Nietrudno zauważyć sporą grupę ludzi, stojących w kolejce do 30-litrowego kociołka. Zgrabnie z dużą wprawą, Wiola sporą chochlą polewa z czubkiem. Aż ślinka leci. Dominika podaje bułkę. Gdzieś tam z tyłu, ktoś z kosza piknikowego wyjmuje kompoty, śliwkowe z goździkami, i rozlewa.
Za chwilę po zupie będzie ciasto. Dziś to piegus - czyli biszkopt z makiem, przekładany budynkiem i polany czekoladą. Dominika zaczyna przygrywać na gitarze. Wszyscy śpiewają „Nie płacz, Ewka”. Taki oto piknik co niedzielę odbywa się przy dworcu głównym PKP z Poznaniu, zaraz obok peronu numer trzy.
Ci, którzy czekają na zupę to podróżni. Tak przynajmniej wyglądają. Trzymają torby, ściskają w dłoniach siatki wypełnione po brzegi.
- Nie myli się pani, to podróżni, którzy przy sobie mają cały swój dobytek. Dobytek życia w dwóch siatach z Biedronki - utwierdza mnie w przekonaniu Jacek, mąż Wioli.
Obejrzyj także: Poznań: Siostra Leopolda opowiada o swojej rowerowej przygodzie i pracy w jadłodajni dla ubogich
Źródło: gloswielkopolski.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?