Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muszę poczuć wiatr w moje żagle - rozmowa z Andrzejem Smolikiem

Marek Zaradniak
Andrzej Smolik realizuje nie tylko własne projekty, ale często bywa producentem innych wykonawców.
Andrzej Smolik realizuje nie tylko własne projekty, ale często bywa producentem innych wykonawców. Łukasz Gdak
Z Andrzejem Smolikiem rozmawiamy o Męskim Graniu, byciu producentem muzycznym gwiazd i przygotowaniach do nowego solowego albumu.

Czy Męskie Granie Orkiestra jaką usłyszeliśmy w Poznaniu to projekt stworzony tylko na tę trasę czy też pożyje dłużej?
Andrzej Smolik:Stworzyliśmy tę orkiestrę na tę trasę, ale być może jej istnienie przedłuży się jeszcze o jakieś koncerty w Polsce już po Męskim Graniu, albo powstaną z niej jakieś inne hybrydy. Koncert w Poznaniu był dopiero drugim na trasie. Czujemy się ze sobą świetnie i ta energia dopiero się nabuzowuje więc kto wie co się wydarzy.

Lubisz tworzyć nowe, własne projekty?
Andrzej Smolik:To nie jest mój własny projekt.

Ale jego "ojcem chrzestnym" jesteś Ty?
Andrzej Smolik:Owszem jestem dowódcą, ale to nie oznacza, że to jest tylko mój projekt. To projekt dziesięciu osób, a do tego dochodzą jeszcze wokaliści. Każdy wnosi coś od siebie. To są przeważnie autonomiczni artyści, którzy na co dzień mają swoje składy, swoją muzykę. To nie są muzycy do wynajęcia na co dzień. Męskie Granie Orkiestra stanowi okazję, aby w naszym, szybkim życiu spotkać się z ludźmi, z którymi łączy nas wspólna pasja, miłość do muzyki i wymienić trochę energii. Nie musimy rozmawiać, bo rozmawiamy poprzez dźwięk i podejrzewam, że dużo się od siebie uczymy. Bo część z nas nigdy się nie spotykała na scenie. A poza tym w tym zespole są ogromne różnice pokoleniowe. Między najmłodszym, a najstarszym członkiem zespołu jest aż 30 lat różnicy.

Ta wspólna pasja sprawiła, że jesteś także producentem płyt wielu wykonawców. Od czego zależy, że stajesz się producentem tak różnych wykonawców jak Maria Peszek, Maryla Rodowicz czy Krzysztof Krawczyk. Jakie są Twoje wymagania?
Andrzej Smolik:To się wydaje różne gdybyśmy robili wszystko w tym samym roku, ale te płyty powstawały w ciągu kilku lat. Myślę, że to takie rundy w zupełnie inną rzeczywistość muzyczną. U wszystkich artystów jest coś co mnie interesuje, pociąga. Inne, nowe, świeże. Krzysztof Krawczyk czy Maryla Rodowicz to dla mojego pokolenia ludzie trochę jakby z komiksu, trochę nierealni dopóki ich się nie pozna u siebie w domu na herbacie. I jest ogromnym wyzwaniem, żeby z kimś takim się zderzyć. Bo umówmy się jesteśmy z innych pokoleń. W przypadku każdej z tych płyt wymagania były inne. Jeśli chodzi o Marię to dużo rozmawialiśmy o filmach i każdy kawałek, który stworzyliśmy miał swój odpowiednik w filmie i to bardzo pomogło tworzyć fakturę muzyczną. Jeżeli chodzi o Marylę to bardzo lubię jej wczesne nagrania. Jest odpowiednikiem jakiejś folkowej czy folkowo-countrowej wokalistki i bardzo chciałem ją zobaczyć w dylanowskiej odsłonie, ale dzisiaj. Staraliśmy się powrócić do wzruszającej akustycznej muzyki sprzed lat, mocno zakorzenionej w Ameryce w bluesie, w rhythm and bluesie i w folku. A w przypadku Krzysztofa Krawczyka zawsze fascynowała mnie jego barwa głosu. Prawie nikt w Polsce nie śpiewa tak potężnym, niskim głosem i wydał mi się on bardzo interesującym materiałem do tego. W między czasie udało mi się spotkać z Krzysztofem dwa razy. Kiedy się go poznaje to okazuje się, że za tym głosem idzie osobowość i ogromna charyzma.

A jakie oni mieli wymagania?
Andrzej Smolik:Chcieli poczuć się dobrze w tym zderzeniu z "gówniarzem", bo przecież byłem dużo młodszy niż teraz, a oni mieli już wtedy ustawione pozycje w Polsce. Bo przecież była to 45 płyta Krzysztofa i 25 płyta Maryli. Ci ludzie pracowali ze wszystkimi. Zjedli zęby na estradzie i nagle mają przed sobą "gówniarza" z niewielkim dorobkiem, który z jednej strony stara się w jakiś sposób zbudować dla nich jakąś formułę, a z drugiej również wymaga. Myślę, że oni chcieli poczuć coś nowego, świeżego. Umieścić siebie w trochę innym kontekście muzycznym niż do tej pory.
Płyty, które produkujesz rozchodzą się w dobrych nakładach, zdobywają nagrody. Jaka jest recepta na zrobienie dobrej płyty?
Andrzej Smolik:Gdybym wiedział to trafiał bym za każdym razem w dziesiątkę. Wydaje mi się, że podstawową sprawą jest szczerość, to, że chcesz zrobić coś dobrego fajnego gdzie kanalizujesz swoje emocje i przeżycia z ostatniego czasu. Świeże inspiracje starasz się przelać na nośnik w postaci płyty czy mp 3. A to co się dzieje dalej jest w rękach publiczności i Boga. Na to nie mamy wpływu.

Czy w polskiej fonografii jest aktualnie kryzys?
Andrzej Smolik:Jeśli sięgniemy pięć czy siedem lat wstecz to mamy renesans, ale jeżeli sięgniemy 15 lat wstecz kiedy zaczynałem to sprzedawaliśmy 250, 300 tys płyt i to było oczywiste, że tak będzie. Dzisiaj sprzedaż 10 tys płyt jest sukcesem.Rzeczywistość zmienia się dynamicznie. Jesteśmy w momencie przemiany i trudno to jakoś nazwać co dzieje się z fonografią. Jedno jest pewne, że ludzie chcą słuchać polskiej muzyki.

Jesteś związany z Kayaxem. Co ci to daje?
Andrzej Smolik:Ogromną opiekę menedżerską i doradztwo. Komfort w życiu i to, że jeszcze łatwiej nawiązuję kontakty z innymi artystami choćby tymi , którzy są również zrzeszeni w Kayaxie, bo jest tam sporo wykonawców.

To aktualnie duża stajnia...
Andrzej Smolik:To prawda. A pamiętam czasy gdy były tylko dwa biurka i pracowały dwie osoby. Teraz to ogromny zespół ludzi i ogromna rzesza artystów.

Ale zaczynałeś w Wilkach z Robertem Gawlińskim. Byłeś Młodym Wilkiem. Nadal czujesz się Wilkiem?
Andrzej Smolik:Jestem związany emocjonalnie z Wilkami. Przeżyliśmy ze sobą 20 lat i jesteśmy przyjaciółmi. Ogromna część młodości i dojrzewania przypadła na granie w Wilkach więc jak najbardziej jestem związany z Wilkami i tym wszystkim co się wiąże z tym zespołem, ale w tej chwili żegluję pod swoim żaglem.

Od pojawienia się Twojej ostatniej solowej płyty minęły 4 lata, a od płyty z muzyką filmową 2 lata. Kiedy możemy spodziewać się czegoś nowego?
Andrzej Smolik:Przymierzam się do nowej płyty, ale staram się być uczciwy i dopóki nie poniesie mnie wiatr, który zacznie dmuchać w żagiel to po prostu siedzę przyczajony i robię inne rzeczy. Do płyty podchodzę wtedy kiedy już naprawdę mam jakiś koncept i wiem, w którą stronę chciałbym pójść i wydaje mi się, że nadszedł moment, że wiem jak to będzie brzmiało i wystarczy to zrealizować.

Co to będzie?
Andrzej Smolik:Myślę, że przede wszystkim będzie to powrót do syntezatorów, do brzmień bardziej elektronicznych i o ile kiedyś byłem bardzo radykalny teraz korzystam ze spuścizny nowej technologii, która się bardzo rozwinęła. Wydaję mi się, że to będzie hybryda łącząca to co stare w elektronice, z tym co mam nadzieję nowe.

A w muzyce filmowej?
Andrzej Smolik:Zrobiłem muzykę do filmu "Chłopcy" Pawła Orwata oraz wystąpiłem też z zespołem grając zespół z lat 60. w filmie Marcina Koszałki , który jeszcze nie jest gotowy. Co dalej zobaczymy. Bardzo chciałbym to robić, ale dużych propozycji jak na razie nie ma.

Rozmawiał Marek Zaradniak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski