Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moda na brud, czyli dlaczego nadmiar higieny może szkodzić

Dorota Kowalska
pixabay
Jeszcze w XIX wieku higiena nie była dla człowieka tak ważna, jak dzisiaj. Może i słusznie, bo zbyt częste mycie, zbyt częste sprzątanie wcale nie uczyni nas ani szczęśliwszymi ani zdrowszymi.

Myć się czy nie myć - oto jest pytanie. Sprzątać codziennie, czy dać się kurzowi nazbierać? Ważniejsza czysta podłoga, czy może kolejna przeczytana książka? Problem, wydawałoby się błahy, wcale takim nie jest. Wystarczy poczytać fora internetowe, a tam spory, dyskusje, walka na mniej lub bardziej trafne argumenty. Więc prześledźmy historię brudu, czy raczej emocji z nim związanymi, w sieci.

Jedna z internautek tak pisze, kiedy inna na forum dopytuje o upodobania prysznicowe, czyli częstotliwość wchodzenia pod prysznic: „Ponieważ jestem już dość długo na forum gazetowym, to przy takich dyskusjach otwierają mi się „klapki” w pamięci i przypomniałam sobie właśnie jatkę na temat kąpieli małych dzieci. Czy kąpać codziennie, czy też co drugi dzień. Oczywiście awantura była niemiłosierna. I jedna z mam zadeklarowała, że jej córka nie opuściła jeszcze ani jednego dnia kąpieli od urodzenia, ani jednego, a już chyba kilkuletnia była. Forumki pytały, czy naprawdę nie zdarzyło się aby dziecko jej zasnęło w samochodzie wieczorem? Odpowiedź była taka: mąż się rozbiera, bierze córkę na ręce, włazi do wanny, a ja myję dziecko na śpiąco.”

Tak, tak - temat czystości jest równie emocjonujący jak ten dotyczący edukacji dzieciaków, leczenia, wakacyjnych wyjazdów, czy polityki.

Katherine Ashenberg we wstępie do swojej książki „Historia brudu” pisała tak: „To czy coś uznajemy za czyste, mniej zależy od naszego wzroku czy powonienia, a daleko bardziej od sposobu myślenia. Każda kultura odmiennie definiuje czystość, samodzielnie określając złoty środek między abnegacją a pedantyzmem”.

Więc niby sprawa jest prosta: codzienny prysznic, świeża bielizna, wysprzątane, pachnące mieszkanie - pewne kwestie w XXI wieku wydają się oczywiste.

Według danych Państwowego Zakładu Higieny blisko 40 proc. Polaków deklaruje, że kąpie się codziennie. Tyle tylko, że naukowcy przekonują, iż to stosunkowo za często. David Leffell, ordynator chirurgii dermatologicznej w Yale School of Medicine w Stanach Zjednoczonych tłumaczy, że wystarczy wymyć całe ciało jedynie dwa razy w tygodniu. I nie jest jedynym, który apeluje, żeby nie przesadzać z mydłem, żelami pod prysznic, szamponami. Bo substancje w nich zawarte usuwają z powierzchni skóry nie tylko kurz, ale i warstwę tłuszczu i olejków, które odpowiadają za naturalną ochronę człowieka. Co więcej, zbyt częste mycie wysusza skórę, przez co staje się bardziej podatna na uszkodzenia. Podobnie sprawa ma się z myciem włosów. Zbyt częste - usuwa naturalne łój i naturalne oleje, co powoduje ich przesuszanie, utratę blasku czy łamanie. Specjaliści i fryzjerzy sugerują, by odświeżać włosy maksymalnie raz lub dwa razy w tygodniu.

Co do dzieci, te w wieku między 6 a 11 lat powinny się kąpać co najwyżej raz w tygodniu, bo to jedynie wzmocni ich naturalną odporność. Od ponad 30 lat pediatrzy odradzają utrzymywanie przesadnej czystości wokół niemowlaków, bo ta może się przyczynić się do wystąpienia u malców astmy i różnych alergii, ostatnio mówi się nawet o chorobach serca powodowanych sterylnymi warunkach, w jakich przez pierwsze lata swojego życia przebywa noworodek..

Po prostu - ludzki układ immunologiczny ewoluował, by zwalczać codzienne zagrożenia w świecie pełnym różnorodnych bakterii. Jeśli w dzieciństwie nie stykamy się z wystarczającą ilością patogenów, organizm nie uczy się ich rozpoznawać ani z nimi walczyć. Gdy więc w starszym wieku narażeni będziemy na kontakt choćby z mikrobami, które zwykle żyją z nami w symbiozie, organizm może zareagować stanem zapalnym w postaci poważnej infekcji. Ta właśnie reakcja, jak twierdzą badacze, odpowiedzialna jest za coraz częstsze występowanie alergii i astmy.

Anna Kowalczyk, matka dwójki dzieci: - Lekarze mówili mi o tym, już po urodzeniu pierwszej córeczki, Ewy. I doświadczyłam tego na własnej skórze. Bo kiedy urodziła się Ewa, nie poszłam do pracy: nie posłałam małej ani do żłobka, ani do przedszkola. Kiedy poszła do pierwszej klasy, kilka miesięcy przeleżała w domu, właściwie cały czas chorowała. Młodsza Patrycja, wychorowała się w przedszkolu, do szkoły poszła już uodporniona. Więc pewnie rzeczywiście tak jest, że mały człowiek musi spotkać się z tymi wszystkimi bakteriami, wirusami i jakoś się na nie uodpornić. Jeśli więc nie poślemy dziecka do żłobka czy przedszkola, to odchoruje swoje w szkole. No i z czasem przestałam też wycierać córkom co pięć minut buzie, kazać im co chwila myć ręce, włączać pralkę dwa razy dziennie, bo ściągałam z Ewy i Patrycji nawet lekko przybrudzone ubrania.

Niby racja. Wiadomo, że brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko. Ale co do dorosłych, to jednak większość z nas nie wyobraża sobie dnia bez porannego czy wieczornego prysznica.

Małgorzata, bizneswomen, pracownica dużej korporacji mówi wprost, że po prostu musi rano i wieczorem wejść pod prysznic.
- Nie poszłabym do pracy bez prysznica. Nie znam też nikogo w swoim otoczeniu, kto przychodziłby rano do firmy nieświeży. Naprawdę jest różnica między kimś, kto weźmie rano kąpiel czy prysznic, a tym, kto tylko popsika się perfumami czy dezodorantem - mówi. W jej korporacji obowiązują pewne zasady: ubioru, zachowania, także higieny.

- Poza tym, w moim przypadku, to także kwestia samopoczucie. Źle bym się czuła, gdybym rano nie umyła włosów i po prostu nie odświeżyła się - tłumaczy.

Jedna z internautek pisze: „Prysznic rano to mój rytuał na dobry początek dnia; wieczorem - na dobranoc. Nie wiem z czym miałabym „nie zdążyć”, poranny prysznic włącznie z myciem włosów (mam krótkie) zajmuje mi około 10 minut. Ubranie się, wysuszenie włosów i szybki makijaż - kolejne 10. I dzięki temu zaczynam dzień, jako zadbana kobieta, a nie jako rozmemłana kura domowa w szlafroku. Bezcenna inwestycja w dobre samopoczucie o poranku”

Kolejna: „Prysznic rano i wieczorem - tylko latem, jak są upały. W innym przypadku prysznic biorę tylko wieczorem, zanim wskoczę mężowi do łóżka. Prysznic rano i wieczorem jest bez sensu, zresztą nadmierna higiena skórze nie służy. No chyba, ze ktoś mam problem z nadmierną potliwością, czy tłuszczem na włosach i po wstaniu z lóżka przypomina menela z dworca to rozumiem.”

Ale są też takie głosy: „Biorę co drugi, trzeci dzień, chyba że są upały albo idę na wyjątkowo intensywny spacer. Wieczorem najczęściej. Nie, nie śmierdzę, nie mam problemów skórnych.”

Umówimy się, aż tak wyśrubowane zasady higieny, to wynalazek najnowszych czasów. I nie ma co wracać do średniowiecza, wystarczy wspomnieć, że jeszcze w XIX wieku najważniejsze były twarz, ręce i nogi - czyli to, co mogli dostrzec inni. W większości mieszkań w ogóle nie było łazienek. I nawet budując nowe domy czy dwory nie zawsze pamiętano o ich urządzeniu. Niekiedy brakowało wyobraźni, innym znów razem nie widziano takiej potrzeby. W roku 1902 w Krakowie jedna łazienka przypadała na 389 mieszkańców, czyli na około 70 rodzin.

Co do sprzątania, tu także zdania są podzielone. Jedni sprzątają codziennie, inni raz na miesiąc, albo raz na kilka miesięcy.

Marta, 46 latka kiedyś sprzątała codziennie. Nie mogła wziąć książki do ręki, usiąść przed telewizorem, jeśli w domu był bałagan.

- Nie potrafiłam się na niczym skupić. Przychodziłam z pracy, sprzątałam mieszkanie, a potem dopiero odpoczywałam - przyznaje. W końcu sama doszła do wniosku, że to jakaś obsesja. Że w domu nie musi błyszczeć, żeby byli szczęśliwi - oni, znaczy mąż Waldek i córka Agnieszka.
- Wyluzowałam, bo nie muszę mówić, że chodziłam po prostu zmęczona: praca, gotowanie, sprzątanie - nie dawałam sobie chwili oddechu. Dzisiaj spokojnie usiądę po pracy z książką, nawet jeśli nie wszystko w koło jest wypucowane. To coś było w mojej głowie - mówi. Oczywiście, jak dawniej sprząta pewnie częściej niż przeciętna Polka, myje okna kilka razy do roku, przynajmniej raz w tygodniu ściera kurze i szoruje podłogi, ale na spokojnie, bez tego obłędu w oczach. No i nauczyła się żyć, może nie w brudzie, ale w kontrolowanym nieporządku.

Takich perfekcyjnych pań domu musi być całkiem sporo. Oto skargi panów.

„Moja żona ma obsesję na punkcie sprzątania(…). Zresztą z tym brudno to gruba przesada, bo nie jestem może wzorcowym czyściochem, ale utrzymuję otoczenie w ładzie i składzie. Żadnych porozrzucanych rzeczy, kuchnia zawsze czysta (zresztą jemy na mieście), łazienka i toaleta myta regularnie. Aczkolwiek Ona ma zawsze problem. (…). A na koniec najlepsze, przed każdą wizytą Ona sprząta jak najęta, a jak raz czy dwa razy zdarzyło mi się przyjąć gości bez sprzątania to dostała szału (ale tak naprawdę). Do tego jak jest w tym szale to potrafi wejść na pokoju dziecka i pozrzucać mu zabawki z półek, pokopać to co jest na dywanie i każe naszemu synkowi to sprzątać i to w godzinę, bo będzie na coś tam szlaban. Jak z tym żyć?” - pyta jeden z internautów.

Inny: „Też kiedyś tak miałem ze swoją byłą dziewczyną. Miała jakiś problem z tym sprzątaniem, chyba jakąś nerwicę natręctw. A teraz z tego co wiem jest sama i sobie może sprzątać do woli.”

Ale bywa i tak: „Nie ma mnie w domu od godz. 6.00 do godz. 18. 00. Zapewniam rodzinie godne warunki materialne. Planuję wydatki. Załatwiam wszelkie sprawy urzędowe i administracyjne. Pomagam w zakupach. Wszędzie ją zawożę samochodem. Doradzam przy kupnie ciuchów, podobno mam niezły gust. Nie pomagam w domu (nic oprócz wynoszenia śmieci i załadowania zmywarki) i słabo zajmuję się naszą córeczką. Po prostu o godz. 21 jestem już w łóżku. Moja żona też pracuje. Nie musi gotować i nie gotuje (choć potrafi), bo często jemy na mieście. Fakt, że rano przygotowuje mi śniadanie i prasuje koszule. Czasem załaduje pralkę. Bardzo dużo czasu poświęca naszej córce. Jest niezorganizowana i ma totalnie gdzieś, czy jest w domu posprzątane. W łazience brudne ubrania walają się po podłodze, kuchnia zarąbana jest garnkami i szklankami i talerzami, jak nie zaniosę po sobie talerza po obiedzie w niedzielę z salonu, to stoi tak do czwartku. Torby z zakupami nierozpakowane non stop stoją w przedpokoju, póki ich ja nie rozpakuję. Nigdy nie mogę nikogo zaprosić do domu, bo jest gorzej niż gdybym mieszkał z kolegą. Czy to jest normalne jesteśmy po ślubie od 5 lat? Czy u Was w domu jest podobnie? Czy to ze mną jest coś nie tak czy z nią?” - pyta zrozpaczony internauta o nicku „zmę-czony2000”

Właśnie, sprzątanie sprzątaniem, ale zdrowy rozsądek warto zachować - jakąś równowagę znaleźć. Trzeba jednak wiedzieć, że płyn do mycia szyb, mleczko czyszczące, środek na kamień, tłuszcz i rdzę nie tylko czyszczą, ale i negatywnie wpływają na środowisko, a także na nasze zdrowie. Dostając się do organizmu poprzez drogi oddechowe czy skórę mogą wywoływać alergie i szereg innych chorób.

Na szkodliwość chemicznych środków czystości zwrócił uwagę zespół norweskich naukowców z Uniwersytetu w Bergen. Badacze wykazali, że kobiety, które regularnie używały detergentów miały mniej wydajne płuca. O swoim odkryciu poinformowali na łamach czasopisma „American Thoracic Society’s American Journal of Respiratory and Critical Care Medicine”.

Naukowcy przeanalizowali dane dotyczące 6 tys. kobiet w wieku ok. 34 lat. Sobie obserwacje prowadzili przez ponad dwie dekady, mając na uwadze długofalowe efekty kontaktu z detergentami. Co się okazało?

U narażonych na działanie środków chemicznych kobiet szybciej malała natężona objętość wydechowa pierwszosekundowa (FEV1) oraz natężona pojemność życiowa (FVC). Mówiąc ogólnie ‒ u kobiet, które regularnie używały chemicznych preparatów do czyszczenia, stwierdzono spadek czynności płuc. Okazało się również, że kobiety, które używały do sprzątania chemikaliów, częściej chorowały na astmę.

Zdaniem badaczy, negatywny wpływ regularnego stosowania chemicznych detergentów ma zbliżony wpływ na zdrowie, jak wypalanie paczki papierosów dziennie przez około 20 lat. Tak, tak paczki papierosów dziennie!

Okazało się również, że kobiety, które używały do sprzątania chemikaliów, częściej chorowały na astmę.

Oddajmy w takim razie głos kobietom.
Jedna z internautek: „Sprzątamy wtedy, kiedy jest, co sprzątać. Zwariowałabym, gdybym miała latać kilka razy w tygodniu z odkurzaczem, mopem, szmatą. Wracam z pracy padnięta i dość późno, zjem coś i wolę się zrelaksować, a nie zapierdzielać z błyskiem w oku i mopem w łapie. W weekendy wolę odrabiać zaległości w spaniu, pielęgnowaniu pasji pozadomowych i rozrywkach. Czasem bywa więc bałagan i trochę kurzu oraz sierści, ale staramy się nie dopuszczać do rozwoju obcych form życia w chałupie - po posiłku zawsze pozmywane, pranie też regularnie jest robione, bo mamy dość mało dyżurnych ubrań. Reszta jest kwestią umowną i nie ma harmonogramu prac, posiłków też nie, bo od tego bym świra dostała.”

Kolejna: „W nas odkurzanie i większe sprzątanie odbywa sie w weekend. W tygodniu nie mamy na to czasu, bo pracujemy, a dom duży. Czasem jak mnie kurz denerwuje, to odkurza sie na szybko podłogę w tygodniu. Pewnie jakby siedziała w domu, to by mnie to bardziej denerwowało i latałabym z odkurzaczem częściej. Ogólnie ogarniam wszystko na bieżąco, kuchnie sprzątam codziennie wieczorem (zlew, kuchenka, blaty, podłogi). Pralka też chodzi codziennie (ja lubię prać!), w weekend to nawet po kilka razy dziennie (ręczniki, pościel, itp). Ale u mnie porządne odkurzanie i sprzątanie, to jest pod wszystkimi meblami, wszystkie szafki, listwy przypodłogowe, mycie podłóg (nie mam dywanów), zajmuje około 4 godzin i takie robie średnio raz na miesiąc.”

I taki jeszcze głos: „Sprzątam, jak widzę, że trzeba. Przy dwóch kotach często odkurzam, ale codziennie tylko na wiosnę, podczas wzmożonego linienia. Na pewno nie zmieniam ręczników ani pościeli raz w tygodniu. Fajnie jest mieć porządek, ale ludzie z hoplem na tym punkcie (na ogół kobiety) wyzywające całą resztę od brudasów omijam z dala, bo to może jest zaraźliwe, a na pewno niezdrowe.”

Ale bywa i tak: „Tylko w pierwszą niedziele miesiąca. Albo w ostatnia, jakoś tak.”

Cóż, każdy ma swój rytm walki z zarazkami, bakteriami, kurzem. Ale tak naprawdę chodzi przecież o to, żeby być w życiu szczęśliwym. Żeby nas to mycie, szorowanie, pryszni-cowanie, kąpanie, sprzątanie nie przytłoczyło. Forów i blogów, na których pisze się o tym, jak nie zwariować i cieszyć sieżyciem jest chyba tyle samo, ile tych, o tym, co lepsze: brud czy astma. Wybrałam jeden, skoro już w sieci pozostajemy - „Marta Pisze. Blog o życiu z uśmiechem.” Autorka wymienia siedemnaście sposobów na to, aby osiągnąć w życiu szczęście. Osiemnasty punkt, ostatni, jest taki: „Nie kieruj się listami i zasadami, które musisz spełniać, by być szczęśliwy. Nie bierz wszystkich porad na blogach za pewnik. Nie uważaj poradników za swoją Biblię. Rób to, co cię uszczęśliwia. Bo tylko ty sam możesz zrobić to dobrze.”

I to byłaby bardzo dobra puenta.

To również może Cię zainteresować:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści (5) - oszustwo na kartę NFZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Moda na brud, czyli dlaczego nadmiar higieny może szkodzić - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski