Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morsy w Poznaniu: Morsowanie zaczyna się w głowie [ZDJĘCIA]

Anna Solak
Morsy w Poznaniu: Morsowanie zaczyna się w głowie
Morsy w Poznaniu: Morsowanie zaczyna się w głowie archiwum poznańskich morsów
Kto przy zdrowych zmysłach dobrowolnie zanurzałby się w wodzie, której temperatura nie przekracza dziesięciu stopni Celsjusza? A i to w porywach, bo woda stojąca w zimie najczęściej ma około zera. Zdarza się i temperatura na minusie, na przykład w górskim potoku, gdzie lód potrafi skuć nawet wodospad. Prócz fok i morsów żyjących w wodach Arktyki, są i morsy z Poznania, których kręci lodowata woda i brzeg pokryty śniegiem zamiast złocistego piasku. Są tu murarze, lekarze, robotnicy i prawnicy.

- Nie ma żadnych podziałów - zaznaczają morsy. Większość wchodzi do wody na kilka minut, rekordziści potrafią w niej spędzić nawet pół godziny. Co ich w tym pociąga? - Większość z nas uprawia jakieś sporty - tłumaczy Waldemar Słaby, jeden z założycieli grupy. - Morsowanie to po prostu inna forma aktywności.

Nie tacy słabi ci Słabi
Poznański Klub Morsa w 2006 roku założyli Waldemar i Anna Słaby. Rok wcześniej za namową znajomych wykąpali się w przerębli pod wodospadem w Karkonoskim Parku Krajobrazowym, nieopodal Karpacza. Waldek od razu wiedział, że spróbuje, Anna planowała tylko popatrzyć z brzegu.

- Załóż strój, najwyżej nie wejdziesz do wody - radził jej mąż. Weszła.

- To był jeden z niewielu razy, kiedy zanurzyłam się w całości - śmieje się. - Było mnóstwo pisku i zabawy. Adrenalina i dobry nastrój zapewnione już do końca dnia - wspomina.

Zamiast kataru, złapali bakcyla. Wrócili do domu i postanowili zająć się tym na dłużej. Dodatkowym argumentem był fakt, że w okolicy jest kilka jezior, które idealnie nadają się do takich kąpieli. Pierwszą kąpiel zorganizowali w sylwestra. Poszło gładko, więc zaczęli myśleć o kolejnych. Wiadomość o tym, że w Kiekrzu kąpią się morsy, rozeszła się błyskawicznie. Znajomi powtarzali ją znajomym, sąsiedzi sąsiadom. Do tej pory właśnie tak dołączają nowe osoby. Pomaga w tym jedynie konto na Facebooku i w niewielkim stopniu internetowa strona. Anna Słaby dodaje, że kąpiele w zimnej wodzie opóźniają biologiczne starzenie się komórek, co zostało udowodnione naukowo. A to tylko jeden z argumentów, które przemawiają za morsowaniem.

W przeciwieństwie do innych grup tego typu, poznańskie morsy nie są sformalizowane. Nie ma tu stałej opłaty członkowskiej ani zatwierdzonego statutu.

- Tam, gdzie zaczyna się biurokracja, tam kończy się zabawa - twierdzą założyciele grupy. Ich zdaniem i bez tego wszystko funkcjonuje wyśmienicie. Trzeba kupić paliwo do piły spalinowej albo oddać ją do serwisu? Kto może, ten zrzuca się do wspólnego wydatku. Albo co roku na prezenty dla dzieci z domu dziecka. Pomagają potrzebującym rodzinom w ramach Szlachetnej Paczki i zwierzętom z Fundacji Animalia.

- W tym roku zebraliśmy nawet więcej niż planowaliśmy - cieszy się Anna Słaby. Prócz tego oddają krew i są zadeklarowanymi dawcami szpiku, a między sobą przyjaźnią się tak bardzo, że mogą na siebie liczyć w każdej trudnej sytuacji.

Waldemar jest budowlańcem. Poza pracą kręcą go motocykle, siatkówka i bieganie.

"Żona prezesa", jak żartobliwie nazywa samą siebie Anna, jest szarą eminencją klubu. Pełni funkcję kogoś na kształt rzecznika prasowego, chętnie odpowiadając na wszelkie pytania i wątpliwości. Pracuje w urzędzie statystycznym, po pracy razem z mężem jeździ na motorze.

20 sekund na dobry początek
Łukasz Sobala to również wulkan energii. Na co dzień produkuje lizaki, po godzinach morsuje i biega w maratonach. Startował już m.in. w kilku poznańskich edycjach, ukończył też biathlon i Bieg Wygasłych Wulkanów, a także coś dla prawdziwych twardzieli - Bieg Katorżnika w Lublińcu. O tym, jak wiele wysiłku wymaga ten wyścig, prócz nazwy świadczy też fakt, że jednym z jego organizatorów jest wojskowa jednostka komandosów.

- Łuciu biega wszystko, co tylko można wybiegać - mówi Anna Słaby.

Czy morsowanie mu w tym pomaga? Pewnie tak, skoro na początku grudnia w samej bieliźnie przebiegł toruński półmaraton św. Mikołajów, czym wzbudził powszechne zainteresowanie.
- Pierwszy raz w wodzie było strasznie zimno - śmieje się Łukasz. Początkowo też chciał tylko popatrzeć. Ostatecznie zdecydował się i wszedł do jeziora w samych slipach. Wytrzymał 20 sekund i natychmiast wyskoczył z wody. Ale wrócił.

Znajomych, którzy zabrali go do Kiekrza, nie ma już w grupie, on sam w tym roku rozpoczął już piąty sezon morsowania. Morsy przyznają, że w ciągu siedmiu lat nie zdarzyła im się żadna niebezpieczna sytuacja, jak problemy z sercem czy wypadek w wodzie.

- Raz tylko ktoś wszedł do przerębli i nie mógł sam z niej wyjść - mówi Łukasz Sobala. Ponadto zdarzają się drobne skaleczenia o krawędź lodu, bo ochłodzona skóra mniej czuje podrażnienia. O szoku termicznym też nie może być mowy, bo ten jest możliwy tylko latem, gdy temperatura powietrza znacząco różni się od temperatury wody. Inna rzecz, że na kąpielisku zawsze obecny jest przynajmniej jeden ratownik medyczny, a wraz z nim prywatny ambulans. Jest nawet lekarz, który sam też morsuje.

- Wprawdzie okulista, ale zawsze lekarz - śmieje się Anna Słaby.

Prawie jak w "Titanicu"
W jednej ze scen kultowego filmu Jamesa Camerona, Leonardo DiCaprio (w roli Jacka) stara się uratować Kate Winslet (Rose) przed skokiem za burtę. Mówi jej wtedy, że kiedy człowiek wpada do tak lodowatej wody, czuje jak miliony igiełek wbijają się w jego ciało.

- Gdy ciało jest nagrzane, zimno zaczyna powoli działać na skórę i wtedy faktycznie odczuwa się te "igiełki" - przyznaje Waldemar Słaby. - Ale po wyjściu z wody jest wręcz odwrotnie - dosłownie uderza nas fala gorąca - tłumaczy.

Wśród poznańskich morsów jest więcej mężczyzn niż kobiet, ale jak mówią założyciele grupy, tych drugich ciągle przybywa. Nie ma na to żadnego wyjaśnienia, jedyną prawidłowością, która o tym decyduje, jest indywidualna reakcja na zimno. Jedni mówią, że czują ucisk, jak gdyby słoń usiadł im na piersiach, inni są zaskoczeni tym, że prawie nic nie czują. Nie każdemu morsowanie przypada do gustu. Niektórzy rezygnują już po pierwszej kąpieli. Zdecydowana większość jednak wraca, a z biegiem czasu odczuwa pozytywne efekty morsowania. Anna Słaby opowiada, jaką ulgę odczuwa się podczas zimowej kąpieli po całym dniu pracy.

- Taką kąpiel traktować można jako formę relaksu - twierdzi. - Ostatnio mnóstwo pracowałam i spałam zaledwie trzy godziny. Wiedziałam, że kiedy wejdę do wody, wyjdę jak nowo narodzona. I tak właśnie się stało.

Wszyscy troje zgodnie przyznają, że to mit, że morsy w ogóle nie czują zimna.

- My też marzniemy w zimie, tyle że znacznie mniej. Poza tym odczuwamy to w zupełnie inny sposób - prostuje Anna Słaby.
Jej mąż dorzuca, że mors właściwie się nie przeziębia. To po prostu niemożliwe.

- Nie łapiemy kataru jak inni ludzie - zapewnia. - Inna sprawa, że morsowanie nie uchroni nas przed wirusami. Te dopadają nawet ludzi, którzy się przed nimi szczepią - wyjaśnia.

Łukasz Sobala potwierdza, że znajomi z pracy często dziwią się, gdy złapie jakąś infekcję. - A przecież nie jesteśmy nadludźmi - śmieje się.

Morsowa poczta pantoflowa
Gdy zima jest ciepła, od razu wchodzi się do wody. Jeśli jest skuta lodem, najpierw trzeba wyciąć przerębel. Niezbędna jest tu piła spalinowa. Już samo przygotowanie kąpieliska jest gratką dla nowicjuszy. W tej chwili morsów jest tak dużo, że dziura w lodzie ma powierzchnię 25 metrów kwadratowych. Zanim morsy "dorobiły się" piły, kruszyły lód siekierami.

- To dopiero była rozgrzewka - wspominają.

Kiedy powstanie już dziura odpowiedniej wielkości, potrafi się przez nią przewinąć nawet sto osób. Morsy muszą wchodzić do wody mniejszymi grupkami, bo wszyscy naraz nie są w stanie się zmieścić. Podczas gdy większość z utęsknieniem wypatruje ocieplenia, oni cieszą się na każdy spadek temperatury. "W tym sezonie pogoda nas nie rozpieszczała, mieliśmy zaledwie pięć kąpieli w przerębli" - piszą na swojej stronie.

Najstarszy z nich ma 70 lat, najmłodszy… 3.

- Niekiedy rodzice przyjeżdżają z dziećmi i jest płacz, bo dzieci myślą, że jest tak samo jak latem: piasek, wiaderko, ciepła woda - opowiada Anna Słaby. - Inne z kolei mają wielką frajdę i od razu wbiegają do wody.

Obecnie klub morsa skupia kilkudziesięciu amatorów zimowych kąpieli. Jest grono stałych osób, które nie opuszczą żadnego spotkania, inni wpadają tylko od czasu do czasu. Żeby wstąpić do grupy, nie trzeba spełnić żadnych specjalnych wymagań. Wystarczy cieszyć się dobrym zdrowiem i nie bać się zimna. Klub jest otwarty na nowych członków. Zazwyczaj odbywa się to tak, że ktoś komuś napomknie o tym, co robi. Najtrudniej jest się przełamać - rozebrać do stroju kąpielowego na mrozie i zanurzyć stopy w lodowatej wodzie. Podczas kąpieli trzeba przestrzegać kilku podstawowych zasad. Po pierwsze - ciepła czapka i rękawiczki. Te ostatnie są konieczne, by nie stracić czucia w opuszkach palców. Po drugie - rozgrzewka. - Niektóre morsy, w tym moja żona, nie rozgrzewają się przed wejściem do wody - mówi Waldemar Słaby. - Ale to zdecydowanie pomaga. Jest tylko jedna podstawowa zasada - nie wolno się spocić - ostrzega. Więc ćwiczą. Przysiady, podskoki, pajacyki, skłony… - Wystarczy nawet piętnaście minut rzucania do siebie szmacianą "Zośką" - zapewnia Waldemar Słaby.
Ślimak, ksiądz i klocek Lego
Poznańskie morsy razem wyjeżdżają za granicę, organizują spływy kajakowe, ogniska, a latem wspólne grillowanie. Tradycją są też liczne przebieranki - na mikołajki, Halloween i obowiązkowo pierwszy dzień wiosny.

- Trzeba przyznać, że wtedy każdy wyjątkowo się stara - mówi Łukasz Sobala. - Mieliśmy już pszczółkę, księdza, zaporoskiego Kozaka, nawet Elvisa - wylicza.

Były i bardziej abstrakcyjne kostiumy, takie jak klocek Lego albo tampon. On sam był już bobasem i panienką lekkich obyczajów. W blond peruce jechał przez całe miasto, by od razu wysiąść z samochodu w nowej odsłonie. Na stopach miał kilkucentymetrowe szpilki, w których potem wskoczył do wody. Żeby je założyć, musiał wyciąć otwory na pięcie, bo jest słusznego wzrostu i jego rozmiar buta to 49. Jednak największą furorę zrobił wtedy, kiedy przebrał się za ślimaka i… dosłownie wypełzł zza samochodu.

- Teraz każdy tak się napina, że nie ma czasu na zabawę, a u nas profesor akademicki zakłada perukę afro, wygłupia się i po prostu świetnie się bawi - mówi Waldemar Słaby.

Starają kąpać się regularnie, choć wiadomo jak to bywa z czasem. Spotykają się co niedzielę o godzinie 11 na leśnym parkingu nad Jeziorem Kierskim, 12 kilometrów od Poznania. Jezioro w tym miejscu ma dno bardzo piaszczyste i stopniowo opada w dół. Jest więc bezpiecznie, nie trzeba bać się nieprzewidzianych ustępów. Jeśli komuś akurat nie pasuje niedziela, skrzykuje mniejszą grupę w środku tygodnia. Regularne niedzielne kąpiele są dokumentowane przez Zuzannę, córkę państwa Słaby.

Kto może zostać morsem? - Absolutnie każdy! - zachęca Anna Słaby. - Morsowanie zaczyna się w głowie. Jak ktoś postanowi sobie, że wejdzie do wody, to po prostu to zrobi - tłumaczy.

Poznańskie morsy już po raz kolejny Nowy Rok planują świętować wspólnie, w zimowej kąpieli. Będzie nawet szampan, oczywiście bezalkoholowy.

Średnio kąpiel trwa ok. 3-5 minut. Po takim czasie można już zaobserwować negatywne skutki wychładzania się organizmu.

Morsowanie to prosty sposób na zachowanie zdrowia. Niska temperatura powoduje też wydzielanie tzw. "hormonów szczęścia", a w konsekwencji poprawę nastroju.

Nie ma jednego sposobu na przygotowanie się do kąpieli w przerębli. Wbrew pozorom większość morsów odradza wcześniejsze hartowanie się zimnymi prysznicami.

Rekreacja
Poznańskie morsy pływają wspólnie od siedmiu lat. Zimna woda to dla nich czysta przyjemność. Podczas ich kąpieli spacerujący ludzie przystają zdziwieni, robią im zdjęcia, a nawet kręcą filmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski