Ulica Chemiczna w Poznaniu, teren leśny, popularne ścieżki spacerowe, ulubione miejsce dla biegaczy – i jeden z nich właśnie znalazł... niewybuch. Ten po prostu leżał przy dróżce. Na miejsce dojeżdżają policjanci, wchodzą między drzewa. Faktycznie coś zardzewiałego z wydłużonym korpusem i lotkami w tylnej części, leży na zeschłych liściach i gałązkach. Czy ma zapalnik – nie wiadomo, bo przednią część zasłaniają trawy. Policjanci jednak wiedzą, co mają robić: rozciągają biało - czerwone taśmy, pilnują, by nikt z przechodniów nie zbliżał się do ścieżki i zawiadamiają swojego oficera dyżurnego - ten z kolei przekazuje informację do Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu.
– Jedziemy! – sierżant Marcin Kubiak zbiera swoich ludzi. Nie ma emocji, jest za to pełny spokój, jak gdyby żołnierze Patrolu Saperskiego numer 2 wychodzili nie na spotkanie z „zardzewiałą śmiercią”, ale tylko na sąsiedni plac apelowy. A do tego wiedzą, że wyjeżdżają nie w jedno, a w dwa miejsca – bo oprócz ul. Chemicznej mają zabrać inny jeszcze niewybuch, znaleziony w czasie prac na jednej z prywatnych posesji. Chociaż bowiem od zakończenia II wojny światowej minęło blisko osiemdziesiąt lat, to jej śmiercionośne pamiątki wciąż są groźne – i wciąż są blisko nas. Nie wiemy, czy nie parkujemy samochodu kilka metrów od zakopanego od lat niewybuchu albo czy nie stoimy na przystanku, lub nie pijemy kawy w ogrodzie, gdzie tuż po wojnie po prostu zasypano lej, zostawiając w środku pocisk artyleryjski, bombę lotniczą czy granat moździerzowy. Takie rzeczy wychodzą na jaw przez przypadek, w czasie prac ziemnych – i wówczas budzą zdumienie: tyle lat, a nikt nie wiedział, że dosłownie „siedzieliśmy na bombie”!
Raz na dwa dni – lub dwa wezwania w ciągu dnia
– Średnio dostajemy wezwanie dwa - trzy razy w tygodniu, rocznie więc podejmujemy ponad dwieście interwencji, wskutek czego wykrywa się i neutralizuje kilka tysięcy sztuk przedmiotów wybuchowych i niebezpiecznych – opowiada sierżant Kubiak. – Z tym, że mówię tylko o naszym patrolu działającym w województwie wielkopolskim, na terenie jedenastu powiatów: oprócz nas są też inne patrole i one również wyjeżdżają do likwidowania niewypałów i niewybuchów. Są dni spokojne, ale są i takie, gdy jesteśmy wzywani nawet dwa razy – tak było do niedawna na terenie budowy tramwaju na Naramowice.
Patrząc na mapę za plecami chorążego można obliczyć, że w województwie swoje rejony odpowiedzialności ma sześć patroli saperskich. W Poznaniu – dwa, bo jest jeszcze patrol numer 42 - zespół zabezpieczający teren poligonu w Biedrusku, zajmujący się nie tylko świeżymi pamiątkami po ćwiczących oddziałach, ale także znajdujący tam kilkudziesięcioletnie pociski.
Patrol saperski numer dwa ma etatowo ośmiu ludzi: dowódcę, zastępcę, magazyniera, kierowcę - sapera, dwóch kolejnych saperów i dwóch kierowców – ratowników. Wszyscy mają dokładnie określone role i wszyscy przestrzegają ustalonych procedur.
– W tej pracy nie wolno niczego zaniedbać, obojętnie czy czasem śmieją się na budowach - „panie, my to najpierw wykopaliśmy koparką, a potem ze trzy razy przekładaliśmy, a wy od razu robicie ewakuację...” - jeden najmniejszy błąd może mieć katastrofalne skutki, więc nie udajemy bohaterów i każde znalezisko traktujemy bardzo poważnie…
Mina przeciwpancerna jako podstawa stolika
Taką samą zatem uwagę poświęcono w ubiegłym roku ważącemu około 100 kg, pociskowi kalibru 203 mm, znalezionemu w rejonie Naramowickiej i Serbskiej, a wystrzelonemu w czasie wojny z działa rosyjskiej artylerii ciężkiej, jak i łuskom z broni strzeleckiej, zgłoszonym przez nauczycielki jednego z przedszkoli w Poznaniu, gdzie dzieci znalazły je w piaskownicy.
– Być może łuski trafiły tam wraz z przywiezionym piaskiem, a choć same w sobie są nieszkodliwe, trzeba było dokładnie sprawdzić teren podwórka przedszkola i miejsce, skąd przywieziono piasek. Przeważnie podnosimy pociski artyleryjskie 76 – 105 mm, ale też trafia się amunicja pistoletowa i karabinowa. Interweniowaliśmy też w mieszkaniu, którego lokator umieścił minę przeciwczołgową pod stołem, jako podpórkę do stołowej nogi. Największe znalezisko, jakie miałem przyjemność niszczyć – choć w ramach innego patrolu, nie w Poznaniu - to był pocisk z ciężkiego moździerza Karl, ważący 2200 kg, kalibru 600 mm. Niemcy używali takich do niszczenia Sewastopola, a w Polsce – do ostrzału Starówki w czasie powstania warszawskiego. Jeden taki pocisk powodował, że kilkupiętrowa kamienica składała się jak domek z kart, grzebiąc ukrytych w piwnicach mieszkańców…
Nie dotykać niewybuchów!
Patrol dojeżdża już na ul. Chemiczną. Tam przejmują pałeczkę policjanci, pilotujący wojskowego Iveco z charakterystycznym białym pasem i napisami „Patrol Saperski” na bokach. Doprowadzają dowódcę saperów na miejsce, gdzie znaleziono niewybuch. Ten ocenia – granat moździerzowy, bez widocznego na zewnątrz zapalnika. Policjanci wycofują się, pozostają w bezpiecznej odległości, pilnując, by nikt nie zbliżał się do miejsca, gdzie saperzy przygotowują się do podjęcia granatu. Z samochodu wysuwana jest rampa i specjalny stół połączony z okrągłą komorą – pojemnikiem przeciwodłamkowym. Na tym stole będzie położone znalezisko i powędruje do tej komory, tak skonstruowanej, że może wytrzymać wybuch ponadtrzykilogramowego ładunku. Siła potencjalnej eksplozji poszłaby wówczas w sposób kontrolowany w górę, samochód zaś i jego załoga, pozostaliby bezpieczni na drodze. Sierżant Marcin Kubiak ustalił, że sam podejdzie po granat, saperzy podają mu specjalną ciężką kamizelkę i hełm, po czym odchodzą na bezpieczną odległość. Sierżant idzie samotnie w miejsce, gdzie leży granat. Tam bardzo ostrożnie podnosi go i trzymając poziomo dokładnie tak, jak niewybuch leżał w trawie, przenosi go do komory samochodu. Wróci za chwilę z jednym z saperów swojego zespołu i wykrywaczem metali sprawdzą, czy w okolicy znalezienia granatu nie ma niczego innego. Okazuje się, że jest czysto: być może zatem niewybuch został znaleziony wcześniej w innym miejscu i położony przez swojego pierwszego odkrywcę w trawie na liściach. Na szczęście nie doszło do tragedii.
– Bezwzględnie trzeba pamiętać: jeśli przypadkowo znajdziemy czy wykopiemy w czasie prac budowlanych niewybuch, to nie wolno go dotykać, przekładać, przenosić, za to trzeba oznaczyć to miejsce kawałkiem papieru, folią, taśmą i zadzwonić na numer 112. Dyspozytor powiadomi policję, a ona wstępnie potwierdzi zgłoszenie i zawiadomi patrol saperski. Policja też będzie zabezpieczać miejsce, dopóki nie przyjedziemy – podkreśla sierżant Marcin Kubiak. Pracę z materiałami wybuchowymi rozpoczynał w 2. pułku inżynieryjnym w Inowrocławiu, stale podnosił kwalifikacje saperskie i dziś jest znakomitym specjalistą, dla którego praca – choć bardzo niebezpieczna – jest pasją. Sierżant może przy tym zarażać spokojem, co przydaje mu się m.in. w kontaktach z bliskimi: nie opowiada w domu, jakie zadania realizuje danego dnia. Po prostu – wyjeżdża do pracy i codziennie z niej wraca, bez denerwowania rodziny, która wierzy, że saperowi nic złego nie może się stać.
Wybuch z niewybuchu – tylko na poligonie
Patrol Saperski numer 2 wysadza znalezione niewybuchy na poligonie Biedrusko, w tzw. SMN, czyli stałym miejscu niszczenia, z daleka od ludzi. Detonację wywołuje się przy wykorzystaniu impulsu elektrycznego, przekazanego do zapalnika elektrycznego przez dwużyłowy kabel o maksymalnej długości 400 metrów. Całość jest też przysypana grubą warstwą ziemi, by zminimalizować odłamkowanie i jednocześnie – by zwiększyć skuteczność ładunku wybuchowego, który ma implodować w głąb wysadzanego pocisku, a nie znaleźć ujście w powietrze. I wszystko odbywa się zgodnie z formalnymi procedurami, włącznie z powiadomieniem straży pożarnej.
– Nigdy nie wiemy, do czego jesteśmy wezwani, więc zawsze zakładamy wariant najgorszy: że dany pocisk jest wciąż niebezpieczny i trzeba go podjąć i zneutralizować z najwyższą starannością – opowiada Marcin Kubiak. – Tym bardziej że są pociski i bomby wyglądające typowo, a pod ich skorupą kryje się broń chemiczna. Gdy mamy takie podejrzenia, to powiadamiamy Centralny Ośrodek Analizy Skażeń.
Saperzy kończą już pracę w tym miejscu. W samochodzie mają mobilne biuro – bo każda akcja wymaga odpowiedniej dokumentacji – od razu zatem drukują raport, którego egzemplarz przekazują policjantom. Granat moździerzowy bezpiecznie spoczywa już w kasecie pojemnika przeciwodłamkowego, patrol zatem może kierować się na miejsce drugiego wezwania w Poznaniu...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?