w 1998 r. Za namową promotora Panosa Eliadesa, który prowadził m.in. karierę Lennoxa Lewisa, także został promotorem i wziął się za trenowanie zawodowców. O ile pierwsza rzecz wychodziła mu kiepsko, o tyle druga dała nam mistrza świata. Na nową drogę wszedł u boku Tomasza Adamka, którego wypatrzył podczas mistrzostw Europy. Efektem ich współpracy były tytuły mistrza świata organizacji IBF i IBO w wadze junior ciężkiej oraz WBC w wadze półciężkiej.

W kolejnych latach trenował najlepszych w Polsce, jak Mateusza Masternaka, Mariusza Wacha i Ewę Piątkowską. Od kilku miesięcy pracował z Maciejem Sulęckim, Arturem Szpilką i Izu Ugonohem. Tego ostatniego przygotowywał do walki na gali 8 grudnia. - Odszedł nie tylko świetny trener, ale też wspaniały człowiek - stwierdził w rozmowie z „Interią”.

- Siła Gmitruka tkwi w mentalności. Umie dotrzeć do zawodnika, przekazać to, co najważniejsze. Eliminuje błędy, ale z drugiej strony nie próbuje nas zmieniać na siłę. Świetny psycholog, potrafi nastawić tak, że chce się codziennie przychodzić na treningi i dawać z siebie wszystko - opowiadał Szpilka w TVP Sport. Sulęcki dodał: - Trener musiał jak Obeliks wpaść do kotła z magicznym napojem i stąd jego nadludzka siła i ta niesamowita energia, która nigdy się nie kończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mimo nadludzkich sił Andrzeja Gmitruka polski boks został znokautowany - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski