Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Myslovitz jak nowa rodzina. Wywiad z Michałem Kowalonkiem [ZDJĘCIA]

Marcin Kostaszuk
Marcin Kostaszuk
Michał Kowalonek (drugi od prawej) na pierwszym zdjęciu z Myslovitz
Michał Kowalonek (drugi od prawej) na pierwszym zdjęciu z Myslovitz Archiwum zespołu
W piątek w Poznaniu będzie świętował 10-lecie swojego zespołu Snowman, ale znany staje się dopiero teraz, jako zastępca Artura Rojka w roli wokalisty Myslovitz. O wchodzeniu do ich rodziny, życiu i podróżach z Wielkopolski na Śląsk rozmawia z nim Marcin Kostaszuk.

W końcu w pełni zastąpiłeś poprzednika: właśnie ujawniliście nową piosenkę "Trzy sny o tym samym"…
Michał Kowalonek: - Nie reprezentuje płyty, ale… jest ładna. Na pewno nie jest rewolucyjna, ma za to bardzo dobrą melodię, do której mi też udało się coś dodać.

Jak się dowiedziałeś, że zastąpisz Artura Rojka w Myslovitz?
Michał Kowalonek: - Na początek zadzwoniła osoba z zewnątrz, z pytaniem "Czy to prawda?". Odpowiedziałem, że owszem, byłem na kilku przesłuchaniach, ale decyzji zespołu nie znam, bo dopiero ma zapaść. Taki sygnał na zasadzie "Jeśli on zadzwonił, to znaczy że coś w tym jest". Zadzwoniłem do chłopaków, nikt nie odbierał, ale za chwilę przyszedł SMS: "Nie wiem, jak ci to powiedzieć, więc ci napiszę: Witaj w rodzinie".

Myslovitz i Raz Dwa Trzy w Poznaniu. Takich ich nie znacie! [FILMY]

Gdzie wtedy byłeś?
Michał Kowalonek: - Byliśmy w domu, tuż po obiedzie, zrobiłem się od razu czerwony, popatrzyłem na żonę: mówić jej, czy nie mówić?

Zadowolenie?
Michał Kowalonek: - Nie ukrywam, że się ucieszyłem. Dużo stresu i pracy kosztowało mnie samo przygotowanie do prób, to były codzienne ćwiczenia. Wszystko dla nich zostawiłem, postawiłem na jedną kartę. Wóz albo przewóz.

Gdy basista Robert Triujillo dołączał do Metalliki, na dzień dobry dostał 2 miliony dolarów na drobne wydatki...
Michał Kowalonek: - Nie przypominam sobie takiej propozycji w Myslovitz (śmiech).

Ale starałeś się w pewien sposób o pracę w wielkiej korporacji. Rockowej, ale zawsze.
Michał Kowalonek: - Jestem z wykształcenia ekonomistą, po bankowości Unii Europejskiej. Przez miesiąc nawet pracowałem w banku. Teraz jednak nie czułem się, że zmierzam ku korporacji, firmie, czy instytucji. Zaprzyjaźniłem się z chłopakami z Myslovitz od spotkania na pierwszym przesłuchaniu. Bardzo kiepsko wtedy wypadłem. Musiałem zaśpiewać 15 utworów i się nie wyrobiłem z przygotowaniami w kilka dni.

Czyżbyś nie był ich wielkim fanem?
Michał Kowalonek: - Nie byłem. Wywodzę się z dość alternatywnego grona ludzi, szukam trochę dziwnych rzeczy, niekoniecznie hitów.

A oni znali Snowmana?
Michał Kowalonek: - Tak. Jest taki słynny portal społecznościowy, który mam nadzieję za chwilę zniknie i z powrotem wrócimy do papierowych listów. Ale póki co jest Facebook i to na nim zaprosiłem do znajomych Przemka Myszora pisząc, że bardzo mi się podoba jego projekt No! No! No! i jeśli będzie jeszcze kiedykolwiek robił taki skok w bok od Myslovitz, to może na mnie liczyć.

I ty narzekasz na Facebooka?
Michał Kowalonek: - No tak, czego więcej chcieć (śmiech). Odpisał, że właśnie słucha nowej płyty Snowmana i "na razie mu się podoba". Na pierwszych spotkaniach się zbliżyliśmy, jechałem tam z ciekawości, by zobaczyć co to są za ludzie. Nie da się tworzyć muzyki, gdy się z kimś nie tyle nie przyjaźnisz, co nie masz porozumienia akcja-reakcja. Jak zrozumienie się zajmuje zbyt dużo czasu, to się nic nie uda.

Artur Rojek był wtedy jeszcze oficjalnie twarzą Myslovitz. Miałeś poczucie konfliktu w tym zespole?
Michał Kowalonek: - Miałem poczucie, że przede mną jest lodowa góra, nie ma się czego chwycić, - gołe ręce, równia pochyła i ślisko jak diabli. Pocieszałem się, że oni w sumie są chyba jednak w gorszej sytuacji. Obojętnie jaka by nie była ich relacja, to rozstawać się z kimś po 20 latach nie jest łatwo, oznacza smutek. Tym bardziej, że to istotna grupa i istotny głos. Nie wiem, czy potrafiłbym tak szybko wyznaczyć sobie nowe cele, otrząsnąć się i nie przejmować.

W zespole Snowman nigdy nie miałeś takiej presji.
Michał Kowalonek: - Wiesz jak gramy, jak jesteśmy postrzegani - to jest cały czas ciężka praca u podstaw. Po wydaniu rok temu naszej drugiej płyty był wokół nas fajny ruch medialny… I nie wiem czego tak naprawdę zabrakło: naszej determinacji? Daniel grał już wtedy w Armii, Paweł miał swoją Herę i kilka innych składów - to są wszystko fajne rzeczy, które nas rozwijają, ale może to rozczłonkowanie nam nie posłużyło. Nikt z nas nie miał charakteru lidera-organizatora, a ktoś taki jest potrzeby w zespole. Nie tyle muzyk, co pan z terminarzem. Przy pierwszej płycie "Lazy" nie graliśmy w ogóle koncertów, teraz kilka, ze średnią promocją. Gdzieś pojechaliśmy, raz wróciliśmy z długiem, raz na zero - i tak po 10 latach ciągle na dorobku. To co się nam udało zrobić razem..

…to świetna muzyka, której nie udało się przybliżyć ludziom.
Michał Kowalonek: - Też tak to odbieram. Nie wiem do kogo adresowane są nasze dźwięki, ale ten kto widzi nas na koncercie wie, że można się w nich odnaleźć.

Ale tych ludzi na koncertach było mało.
Michał Kowalonek: - Niemiłe zaskoczenie. Wszystko robię całym sobą, najlepiej jak potrafię, aż najbliżsi mają pretensję, że się w tym zapominam. Wtedy żaden z nas nie narzekał na brak zajęć - ja komponowałem dla teatru, mamy też z żoną pracownię organizującą warsztaty dla dzieci. Gdyby Snowman wypalił do końca, byłaby pełna radość, etat dla każdego.

A teraz tylko ty masz etat. Jak to jest - przyjaciele w Poznaniu, rodzina w Puszczykowie, a zespół w Mysłowicach?
Michał Kowalonek: - Trochę samotny jestem, przez pociągi: w jedną stronę 8 godzin. Znam na pamięć godziny odjazdów wszystkich Regio i TLK do Katowic. Staram się oszczędzać dni, więc jeżdżę nocami, ale ostatnio i to się nie sprawdziło, bo w połowie drogi pociąg stanął na trzy godziny.

Dlaczego?
Michał Kowalonek: - Ktoś wszedł pod pociąg. I te reakcje pasażerów: z jednej strony współczucie i szok, z drugiej: "no czy on musiał koniecznie akurat pod ten pociąg wskoczyć?". Siedzimy o trzeciej w nocy w przedziale i przez okno ktoś pyta policjantów, czemu jeszcze nie ruszamy. "Bo jeszcze głowy szukamy". I tak zamiast o szóstej byłem w Poznaniu o 12. I tak cały czas. Mgły: 12-14 godzin. Mróz - to samo.

Co można robić przez 14 godzin w pociągu?
Michał Kowalonek: - Można czytać książki, można rozładować komputer i telefon. Można też rozmawiać z ludźmi. Ostatnio najlepsze są książki, ratują mnie. Gdy widzę, że koniec blisko, umyślnie cofam się w czytaniu - bo akurat jeszcze 6 godzin.

Ile razy w miesiącu przebywasz taką trasę?
Michał Kowalonek: - 3-4 dni w tygodniu spędzam w Mysłowicach, chyba, że są koncerty w weekend, wtedy dłużej.

Jak przeżyłeś pierwsze koncerty?
Michał Kowalonek: - Wrocław, Kraków. Straszne to było, nawet mimo tego, że zawsze towarzyszy mi zwykły stres. Na godzinę przed koncertem wiesz już, że nie ma odwrotu - po prostu śmierć. Nie pamiętam tych pierwszych koncertów, siebie w lustrze, niczego. Jedynie czerwone światełka telefonów wycelowanych we mnie - bo wszyscy nagrywali. I spróbuj się teraz pomylić! Albo akurat, gdy wyciągałem kabel odsłuchu, ktoś krzyknął "Artur!".

Sam Artur Rojek pojawił się kiedykolwiek na widowni albo za sceną?
Michał Kowalonek: - Minęliśmy się na Off Festiwalu, żaden z nas nie miał ochoty się poznawać i spotykać. Ciężko byłoby znaleźć wspólny temat do rozmowy.

Kiedy paraliż mija?
Michał Kowalonek: - Nie mija nigdy. Daje mi taką adrenalinę, która pozwala przetrwać.

Ale ty mówiłeś o strachu.
Michał Kowalonek: - A to nie jest to samo? (śmiech)

Pewnie tak. To inaczej: czy czujesz się już pewnie na scenie z Myslovitz?
Michał Kowalonek: - Coraz pewniej. Najlepiej jest, gdy gramy kilka razy pod rząd, wszystko wchodzi w ręce, w głowę, w głos. Dostaję ogromne wsparcie od chłopaków. Wierzą, że nam się uda razem.

I dlatego nie zmieniają ci w ostatniej chwili kolejności piosenek?
Michał Kowalonek: - Oczywiście, że zmieniają, czasem zmiany są naturalne.

Czy jest piosenka, której się boisz?
Michał Kowalonek: - Dużo ich jest. Niektóre ciężko się śpiewa, inne ciągną za sobą taki sznur emocji słuchaczy, że aż ciężko w to wchodzić. Dla mnie ważne jest poczuć to, co śpiewam, rozumieć, skąd wzięły się pewne emocje. Teksty nie są mojego autorstwa. Różne są ich drogi i w niektóre trudno mi wejść od razu. O niektórych nie rozmawiamy w ogóle, bo mam pewne myśli na ich temat i to mi musi wystarczyć. Chodzi o to, co ty z nich rozumiesz, a nie to, co ktoś ci powie, żebyś zrozumiał.

A konkretnie?
Michał Kowalonek: - Ciężką piosenką jest na przykład "Aleksander", dla rdzennych fanów coś w rodzaju hymnu. "My" też jest trudny do zaśpiewania, a zdanie w zespole jest podzielone: jeden nie może sobie mnie w nim wyobrazić, ktoś inny zupełnie inaczej to widzi.

A "Długość dźwięku samotności"?
Michał Kowalonek: - "Długość" jest utworem śpiewanym przez wszystkich, więc mam najmniej roboty. (śmiech) Ale to też dla mnie wysiłek, nie wchodzić widzom w słowa. Wyjątkową przyjemnością było dać zaśpiewać go moim dziewczynom z Lumikulu na LuxFeście. Jak będą już bizneswoman, albo tenisistkami z pierwszej dziesiątki, będą miały co wspominać.

W piątek jubileuszowy koncert Snowmana - jak widzisz ten zespół już jako członek korporacji Myslovitz?
Michał Kowalonek: - We mnie, w tym jak czuję i jak gram, nic się nie zmieniło. Poprawił mi się warsztat, bo śpiewam częściej, dłużej, no i po polsku. Nasze święto zaplanowaliśmy rok temu. Niewielu zespołom udaje się przetrwać 10 lat. Ale przywykłem do zmian: urodziłem się w Sulechowie, mieszkałem w Rakoniewicach. Ostatnio śmiałem się, że mamy tam najlepsze muzeum pożarnictwa - dokładnie tak jak Mysłowice. Potem wylądowałem w Poznaniu na studiach, udały mi się rodzinne sprawy...

Czego chcą dziś Myslovitz?
Michał Kowalonek: - Chcą dalej grać i to dużo i nagrywać piosenki, bo to potrafią najlepiej. Teraz te piosenki będą inne, ale nie będą odbiegały od starszych . Myslovitz nie jest potrzebna rewolucja, chłopaki nie muszą już niczego udowadniać, bo kompozytorzy i autorzy tekstu są nadal w grupie. A ja muszę udowodnić coś przede wszystkim sobie - że dam radę, że znajdę w sobie coś nowego i uda mi się to nagrać.

Czy kiedykolwiek ktoś wsiadł do przedziału w pociągu i zauważył: "o wokalista Myslovitz!".
Michał Kowalonek: - Raczej nie. Tylko raz jakiś młody człowiek na stacji podszedł i zapytał czy to prawda, że gram w Myslovitz. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, znalazłem je potem na Facebooku.

Byłeś zawsze człowiekiem, którego zawsze peszyła rozpoznawalność. Teraz to się musi zmienić - wolisz się chować w Puszczykowie.
Michał Kowalonek: - Cenię sobie prywatność, bliskość z rodziną, ale jak każdy mężczyzna potrzebuję przynajmniej godzinę samotności dziennie.

W pociągu masz nawet 8 godzin.
Michał Kowalonek: - Dokładnie, chyba na całe życie mi starczy. Jestem teraz człowiekiem PKP. (śmiech)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski