18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moda na lata 90. Zobacz hity i gadżety z epoki [ZDJĘCIA]

Jacek Sobczyński
Bogusław Linda - filmy z jego udziałem w latach 90. biły rekordy popularności
Bogusław Linda - filmy z jego udziałem w latach 90. biły rekordy popularności
W sobotę grupka zapaleńców z Agencji Muzycznej Beatmania organizuje w poznańskim klubie Buena Vista imprezę pod hasłem "Kochamy lata 90-te!". Stało się zatem to, o czym od kilku sezonów przebąkują znawcy popkultury - moda na lata 90. powoli powraca. My przedstawiamy krótką charakterystykę codzienności lat 90.

Muzzy in Gondoland? Spodnie Lenary? "Hej, hej, tu NBA"? Jeśli powyższe nazwy i hasła nic Wam nie mówią, znaczy, że nie pamiętacie tego, jak wyglądała Polska lat 90. A szkoda, bo warto ją znać. Zapraszamy więc na wspomnieniową podróż do czasów, w których internet i telefony komórkowe były wyznacznikami luksusu. A konkretnie: spróbujemy odtworzyć jeden dzień. Dzień z życia w początkach lat 90.

Ranek
"Dzieci, pobudka!" - ten poranny okrzyk pozostaje niezmienny od dziesiątek lat. Reszta - niekoniecznie. Czy dzisiejsze maluchy zerwałyby się z łóżka, by napić się legendarnego cola cao? Oczywiście, że nie, ponieważ ten kultowy smakołyk lat 90. dawno znikł ze sklepowych półek. Cola cao kupowało się przede wszystkim dla figurek piłkarzy, dodawanych do każdego opakowania.

Sprzyjającą koniunkturę na rynku szybko wyczuli inni i tak Nesquik szybko odpowiedział dodawanym gratisowo do pudełek shakerem. Kto nie lubił mleka, ten mógł napić się rano herbatki owocowej na zimno. Albo soku z kartoników, przeżywających wówczas apogeum popularności .
Tymczasem to nie koniec frykasów na śniadaniowym stole. Suche płatki owsiane zostały w latach 90. wyparte przez ich smakowe, zbożowe odpowiedniki. Były też znienawidzone przez dentystów kanapkowe kremy czekoladowe i orzechowe.

Jeszcze tylko umyć zęby (najlepiej szałową pastą o smaku coli, nakładaną na szczotkę, zmieniającą kolory), przepłukać włosy szamponem Johnson’s, sygnowanym hasłem "no more tears" ("to znaczy, że nie szczypie w oczy" - podszeptywało zachęcająco dziecko z telewizyjnej reklamy) i już można było wybiec do szkoły. W tym czasie mamy i babcie spalały kalorie, wyginając się przed telewizorem, gdzie co rano emitowano lekcje aerobiku.

No i jeszcze starsze, licealne potomstwo… Ci woleli chodzić do szkoły własnymi ścieżkami, wydeptanymi nieco podniszczonymi glanami, obowiązkowo ze słuchawkami walkmana na uszach. A w nich Kasia Nosowska śpiewała im, że "w moich słowach słoma czai się", a Tomek Lipnicki z Illusion przestrzegał przed tym, który "bierze nóż, wychodzi nocą szukać dnia".

Południe
Już wtedy szkoła była wybiegiem mody nastolatków. Jedni nosili legendarne, zamszowe buty Vansy, które robiły wrażenie… dopóki nie zostały podeptane na pierwszej przerwie. Bogatsi mogli zadziwić adidasami z wmontowanym w podeszwie światełkiem, migocącym przy każdym kontakcie buta z podłożem. Starsi licytowali się sportowym obuwiem firm Sprandi, Slazenger czy Robbins z charakterystyczną, brytyjską flagą z boku.

Do połowy lat 90. wśród spodni dominowały jeansowe marmurki, zastąpione później przez legendarne, noszone nisko lenary (z obowiązkowym, białym obszyciem) lub crossy, które z daleka można było rozpoznać po olbrzymiej, białej naszywce nad tylną kieszenią. Bardzo popularne były wielobarwne bluzy bez ściągacza, jednobarwne kangurki firmy Fruit Of The Loom, kolorowe, puchowe kurtki i plecaki firmy Enrico Benetti.

Rockowa młodzież rano nakładała na siebie jeansowe katany i flanelowe koszule w kratę, kupione z reguły na osiedlowym bazarku lub w pobliskiej hurtowni. I oczywiście czarne lub czerwone bandanki, obowiązkowo wiązane na głowie. Z kolei ówcześni dresiarze lubowali się w podróbkach Adidasa z czterema paskami u boku oraz czapkami z emblematami amerykańskich drużyn koszykówki. Koniecznie z zagiętym do niemożliwości daszkiem! Popularnego "kaczora" można było zrobić łatwo - wystarczyło tylko owinąć daszkiem puszkę z napojem, całość zaś związać na pół dnia sznurkiem.

Rywalizację wśród najmłodszych dało się wyczuć, oglądając zawartość tornistra. Miałeś kolorowy piórnik Herlitza z zestawem kredek, pisaków, przegródką na plan lekcji, dwukolorową gumką (jedna strona wycierała ślady ołówka, druga starała się robić to samo z długopisem) i szkolnym fetyszem małolatów - korektorem? Gratulacje! Byłeś zatem w drużynie najfajniejszych ludzi w klasie. Warto było pochwalić się zeszytami z podobiznami drużyn piłkarskich z mundialu w USA lub polskich muzyków, m.in. Artura Gadowskiego (IRA), Kayah i Atrakcyjnego Kazimierza. Plecak wypadało zaś ozdobić breloczkiem - na przykład z metalową piłką do kosza lub ohydnym, różowym kościotrupem. Naturalnie zmieniającym kolory pod wodą.

Tymczasem licealistów interesowały już inne rzeczy. Pierwsze klasy poznawały się - jak kiedyś ich rodzice! - wpisując nawzajem do tzw. złotych myśli. Starsi drżeli przed maturą (i w przypadku chłopców wiszącą jak widmo wizją służby wojskowej), popalając w zaciszu szkolnych toalet carmeny i caro (wersja tańsza) lub smakowe crazy i aromatyczne maxwelle (wersja droższa). Furorę robiły kultowe Kalendarze Szalonego Małolata, pisane przez Jacka Prześlugę, wówczas naszego redakcyjnego kolegę, i przegrywane na popularnych "jamnikach" kasety.

Do połowy lat 90. młodzież zasłuchiwała się w pełnych bólu tekstach Eddiego Veddera (Pearl Jam) i Kurta Cobaina (Nirvana), później do głosu dochodził także hip-hop i popularniejsze gwiazdy muzyki elektronicznej z The Prodigy na czele. A na spędzanych w parku wagarach zawsze musiał pojawić się ktoś z gitarą, kto zaintonował pierwsze wersy "Kocham Cię jak Irlandię" Kobranocki.

Co na początku lat dziewięćdziesiątych robili ich rodzice? Część rozkręcała własne interesy, inni wybierali stabilizację i pracę w sektorze państwowym. Do pracy dojeżdżali zatłoczonymi do granic możliwości ikarusami, ale tez własnymi fiatami 126p, cinquecento, polonezami caro lub sprowadzanymi z zachodu powypadkowymi golfami. Z większości radioodbiorników sączyły się łagodne głosy Tadeusza Sznuka i Zygmunta Chajzera z radiowej "Jedynki". Nie istniało też pojęcie przerwy na lunch ani wspólnych wypadów na lunch. Każdy sam przynosił do pracy swój obiad- zwykle w postaci zawiniętej w pozłotko bułki z szynką lub serem.

Popołudnie
Ileż pracujący rodzice musieli wyczekiwać na swoje pociechy, którym nigdy nie kwapiło się do wychodzenia ze szkolnych świetlic! Podobno miały one służyć odrabianiu lekcji jeszcze w szkole… tak, jasne. No bo jak tu powtarzać matmę, gdy pani świetlicowa uległa namowom i puściła kolejny odcinek bajek Hanna-Barbera na wideo, koledzy z tyłu prowadzą świetlicowy punkt wymiany obrazkami z gum i naklejkami firmy Panini, a jakby tego było mało, zawsze można pobawić się w berka, w latach 90. noszącego wymowną nazwę "gonita". Alternatywą były lekcje angielskiego wraz z Muzzym - kudłatym, zielonym stworem z krainy Gondoland, dziwnym trafem świetnie władającym językiem Szekspira.

Nie, dzieciaki, czas do domu. Jeszcze tylko zahaczyć o osiedlowy SAM lub jednego z rosnących jak grzyby po deszczu "prywaciarzy" i kupić coś na obiad. Asertywni rodzice z czasem nauczyli się odmawiać dzieciom, które namawiały ich w sklepach na kolejną butelkę coli ("może tym razem wygram coś w Numeromanii…"), gumy stimorol, paczkę chrupiących potworków czy plastikowe hoppiesy. Wypada przy okazji ofuknąć starsze dzieci, z uporem maniaka wydające ciężko zarobione przez rodziców dziesiątki tysięcy złotych (denominacja nastąpiła dopiero w 1995 r.) na zapiekanki, ledwie maźnięte jednolitym farszem serowo-grzybowym czy nowy, fast foodowy krzyk mody - gyrosy. I szybko do domu, bo już 16 - znak, że w telewizji zaczyna się "Tik Tak" (wtorek) lub "Ciuchcia" (piątek).

Lata 90. sprzyjały zacieśnianiu więzów rodzinnych. Domy, w których rodzice pracowali do wieczora, należały do rzadkości. Jeszcze przed godziną 17 większość rodzin spożywała wspólnie obiad - z reguły klasyczne ziemniaki z kotletem. Czasem tylko wzbogacony wchodzącymi na rynek zupami Knorra z paczki (szczególnie popularna była ostra minestrone).

Nikt nie wyłączał telewizora po "Teleexpressie" - przecież już za chwilę miał rozpocząć się blok popołudniowy. A w nim (zależnie od dnia) tak kultowe pozycje jak "Tata, a Marcin powiedział…", "Alf", "Randka w ciemno", "Muzyczna Jedynka" czy "Zulu Gula".

Młodsi zwykle chodzili spać "po dzienniku", starszym rodzice pozwalali obejrzeć znany im samym od lat 70. kolejna serię odcinków "Colombo" . Albo film - o ile oczywiście telewizja nie postawiła zapory w postaci charakterystycznej, niebieskiej planszy z napisem "Film tylko dla dorosłych". Nie było gadania - nastolatek musiał iść do pokoju, gdzie albo słuchał muzyki z radia, albo czytał (szczególną popularnością cieszył się wówczas "Pamiętnik narkomanki") albo grał na komputerze w Need For Speed, Sensible Soccer czy Mortal Kombat.

Wyjątkami, łączącymi zwłaszcza ojców z synami były transmisje z wydarzeń sportowych. I niejednemu tacie wymsknęło się pewnie głośne przekleństwo, gdy w najsłynniejszym piłkarskim meczu lat 90. bramkarz reprezentacji Polski Andrzej Woźniak najpierw wybronił rzut karny i kilkanaście "setek", strzelanych przez piłkarzy Francji, by tuż pod koniec meczu skapitulować przy prostym rzucie wolnym Youriego Djorkaeffa.

Weekend
To było coś! Można było wyspać się do 9, obejrzeć "5-10-15" (sobota) lub "Teleranek" (niedziela), rzucić okiem na "Kacze opowieści", pośmiać z żartów Pana Japy… by następnie rodzina wyciągnęła nas na wspólne zakupy czy wypad za miasto. Na przykład na działkę, gdzie tatusiowie po rozpaleniu grilla i wypiciu butelki piwa "10,5" albo EB mogli pogadać przez płot z sąsiadami o rozpalających ówczesną politykę czarnych teczkach Antoniego Macierewicza tudzież wyższości skody forman nad polonezem atu (lub odwrotnie).

W soboty oblężenia przeżywały także hale targowe i hipermarkety - w Poznaniu były to m.in. Wilmarkt, Hala Górecka czy market Jumbo. Ubierano się zarówno w sklepach odzieżowych, jak i na rynkach, skąd pochodziły tysiące eleganckich, skórzanych kurtek z Turcji. A potem, po naciągnięciu rodziców na wafelka kukuruku, album z Parkiem Jurajskim lub paczkę snacków można było wrócić do rodzinnego domu, gdzie z korytarza atakowały dywany w esy-floresy, w jadalni błyszczały się złocenia na czarno-białych regałach i skórzane obrazy, natomiast w sypialniach straszyły łatwopalne fototapety, z reguły przedstawiające zdjęcia bezludnych wysp o zachodzie słońca.

To nie były zwykłe czasy, bo w końcu jak normalna może być dekada, w której Robert Chojnacki sprzedaje milion egzemplarzy okropnej płyty "Sax & Sex"? W latach 90. Polacy zderzyli się nagle z kolorowym światem Zachodu. Mury zostały zniszczone, a komercyjne dobrodziejstwo napłynęło do nas z taką siłą, że trzeba było się powstrzymać, aby nie dostać od niego mdłości.

Były jednak lata 90. obfite w szereg wydarzeń, będących dla dorastających wówczas ludzi sumą popkulturalnych przeżyć, które nierzadko stawały się furtką dla ich późniejszych zainteresowań. Masowy szloch podczas śmierci Mufasy w "Królu Lwie". Kibicowanie Edycie Górniak w walce z irlandzkim duetem o zwycięstwo na konkursie Eurowizji w 1994 roku. Ostatnie pięć minut meczu Legia - Widzew w walce o mistrzostwo Polski sezonu 1996/97. Buńczuczne "Nauczyciele, fuck off!" Agnieszki Chylińskiej podczas ceremonii rozdania Fryderyków. "Gigi", "Yattaman" i Tsubasa. Każdy, kto dorastał w latach 90., potrafi opowiadać o tych rzeczach godzinami.

Tych zaś, którzy potępiają w czambuł dzisiejszą rzeczywistość, ostrzegamy: zobaczycie, za 20 lat dzieci będą zazdrościć, że pamiętacie czasy, w których w radiu można było usłyszeć Dodę i Ewę Farną...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski