Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Cytadeli Judasz zostanie Jezusem

Karolina Koziolek
Próba przed Misterium Męki Pańskiej 2016
Próba przed Misterium Męki Pańskiej 2016 Łukasz Gdak
W sobotę 200 osób odegra wydarzenia sprzed 2000 lat. Na poznańskiej Cytadeli po raz piętnasty odbędzie się Misterium Męki Pańskiej w reżyserii Artura Piotrowskiego. Przyjadą je obejrzeć ludzie z całej Polski, z Krakowa, Szczecina, znad morza, z oddalonego o 500 km Ostrowa Lubelskiego. Zwykle są ich tysiące.

We wtorkowe popołudnie pod Dzwonem Pokoju leżą dziesiątki elementów scenografii. Czterech mężczyzn do końca tygodnia zbuduje z nich małą Jerozolimę. Atmosfera jest spokojna. Każdy wie, co ma robić. Jest zimno, ogrzać można się w stojącej obok przyczepie, która posłuży też za garderobę dla aktorów. Na Cytadelę wpada reżyser widowiska Artur Piotrowski, pyta żartobliwie robotników, czy pracują, czy się obijają. Czuć, że dla wszystkich to już nie pierwszy raz, kiedy wspólnie przygotowują misterium. Nie ma „nerwów” - to 15. przedstawienie.

Początki poznańskiego widowiska religijnego to 1998 r. Artur Piotrowski miał wówczas 22 lata, działał w duszpasterstwie u salezjanów na Winogradach i marzył o stworzeniu czegoś z dużym rozmachem. W jego życiu zawsze była sztuka. Najpierw muzyka. Chodził do szkoły muzycznej tworzył własne kompozycje i sam je wykonywał. Od 1991 r. śpiewał w chórze Polihymnia. Potem robił zdjęcia. W końcu chciał zostać reżyserem. Do Szkoły Filmowej w Łodzi dostał się jednak na wydział operatorski.

Jak mówi, z tych dwóch dziedzin: muzyki i obrazu, powstało poznańskie misterium. - Kiedy śpiewałem w chórze, szczególnie mocno przeżywałem utwory pasyjne. Pod powiekami miałem obrazy tamtych wydarzeń - opowiada Piotrowski.

Koniec lat 90. wspomina jako intensywny czas. W jego życiu osobistym był to okres kończenia liceum i początek studiów. W kraju był to etap przygotowywania się do nowego milenium. W 1997 r. do Polski i do Poznania przyjechał Jan Paweł II.

- To były duże emocje. Wraz ze znajomymi jeździliśmy wtedy za papieżem po kraju - przyznaje reżyser. - Ojciec Jan Góra zorganizował pierwszą Lednicę. Tam też byłem. Zobaczyłem reflektory lotnicze nad tłumem ludzi i poczułem, że też chcę coś takiego zrobić.

Już jako student Piotrowski szukał sprzymierzeńców w realizacji swojego pomysłu. Poszedł z tym między innymi do ojca Jana Góry. - Ale on zaczął mówić o bigosie. Odpowiedziałem mu, że misterium to nie żaden bigos i stwierdziłem, że przygotuję je sam - wspomina.

Pod wpływem impulsu

Pierwsze widowisko na Cytadeli zostało wystawione 3 kwietnia 1998 r. W innym miejscu niż obecnie, bo w amfiteatrze.

- To był mój pierwszy wybór. Amfiteatr wydawał mi się naturalnym tłem dla tamtych wydarzeń - wspomina Piotrowski.

Misterium rozpoczynało się od zdrady Judasza, było dużo krótsze niż dotychczas. Praktycznie nie było scenografii. Nie było też żadnych dotacji.

- Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że coś takiego jak dotacje istnieją - żartuje reżyser.

Był jeszcze studentem, działał na wyczucie.

- Zawsze działałem pod wpływem przeczucia, impulsu, natchnienia. Biurokracja mnie zabija - przyznaje Piotrowski. I od razu sypie przykładami.

Jeden z nich to historia tworzenia plakatu na misterium sprzed kilku lat. Piotrowski wymyślił sobie, że na plakacie będzie zdjęcie trzech krzyży z Golgoty o wschodzie słońca. Z wiszącymi na nich Jezusem i dwoma złoczyńcami po obu jego stronach.

- Stwierdziłem, że dobrym miejscem na sesję z krzyżami będzie wzniesienie na Morasku. Pojechaliśmy tam w nocy. Wbiliśmy w ziemię trzy krzyże. Nad ranem zawisły na nich trzy osoby i czekaliśmy, aż wzejdzie słońce. Słońca nie było, ale za to byliśmy atrakcją dla jednego z mieszkańców sąsiedniej willi, który obserwował nas z balkonu. Rozumiem go, trzy potężne krzyże z wiszącymi na nich ludźmi, to pewnie nie był dla niego codzienny widok - opowiada Piotrowski.
Ostatecznie uznał jednak, że zdjęcie trzeba zrobić nad morzem, konkretnie w Łebie na wydmach. Bez „papierów”.

- Krzyże przewoziliśmy w pociągu, bo prawo jazdy mam od niedawna. W każdym razie wszystko się udało. Zdjęcie było na plakacie promocyjnym przez następne trzy lata - opowiada reżyser.

Pierwsze widowiska rozpoczynały się na Cytadeli w koronie amfiteatru. Następnie aktorzy i widzowie przechodzili na dół, do wnętrza amfiteatru, w formie symbolicznej drogi krzyżowej. - Za drugim razem widzowie już się tam nie zmieścili. Wiadomo było, że jeśli będziemy robić to dalej, to już w innym miejscu - mówi twórca.

Misterium w 1998 r. pamięta bardzo dobrze. Szczególnie emocje, które mu towarzyszyły.

- Niesamowite było wzruszenie ludzi. Tam w amfiteatrze czułem się jakby unoszony przez inne siły - opowiada.

Trzecie misterium odbyło się już na polanie pod Dzwonem Pokoju. To wówczas pojawiła się scenografia.

- O tu, od lewej zrobiliśmy Ogrójec, dalej miejsce Ostatniej Wieczerzy, Dzwon Pokoju to Brama do Jerozolimy, potem świątynia, pałac Piłata i na końcu pałac Heroda. Przez kolejne trzy lata dokładaliśmy kolejne jerozolimskie budynki - opowiada scenograf Rajmund Rakoniewski.

- Elementy scenografii zwozimy na tydzień przed misterium, w sobotę. Od poniedziałku trwa montaż. Pracujemy po 10 - 12 godzin na dobę. To dziesiątki części, które co roku na nowo trzeba złożyć w małą Jerozolimę. Całość wytrzymała już kilkanaście lat i wytrzyma tyle, ile będziemy chcieli - mówi pewnym głosem.
Jezus z za dużym brzuszkiem?

Rakoniewski należy do tzw. twardego trzonu ekipy misteryjnej. Podobnie jak Zie-mowit Howadek, który w tym roku niestety musiał zrezygnować z przyczyn zdrowotnych. W sobotę będzie jego pożegnanie.

- Pamiętam początki, długo szlifowaliśmy gesty Jezusa, jego sposób wypowiedzi - opowiada Ziemowit Howadek. - Jezus musiał być trochę teatralny, bo misterium to forma teatralna, ale też musiał być naturalny. Artur stawiał na neutralność. Mój Jezus nie fruwał w obłokach, był ludzki. Wałkowałem wtedy „Jezusa z Nazare-tu” w reżyserii Roberta Powella. To był mój wzorzec.

Howadek do roli w misterium podchodził zawsze bardzo poważnie. Podporządkowywał jej swój tryb życia przez cały rok. Stosował odpowiednią dietę, uprawiał sport.

- Gdy, któregoś roku się nieco zaniedbałem, Artur żartował sobie, że Jezus ma za duży brzuszek. Starałem się o formę, bo nie chciałem słyszeć uszczypliwości - mówi.

Jak Judasz został Jezusem

W tym roku Ziemowita zastąpi Cezary Łapa, który do tej pory grał... Judasza. Co Ziemowit poradził następcy?

- Czarek miał problem z tym, jak grać kogoś, kto wie, co za chwilę się wydarzy. Powiedziałem mu prosto: „Słuchaj Czarek, ty też znasz scenariusz i wiesz, co będzie dalej. Dokładnie tak samo jak Jezus, więc tak to graj”. Chyba mu to pomogło - opowiada Howadek.

Cezary Łapa jest przejęty nową rolą. Na co dzień mąż i ojciec, a teraz ma grać Jezusa. Dla osoby wierzącej, jak on, to duże przeżycie.
- Granie Judasza nie zmieniło mojego życia, choć wiele osób mnie o to pytało. Grałem innego człowieka, sam jestem człowiekiem. Judasza rozumiałem - opowiada Cezary Łapa. - Teraz wszystko jest inaczej. Gram Boga, muszę patrzeć na świat jak On. Jakbym wszystko wiedział, potrafił przejrzeć ludzi na wylot, jakbym wiedział, co myślą, co czują i chciał ich uczyć miłości.

Wie, że jako Jezus na scenie będzie praktycznie przez całe 80 minut widowiska. Jako Judasz miał do odegrania swój „pocałunek Judasza”, wcześniej pojawiał się w czasie ostatniej wieczerzy i to by było na tyle. - Jako Jezus jestem w centrum wydarzeń. No i zawisnę na krzyżu. Kondycyjnie to wyzwanie. Pewnie zmarznę - martwi się po ludzku odtwórca roli Jezusa.

W roli Judasza zastąpi go w tym roku Tomasz Kilarski, na co dzień psycholog więzienny z Koziegłów.

Po robić misterium?

Twórca misterium Artur Piotrowski przyznaje, że nie spodziewał się, że wydarzenie wrośnie w Poznań, że będzie odtwarzane przez tyle lat. - Nie sądziłem, że to będzie komuś na dłuższą metę potrzebne. Sam miałem kryzys cztery, pięć lat temu. Zastanawiałem się, czy jest sens, żeby robić to dalej. Zresztą na dwa lata przeniosłem misterium do Warszawy - wspomina.

Widowisko wróciło jednak do stolicy Wielkopolski.

- Z kryzysu wyciągnęły mnie głosy ludzi, widzów, którzy przychodzą na Cytadelę. Mówią mi różne budujące słowa, że misterium ich zmieniło, że się nawrócili. Są ludzie, którzy nigdy nie potrafili sobie wyobrazić, jak to było z męką Jezusa. I nagle otwierają im się oczy. Aha, on cierpiał, zdradził go przyjaciel, powiesili go na krzyżu. Zobaczyli to na własne oczy. Wzruszają się, głębiej przeżywają wiarę. A skoro tak, będę robił to nadal - mówi Piotrowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski