Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Musisz być Niemcem, bo nie masz... literki! Dla ANR bez wyroku sądu nie jesteś Polakiem

Agnieszka Świderska
Jerzy Mańkowski pałac w Brodnicy, siedzibę rodu, wykupił niemal w ostatniej chwili. W Agencji usłyszał, że nie szukali spadkobierców, bo byli pewni, że nikt nie żyje. Teraz walczy o ziemię
Jerzy Mańkowski pałac w Brodnicy, siedzibę rodu, wykupił niemal w ostatniej chwili. W Agencji usłyszał, że nie szukali spadkobierców, bo byli pewni, że nikt nie żyje. Teraz walczy o ziemię Paweł Miecznik
Jerzy Mańkowski, potomek Chłapowskich i Działyńskich, musi udowodnić przed sądem swoje polskie pochodzenie, bo ANR nie chce mu sprzedać ziemi.

Dezydery Chłapowski, legendarny dowódca Powstania Listopadowego miałby być Niemcem? Podobnie jak działaczka społeczna Anna Działyńska, córka Tytusa Działyńskiego, Stanisław Mańkowski, senator II RP z obozu piłsudczykowskiego i jego syn, Kazimierz, żołnierz AK, dyrektor Instytutu Botaniki Uniwersytetu Jagiellońskiego? Nikt w to chyba nie uwierzy. Nikt z wyjątkiem dyrektora poznańskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych oraz starosty śremskiego. To właśnie oni do spółki podważają polskie korzenie prezesa Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego, Jerzego Mańkowskiego, i jego przodków.

Chodzi o ziemię, a konkretnie o kilkusethektarowy majątek Brodnica pod Śremem odebrany rodzicom Mańkowskiego po wojnie dekretem o reformie rolnej. Niedbały urzędnik nie wpisał do księgi wieczystej odpowiedniej literki z dekretu oznaczającej podstawę przejęcia ziemi przez państwo. Władza ludowa odbierała wszystkie majątki powyżej 50 hektarów, a w Wielkopolsce powyżej 100 hektarów. Przejmowała także ziemie będące własnością obywateli III Rzeszy i volksdeutschów oraz zdrajców skazanych prawomocnymi wyrokami. Rodzinie Mańkowskich odebrano 600 hektarów ziemi i 400 hektarów lasu. I chociaż oni nie mieli wątpliwości pod jaką literkę dekretu podpadali, to ma je nie tylko Agencja, ale także starosta śremski.

Niemiec z automatu
Jerzy Mańkowski, podobnie jak inni spadkobiercy dawnych właścicieli ziemskich, nie doczekał się ustawy reprywatyzacyjnej. Państwo nie oddało im ziemi, tak jak oddało ją Kościołowi. Jedynym ukłonem w ich stronę jest pierwszeństwo wykupu ziemi, do której zgłosili roszczenia, a która jest nadal w zasobach Agencji. Żeby jednak skorzystać z prawa pierwokupu, trzeba mieć w księdze wieczystej właściwą literkę z dekretu - tą, która oznaczała duże polskie majątki. Nie ma literki, to nie ma prawa pierwokupu. Taką politykę przyjęła Agencja. Aby odzyskać prawo do pierwokupu, Jerzy Mańkowski musi udowodnić swoje polskie pochodzenie. Nic prostszego? Nic trudniejszego. Nawet z bogato udokumentowanym drzewem genealogicznym i przodkami, o których można przeczytać w każdym podręczniku historii.

Kancelaria prawnicza Macieja Obrębskiego, która prowadzi sprawę Mańkowskiego, zanim poszła do sądu, poszła najpierw do Agencji. Ta odrzuciła jednak wezwanie do uznania prawa pierwszeństwa. Powód? Zalecenie prezesa ANR, że jedynym dokumentem wartym zainteresowania jest albo księga wieczysta ze słuszną literką, albo wyrok sądu, że nie podpadało się pod te złe.

- W przypadku przyjęcia innych kryteriów agencja mogłaby się spotkać z zarzutem przekroczenia swoich kompetencji - wyjaśniał Walerian Klepas, p.o. zastępcy dyrektora poznańskiego oddziału ANR.

Kolejne wezwanie, tym razem o zaprzeczenie niemieckiego pochodzenia Jerzego Mańkowskiego, poszło do starosty śremskiego, który w takich sprawach reprezentuje Skarb Państwa. Starosta razem z wezwaniem otrzymał też dowód na piśmie - opis majątku Brodnica pochodzący z książki "Majątki Wielkopolskie powiat śremski" wskazujący na polskie korzenie całego rodu Mańkowskich. Mimo to odmówił. Powód? Brak... dokumentów potwierdzających żądanie.

Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Lesznie. W ubiegłym tygodniu odbyła się pierwsza rozprawa, na której adwokat Maciej Obrębski wyłożył na sędziowski stół cały plik dokumentów potwierdzających polskie korzenie Mańkowskiego. Mimo to pełnomocnik drugiej strony, radca Prokuratorii Generalnej dostał polecenie ze starostwa, żeby Mańkowskiemu odmówić. Skąd upór starosty?

- W dokumentach dołączonych do pozwu brakuje takich, które w sposób jednoznaczny i bezpośredni zaprzeczyłyby przynależności ojca pana Mańkowskiego do narodu niemieckiego - tłumaczą w śremskim starostwie.

Nawet gdyby radca Prokuratorii był innego zdania niż urzędnicy, nic nie może zrobić.

- Jako pełnomocnik procesowy jesteśmy związani stanowiskiem starosty - mówi Paweł Dobroczek, rzecznik Prokuratorii Generalnej.

Niedawno w tym samym sądzie skończył się identyczny proces. Koszty sądowe, którymi obarczono śremskie starostwo, wyniosły 14,5 tys. złotych. Ile będzie kosztowała ta sprawa? Za przegraną starosty zapłaci Skarb Państwa, czyli podatnicy.

- Niezrozumiałe jest stanowisko Agencji, które w tak oczywistych sprawach zmusza do wytaczania procesów, narażając Skarb Państwa na zbędne koszta - mówi adwokat Maciej Obrębski. - W tym przypadku całkowicie niezrozumiałe jest również stanowisko starosty.

Wyroki nie są potrzebne
Tymczasem proces sądowy w takich sprawach jak sprawa Mańkowskiego wcale nie jest potrzebny. Agencja wie o tym najlepiej, gdyż to ona zamawiała opinię prawną, z której to wynika.

Udało nam się do niej dotrzeć. Agencja pytała w niej gdyńską kancelarię, czy dokument potwierdzający polskie obywatelstwo właściciela majątku jest wystarczającą podstawą do uznania prawa pierwszeństwa nabycia, a kiedy można mu odmówić?

"Zobowiązywanie w każdym przypadku byłego właściciela do udowodnienia przed sądem, iż w chwili przejęcia majątku ich poprzednik prawny nie był obywatelem Rzeszy Niemieckiej, nie-Polakiem, obywatelem polskim narodowości niemieckiej, mogłoby być nieuzasadnione i krzywdzące dla pamięci właścicieli tych nieruchomości (...). Obowiązku takiego nie nakładają przepisy ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa, co oznacza, że ustawodawca dopuszcza możliwość wykazania swojego uprawnienia w sposób inny, niż na drodze sądowej (…). Aby wykazać, że dana osoba nie była nie-Polakiem oraz obywatelem polskim narodowości niemieckiej, można powołać się przede wszystkim na akt urodzenia byłego właściciela, jak również inne dokumenty dotyczące pochodzenia".

Skoro stanowisko Agencji nie ma żadnego oparcia w przepisach, to jakim prawem żąda od spadkobierców prawomocnych wyroków?

Dlaczego ignoruje opinię gdyńskiej kancelarii? Ministerstwo Rolnictwa obiecało w przyszłym tygodniu wyjaśnić nam te rozbieżności.

Bezmyślna machina
Kazimierz Mańkowski, ojciec Jerzego, ostatni właściciel majątku Brodnica, stracił go po raz pierwszy w 1939 roku, kiedy wkroczyli Niemcy. Razem z matką Jerzego, hrabianką Zofią Marią Potocką, zostali wysiedleni. Kazimierz włączył się w walkę z okupantem. Był żołnierzem Armii Krajowej.

- Trzeba naprawdę dużo złej woli, żeby zarzucić mojej rodzinie niemieckie korzenie - mówi Jerzy Mańkowski. - Co zrobi starosta? Pojedzie do Berlina, by w archiwum nazistów szukać "dowodów" na moich rodziców? Moja prababka Działyńska pielęgnowała patriotyczne ideały, żyła nimi. Teraz mi wstyd za tę Polskę, która obraża pamięć moich przodków. Za te niegodziwości niegodne Polaków. 22 lata mieszkałem w Afryce Zachodniej. Tam też stosowano podobne sztuczki, ale można było rozbroić je śmiechem. Tutaj naprzeciwko jest bezwzględna, bezmyślna machina. Dramat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski