Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naczelnik strzelał jak w Katyniu

Krzysztof M. Kaźmierczak
Jan Młynarek marzył o tym, by zostać funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa
Jan Młynarek marzył o tym, by zostać funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa Archiwum oddziału IPN w Poznaniu
Bezwzględny naczelnik ubeckiego aresztu Jan Młynarek zabijał polskich patriotów strzałem w tył głowy. Zwolniono go z UB, gdy okazało się, że sfałszował swój życiorys przypisując sobie bohaterskie zasługi w walce z Niemcami. Zmarł krótko przed podjęciem przez świadków zbrodni próby postawienia go przed sądem - pisze Krzysztof M. Kaźmierczak.

Strzałem w potylicę zabijał wrogów władzy ludowej Jan Młynarek, szef aresztu Urzędu Bezpieczeństwa w Poznaniu. Wykonywał wyroki osobiście, chociaż formalnie nie był do tego zobowiązany. Nadgorliwością wykazywał się także w dręczeniu aresztantów: bił ich, okradał i wymuszał łapówki.

Człowiek, który przerażał
Pierwszy raz usłyszałem o nim jesienią 1989 roku. Rozmawiałem z ks. Hieronimem Lewandowskim (1909-1998), kapelanem więziennym z okresu stalinowskiego. Mówił, że przeżył dwie wojny, ale to, czego doświadczył, będąc świadkiem egzekucji polskich patriotów, należy do jego najstraszniejszych przeżyć. Nie chciał podawać szczegółów. Zaledwie napomknął o szefie aresztu UB, ale wtedy obawiał się wymienić jego nazwisko. Zrobił to dopiero dwa lata po śmierci Jana Młynarka, w relacji ze swojej posługi kapłańskiej dla branżowego pisma służby więziennej.

Przypomniałem sobie o słowach kapłana, kiedy niedawno odnalazłem w Instytucie Pamięci Narodowej akta dotyczące szefa aresztu. Ze wspomnień ks. Lewandowskiego i dokumentów UB wyłania się ponury obraz człowieka, który przerażał więźniów stalinowskich kazamatów.

Milicjant, który marzył
"Marzeniem moim było i jest służyć w szeregach Bezpieczeństwa Publicznego" - napisał 15 marca 1945 roku w podaniu o przyjęcie do UB 24-letni milicjant z Pakosławia. W życiorysie Młynarek podał, że podczas wojny był ekspedientem w sklepie i dekarzem. Po krótkiej służbie w Rawiczu przeniesiono go do Poznania. Jeszcze w 1945 roku został szefem aresztu wewnętrznego UB.

W areszcie wprowadził terror. Wzbudzał przerażenie. Zachowały się relacje więźniów mówiące o tym, że Młynarek osobiście zabił czterech próbujących ucieczki AK-owców. Dręczył aresztantów na różne sposoby. "Szeroko stosowane jest osobiście przez kierownika Młynarka bicie... Listy od rodzin i do rodzin są przez Młynarka palone. Spacery nie są stosowane. Przez miesiąc nie widzimy światła dziennego" - odważył się napisać w skardze do Bolesława Bieruta jeden z więzionych, ppłk Andrzej Rzewuski ps. Hańcza.

Przebywający w podziemnych celach nie wiedzieli, że naczelnik aresztu ma przerażające "hobby": zajmuje się wykonywaniem wyroków śmierci. Zabijał często osobiście, odbywało się to w lasach między Gądkami a Kórnikiem. "Gdy samochód zatrzymywał się przy lesie, Młynarek szedł przodem, szukając odpowiedniego miejsca. Później przepuszczał nas i strzelał w tył głowy" - tak opisywał egzekucje ks. Lewandowski. Kapłan był świadkiem blisko trzydziestu z co najmniej 112 wyroków śmierci wykonanych w Poznaniu w okresie stalinowskim.

Z dokumentów, do których dotarłem wynika, że Młynarek wykonywał wyrok śmierci m.in. na słynnym poruczniku Janie Kempińskim ps. Błysk, przywódcy powojennego oddziału partyzanckiego spod Ostrowa. Podpis szefa aresztu jest także na protokole egzekucji podporucznika Jerzego Przerwy, dowódcy plutonu LWP z Leszna, który w 1947 roku odważył się wystąpić w obronie Polki porwanej przez żołnierzy Armii Czerwonej. Ilu bohaterów zginęło z ręki Młynarka, tego nie dowiemy się nigdy.

Naczelnik skazany na węgiel w pokoju
Mieszkał przy ul. Kochanowskiego, obok siedziby UB, w której mieścił się areszt. Jego nadgorliwość widać nie wzbudzała sympatii u przełożonych, bo mimo pełnienia znaczącej funkcji przydzielono mu skromne, jednopokojowe mieszkanie.

Młynarek czuł się prześladowany przez przełożonych. Chociaż inni funkcjonariusze mieli przestronne mieszkania, on nie dostał nawet przydziału na piwnicę i musiał przechowywać węgiel w pokoju. Z tego powodu kilkakrotnie groził, że zwolni się z UB. Napisał nawet skargę do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, ale... zatrzymali ją przełożeni.

Partyzant z poprawianym życiorysem
Parokrotnie karano go za bicie więźniów (gdy robił to publicznie), ale nadal pełnił swoją funkcję. Młynarek sprawdzał się jako bezwzględny szef aresztu. Ale już od 1947 roku jego szefowie wiedzieli, że jest on kłamcą ukrywającym wojenną przeszłość. Wskazywał na to nowy życiorys, który Młynarek napisał dwa lata po przyjęciu do UB. Podał w nim, że walczył w podziemnej polskiej Armii Ludowej i miał stopień podporucznika, czego dowodem miał być dokument podpisany rzekomo przez dowódcę, gen. Stanisława Pieńkosia.

To nie był ostatni fikcyjny życiorys naczelnika. W 1950 roku w deklaracji przystąpienia do Związku Uczestników Walki Zbrojnej o Niepodległość i Demokrację napisał, że podczas okupacji wysadzał mosty i wyłapywał konfidentów gestapo. Dopiero wtedy UB zajęło się sprawdzaniem przeszłości funkcjonariusza. Okazało się, że dokument z PAL jest sfałszowany, a wskazany przez Młynarka świadek jego bohaterskich czynów został zabity przez gestapo jeszcze przed rzekomym wstąpieniem przyszłego naczelnika do partyzantki. Przepytując krewnych i sąsiadów funkcjonariusza ustalono, że Młynarek podczas okupacji był w bardzo dobrych kontaktach z Niemcami, do tego stopnia, że podejrzewano go o współpracę z nimi.

Kiedy przedstawiono naczelnikowi wyniki weryfikacji jego życiorysu, próbował bronić się tłumaczeniem, że pisząc go pomylił się, bo... był pijany.

Pan o siwych włosach

Zwolniono go z UB 31 października 1952 roku. Dopiero wtedy stwierdzono, że wyłudzał pieniądze od żony jednego z aresztowanych i zabierał depozyty więźniów. Sprawę jednak umorzono, kiedy Młynarek zobowiązał się pokryć braki finansowe. Wkrótce wyprowadził się z Poznania. Szybko zrobił karierę w branży mleczarskiej. W 1953 roku został dyrektorem Powiatowego Zakładu Mleczarskiego w Turku. Czym zajmował się później - z jego akt nie wiadomo.

Swoje starania o to, by zostać kombatantem, zrealizował już jako emeryt. W 1985 roku Młynarek wystąpił do SB o potwierdzenie zatrudnienia w bezpiece potrzebne do przystąpienia do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Otrzymał zaświadczenie, że w latach 1945-1947 "brał udział w walkach z reakcyjnym podziemiem".

Od lat 70. mieszkał na Ratajach w Poznaniu. Sąsiedzi nie znali jego przeszłości. - To był niepozorny, całkiem siwy pan. O tym, że mieszkałem w jednym bloku z człowiekiem, który dręczył i zabijał polskich patriotów, dowiedziałem się dopiero wiosną 1991 roku. Przyszli do mnie wtedy kombatanci z AK. Prosili, żebym im pomógł w pociągnięciu Młynarka do odpowiedzialności karnej. Mówili o przerażających rzeczach, jakich on się dopuścił. Ale było już wtedy za późno. Młynarek zmarł kilka tygodni wcześniej - wspomina Marek Lenartowski, były szef Solidarności w zakładach Cegielskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Naczelnik strzelał jak w Katyniu - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski